- 232 —
Jądronat omiast jest zupełnie białe, ma palący, ostry, pieprzowy smak.
Dawnićj używano tych ziarnek do przyprawiania piwa. Obecnie używają ich tylko dla celów lćkarskich.
Niestety 1 używają ich tśż do fałszowania piwa, nadając nimi fałszywą tęgość, niby większą zawartość alkoholu. Na szczęście, ziarna te sprawiają tylko zwiększone pragnienie i lekkie upojenie, z resztą całkiem są zdrowiu nieszkodliwe.
ROZDZIAŁ XIX.
Indyjanie południowej Ameryki mają własny, właściwy narkotyk, który im tak samo jest potrzebny do życia, jak opium i baczysz w gorących krajach starego świata. Nie jest w Europie znanym, ponieważ ogranicza się prawie wyłącznie na mićszkańców Peru i Boliwii.
Koka jest nazwisko krzewu, noszącego łacińską botaniczną nazwę erythroxylon coca, wysokości 6 do 8 stóp, mającego piękne, zielone liście. Już od niepamiętnych czasów szczepy krajowców miały zwyczaj dziennie po kilka razy w chwilach odpoczynku żucia liści tćj rośliny. A tak ważnemi były one, że nimi jak pieniędzmi płacono towary. Uważano je za dar bożka słońca. Każdy Indyjanin zaopatrzony jest w c h u s p ę, czyli w woreczek z liściatni i w drugie naczynie z niegaszonym wapnem, albo też popiołem kwinoi, bananu lub innćj rośliny.
W pewnych oznaczonych godzinach Indyjanin zaprzestaje pracy, zrzuca z siebie ciężar i siada do a c u 11 i c a r , to znaczy do żucia liści. Dobywa je z woreczka, posypuje wapnem niegaszo-nśm, albo potażem (popiołem), zwija w kulkę, zwaną a c u 11 i c o, i wkłada w usta. Podczas żucia swego akuliko ani prośby, ani groźby nie wywićrają na niego wpływu. Znajdując się pod wpływem koki nie zważa na ulćwny dśszcz, na ryk dzikich zwiórząt, nie zważa choćby wszystko się obok niego paliło, — on siedzi lub leży rozciągnięty i raczy się sokiem Bozkićj swój koki.
To twra kwadrans do pół godziny, trzy do czterech razy dziennie, a tak mu jest ważnero, że opuszcza chlebodawcę, skoro mu czas ten skrócić się poważy.
Miószkańcy pierwotni krajów peruwiańskich i boliwskich są wszyscy milczący i usposobienia me-lancholicznego. Przypisują to ich ujarzmieniu przez Europejczyków. Całemi dniami siedzą rodziny w chacie, nie mówiąc do siebie ani słówka. W ich rysach nawet wyrytą jest wewnętrzna bo-eść, która ich zdaje się trapić.
Zdawałoby się, że po zaprowadzeniu rządów republikańskich w południowój Ameryce stan In-dyjan się polepszy, i że piórwotni mićszbańcy zrównani zostaną politycznie z Europejczykami. Jed-