20 POLOWANIE NA POTWORY MORSKIE
— Wiosłować! Wiosłować! — krzyknąłem, choć byłem w strachu, że się to nie zda na nic, bo tylko parę stóp linki pozostało na rolce. Na szczęście u samego ujścia rzeki ryba jakby się zawahała, cofnęła się, potem zaś rzuciła na prawo i na lewo. O kilka jardów od brzegu znów skoczyła wgórę. Przez ten czas, dzięki Griffithsowi, wiosłującemu z całych sił, udało mi się ściągnąć z 30, 40 jardów linki.
Tymczasem kilku krajowców z Black River zobaczyło wyskakującą rybę. Ogarnął ich na widok jej prawdziwy entuzjazm. Okrzyki ich ściągnęły ku rzece całą niemal ludność miasteczka. Wkrótce most i mola oblepione były ludźmi.
Ryba wreszcie się zdecydowała, co robić, i, biorąc pęd z miejsca, ruszyła w górę rzeki. Przemknęliśmy pod mostem. Griffiths tłukł wodę łopatką, jak szalony, a krajowcy ryczeli gTemjalnie, rzucając nam słowa zachęty. Każde czółenko, które było pod ręką, a nawet wielkie barki z błękitnego drzewa, przycumowane u brzegu, napełniły się krajowcami, którzy podążali w ślad za nami. A nasz lewjatan, jakby chciał się w całej swej okazałości zaprezentować ludziom, których zdążyły się zebrać setki, rzucił się na 6 stóp wgórę i spadł z trzaskiem, aż daleko rozbiegły się fale i poleciały pieniste wypryski.
Zmierzaliśmy wprost ku Broad Water. Tu moi kolorowi sprzymierzeńcy, zabiegłszy rybie drogę w swych czółnach i tłukąc wściekle powierzchnię wody, odstraszyli rybę, która zawróciła zpowrotem ku ujściu. Hamowałem, jak mogłem, bojąc się, że linka trzaśnie lada chwila; a jednak, czyniąc zaszczyt firmie Hardy Bros, wytrzymała i nie pękła. Ryba przez dłuższy czas płynęła wprost ku ujściu, a potem zawróciła znów w górę rzeki. Wszelka praca w Black River ustała; krajowcy wpadli w trans, a przeraźliwe ich krzyki świdrowały w uszach. Upał i olśniewający blask słońca był wprost nieznośny.
— Griffiths — wykrztusiłem — jeżeli ta ryba