44
Hrabia wiedział, źe umiera i śmierć przywoływał. Kaul Die opuszczał go ani na chwilę. Piątego dnia, w chwili, kiedy świt rozpraszał ciemności nocne, pan de Yadans, którego głos osłabnął coraz bardzićj, zażądał pomocy religijnśj.
Kamerdyner Honoryusz pobiegł do kościoła Saint-Sulpice i przyprowadził księdza, który przyjął ostatnią spowiedź starca i dał mu rozgrzeszenie. Po odejściu księdza, Maksymilian dał znak Rautowi, a-żeby się nad nim pochylił.
— Doznałem ulgi!... nie czuję już tego ciężaru, który mnie przygniatał — rzekł, uśmiechając się po raz pierwszy od lat ośmnastu... Mogę cdejść... żegnam cię moje dziecię... chcę być pochowanym w Compiegne, w grobie mojćj familii.
Były to jego ostatnie słowa. Oczy mu się zamknęły, jak gdyby zasypiał. Westchnienie wydobyło się z jego piersi... dusza opuściła ciało.
Kiedy Raul spostrzegł, że stryj jego nie żyje, acz przygotowany był na jego śmierć, rozpłakał się i pobożnie pocałował martwe czoło hrabiego. Następnie zapytał Honoryusza, co zrobić należy, aby zwłoki mogły być pochowane w Compiegne.
— Czy mogę powiedzieć parę słów — zapytał się Honoryusz?
— O co chodzi.
— Znałem dobrze charakter mego zmarłego pana. Z pewnością nie przyszło mu na myśl, zrobić przed śmiercią testamentu. Prawdopodobnie przypadnie zatem połowa majątku na pana, połowa na siostrę pańską, jako na jedynych spadkobierców po zmarłym.
— Co mnie to obchodzi — przerwał ma Raul. — Mam dosyć swego majątku.
— Jeżeli pozwoliłem sobie przypomnieć o tern, jedynie dla tego, ażeby panu przypomnieć, że opanowany boleścią, mógłbyś pan zapomnieć uprzedzić panią baronowoną i jej syna.
— Nie zapomniałem o tern Honoryuszu... Zawsze ubolewałem nad niepojętym wstrętem wuja do mego kuzyna, którego... szanuję... Idę natychmiast odwiedzić moją ciotkę i Filipa, przyjdą tu zastąpić mnie przez kilka godzin, bo już nie czuję sił i potrzebuję koniecznie trochę spoczynku... Nim oni tu przyjadą i podczas kiedy ja będę w merostwie i a-dministracyi pogrzebowej, nie odchódź z tego pokoju. Zmarły nie powinien zostawać sam...
Raul poszedł przywdziać żałobne suknie, zaopatrzył się w konieczne papiery dla zadeklarowania a-ktu zajścia i wyszedł z pałacu.
Powóz, wzięty z placu Saint Sulpice, zawiózł go najprzód do pani de Garennes. Baronowa, jak wiemy, mieszkała przy ulicy de Madame. Filip był u matki.
Wiedząc, że hrabia jest umierającym, oboje rozmawiali o nadziei spadku i zapytywali się wzajemnie, czy nadzieje te nie zakończą się okrutnym zawodem.
Matka porówno jak syn niczego przed sobą nie ukrywali, rozumieli- się przewybornie, gdyż jedno warte było drugiego.
Dzwonek dał się słyszeć. W parę sekund pokojówka oznajmiła wizytę pana de Cballins.
Filip i baronowa spojrzeli po sobie.
— Prosić... - rzekła pani de Garennes.
Raul wszedł.
— Przynosisz nam pewnie smutną nowinę ? — rzekł Filip.