wi\nuw«mc* ruję^iM — ri\uv,cji - numciwi
i fragmentaryzacją społecznego i jednostkowego czasu, do którego zupełnie nie pasują. Przecież wszystko, co przez minione dziewięćset lat robiły uniwersytety, miało sens tylko i wyłącznie w odniesieniu do wieczności czy czasu postępu; jeśli nowoczesność pozbyła się tej pierwszej, ponowoczes-ność rozprawiła się z tym drugim. Czas epizodyczny unoszący się nad dwoma szeregami ruin pozostałych po wieczności i postępie demonstruje wrogość wobec tego wszystkiego, co przyjęliśmy uznawać za wyznacznik uniwersytetu, zdefiniowanego przez OED jako „łączenie się w poszukiwaniu wyższej edukacji". Wrogość nie tylko w stosunku do akademickiej synekury przyznawanej na całe życie, lecz do tych wszystkich idei, które niegdyś leżały u jej źródeł i stanowiły dla niej usprawiedliwienie, owego auspicium melioris levi, owego doświadczenia, które na podobieństwo wina nabiera wartości z wiekiem, owych umiejętności budowanych - na podobieństwo domu 1 piętro po piętrze, owej renomy pomnażanej - na podobieństwo oszczędności - i na ich podobieństwo zwiększającej wartość wraz z czasem przechowywania.
Regis Debray pisał o stopniowym, lecz nieubłaganym usuwaniu się gruntu spod akademickiej reputacji, publicznej renomy i znaczenia7. Grunt ten stanowił wspólną własność akademików, ale już w pierwszej połowie XX wieku znalazł się w gestii wydawnictw. Nowi właściciele niezbyt długo zarządzali uzyskaną własnością; po kilku dekadach własność znowu zmieniła ręce, tym razem przechodząc we władanie mass mediów. Intelektualny autorytet, powiada Debray, mierzono niegdyś wyłącznie liczbą uczniów przybyłych ze wszystkich stron i tłoczących się wokół mistrza, a także, w coraz większym stopniu, liczbą sprzedanych egzemplarzy i publicznym zachwytem nad dziełem; jednak oba środki pomiaru obecnie skarlały, zastąpione czasem antenowym i powierzchnią szpalt gazet. W odniesieniu do autorytetu intelektualnego sparafrazowana wersja cogito Kartezjusza powinna dziś brzmieć: Mówi się o mnie, więc jestem.
Warto zauważyć, że nie mamy tu tylko do czynienia z historią o własności przechodzącej z rąk do rąk i dojściu do władzy nowych zarządców. Własność nie może przetrwać w nienaruszonym stanie wymiany mocodawców, a zmiana kontroli nie do poznania przekształca kontrolowany obiekt. Wydawnictwa interesuje inny typ intelektualnego autorytetu od tego, który kultywuje się na prywatnych uniwersyteckich działkach; a autorytet wyłaniający się z fabryk przetwarzania informacji, jakimi są mass media, jedynie mgliście przypomina autorytety wykute przez poprzedników.
7 R. Debray, Le poimoir intellectual en France, Paris: Ramsay 1979.
148