70
W połowie wysokości trafiamy rzeczywiście na mały przylądek i odpoczywamy, wisząc między niebem a ziemią. Ogień trzeszczy, orkiestra, usadowiwszy się malowniczo na odłamku skały, rozpoczyna, poważnie jedną z tych dzikich przykrych melodyj, które całkiem odpowiadają widokowi. Jeden z naszych towarzyszy korzysta • z odpoczynku, by kazać sobie brodę ogolić, albowiem gromada nasza jest w możności zaspokojenia wszelkich potrzeb. Kozice spoglądają na nas ciekawie ze szczytów skał niedostępnych, a na ich widok kipi krew myśliwska w naszych ludziach.
Po długim odpoczynku, nasyciwszy się dowołi wspaniałością otaczającej przyrody, zaczęto schodzić ku Rybiemu Stawowi, gdzie już przy brzegu czekała tratwa z przewoźnikami.
Przewodnicy nasi tworzą na tratwie malowniczą grupę, orkiestra usadawia się na przodzie, wioślarze biją w takt wiosłami, i przepływamy spokojnie jezioro, w którego toni odbijają się zarysy szczytu Mięguszowieckiego, podczas gdy oczyma napróżno śledzimy po jego bokach drożynę, którą dopiero co zeszliśmy. Taka podróż wodą, wśród ciszy i otoczenia olbrzymiemi górami, tworzyła wspaniały obraz, którego do śmierci nie zapomnimy.
Przy końcu jeziora znajduje się schronisko drewniane, wystawione staraniem Towarzystwa "tatrzańskiego. Wchodzimy doń z orkiestrą na czele i przy ustawicznych wystrzałach z moździerzy, które witają przybywającego króla Tatr do swych posiadłości. Schronisko składa się z wielkich izb, w których łóżka gościnne pozwalają przyjemnie noc spędzić.
Ledwośmy się rozgospodarowali, gdy orkiestra zaczęła już wygrywać tańce, a nasi ludzie, tak zwinni, jakgdyby dopiero co wstali ze spoczynku, biegną nasycić się swą najprzyjemniejszą zabawą.
Górale tańcują po większej części po jednemu; tancerz oddziela się od grupy i tupie na miejscu, stosując się do taktu coraz szybszego orkiestry; niekiedy przerywa deptanie, by skoki wyprawiać, by bić się po udach, kolanach, stopach, jak koczujący Tyrolczycy, lub staje przed orkiestrą i jej improwizuje; każdy tancerz improwizuje swojej tancerce, ile tylko ich ma podczas zabawy.
Lecz tańcem najcharakterystyczniejszym jest taniec wojenny (zbójnicki). Górale uzbrajają się w toporki, wdziewają kapelusze, taniec zaczyna się pochodem w koło; stary skrzypek Sabała usadawia się w środku, daje takt swą ciupagą i potrząsa długiem piórem swego kapelusza. Poruszanie się idzie crescendo, i tupanie rośnie; od czasu do czasu wyrwie się okrzyk dziki, lub gwizd rozbójników, następnie tańczący stają naprzeciw siebie w parach, trącając się siekierkami, i rozpoczynają obracanie się wkoło. Orkiestra gra zapamiętale, poruszanie zawraca już głowę, powtarzanie do sytości jednej melodji w coraz szybszem tempie kończy się wywołaniem pewnego upojenia nerwowego.
Powiada Buls, że górale, gdyby to od nich zależało wyłącznie, z pewnością tańczyliby tak do świtu; ale wypadało udać się na spoczynek, bo nazajutrz miano przez Waksmundzką wracać do Zakopanego. Niestety, cały dzień następny lał deszcz, jak z cebra, tak, że cała, drużyna,, gdy w Jaszczurówce wsiadała do czekających na nią wózków, była przemoczona do nitki.
Buls nie opisuje innych wycieczek, które za swego pobytu w Zakopanem odbył w Tatry węgierskie i polskie. Zaznacza tylko, iż był na Gewoncie i na Gubałówce, iż poznał doliny Kościeliską i Strążyską, że ze Szmeksu zrobił wycieczkę do Kohlbachu i Pięciu Stawów Węgierskich. Nie wspomina, też,