., . ;ri -' .............. ....................................... -'k; ■■'i”ł:--!ti-!/;ii
■j
Wydarzenia nastąpiły po sobie tak błyskawic że nawet Skubanego zawiódł refleks. On jeden dział, że owe stwory, to byli Żółwiaczkowie ubr w maski przeciwgazowe, chroniące ich przed dym Oczywiście w ciemności rura maski mogła się sk rzyć z ryjem odyńca, zwłaszcza że małżonkowie li na sobie skóry. 'j
Szczęśliwie wszyscy dobiegli do hotelu, a ę| przygoda skończyła się jedynie na strachu. j
Skubany wraz z mieszkańcami osady poszedł !j chaty Pyrolaka, gdzie mieli ich oczekiwać bohate wie żałobnych uroczystości.
Jakoż gdy weszli, ujrzeli dziwny widok. Żółw czkowa siedziała okrakiem na mężu i okładała kuksańcami po głowie. Bohater zaś nie wyglądał] nieboszczyka, bo choć w niewygodnej pozycji, od ' zał się przecież jak mógł. .j
Z trudem rozdzielono walczących. !
■— Widzicie go, kryminalistę! — darła się jesz<| kobieta. — Przytrzymał mnie w ogniu, żeby wypa
bardziej realistycznie. Sprzykrzyłam mu się na s,
|
rość. Dziadyga, ogląda się za młodszymi. Poczekaj, j ja ci dam jakiś tam realizm! j
— Wszystko dobre, co się dobrze kończy — pro wał ją ułagodzić prezes. —- Ale jak to się stało, że j| zwoliliście sobie na odstępstwo od scenariusza? ii
| I ;
Z wyjaśnień obydwojga wynikało, że z począt wszystko szło dobrze. Kiedy dym zakrył wierzcho^ stosu i zaczął gryźć w oczy, Żółwiaczek, j.ak było urri, wionę, założył maskę przeciwgazową, którą mu prze'
• i ?
ił
l
s
i. ;J i ii.
Si!
tem wręczył Skubany. Kiedy zobaczył wynurzającą ■" z gryzących obłoków małżonkę, zrobił jej miejsce ob siebie i pomógł założyć ochraniacz. Żółwiaczkow mieli odczekać możliwie najdłużej i dopiero w osta niej chwili zjechać po bierwionach z drugiej stron
I 1
132
ł
.......
* •' ! A'> ‘ f'> ;’• % f.s•: ;
A i1 :1 . , 11 i": • •
’ ^ ' - 1 ............. V-'- • -
osu i pod osłoną dymu uciec w stronę lasu. Jednak ółwiaczkowa przestraszyła się i postanowiła wcześ-liej opuścić płonący stos. Na 'to z kolei nie chciał się godzić małżonek, a ponieważ maski utrudniały im
i
)|i irozumienie się, przytrzymał żonę za skórę. Zdenerwowana kobieta wyrżnęła go bierwionem w głowę. Wówczas drzewo obsunęło się i oboje spadli na ziemię. Na dodatek w maskach, z którymi byli nieoswojeni, (tuczynało brakować im powietrza. Dlatego właśnie Wybrali najkrótszą drogę do lasu i wpadli w grupę liudzoziemców, przewracając po drodze milionera Bułę. Nu szczęście nie zostali rozpoznani.
Wyjaśnienia Żółwiaczka brzmiały bardzo prawdopodobnie, tylko Żółwiaczkowa energicznie im zaprzeczali). W każdym razie nikt nie dowiedział się na pewno,
■ julcie prawdziwe intencje miał rzekomy nieboszczyk, Lgdy na buchającym płomieniami stosie przytrzymywał 1'nułżonkę za skórę.
Po chlubnym zakończeniu widowiska pogrzebowego Wyłoniła się dodatkowa okoliczność. Małżonkowie, jako i; upaleni, nie mogli pokazywać się przyjezdnym. Naj-bardziej ubolewał nad tym Żółwiaczek, którego to dobrowolne uwięzienie pozbawiało możliwości wyko-I i\ywania umiłowanego zawodu. Po całych dniach mieli (siedzieć w zamkniętej chacie, a wychodzić tylko wie-■" r/orami i wtedy, gdy mieli pewność, że nie zostaną rozpoznani.
ROZDZIAŁ PIĘTN ASTY
Rozwój handlu pomiędzy tubylcami i przybyszami zza Oceanu korzystnie wpływał na zacieśnienie wza-
r
I
I ■
I
li
i .
i
I.
133