Bronisław Romaniszyn. 109
Niekiedy było danem Mallory'emu przeżywać w namiocie noce ciche, jasne, owiane czarem gwiaździstego nieba; owe noce, w których według Witkiewicza „przeżywa się to wszystko, co przeżywali od narodzin duszy ludzie, kiedy oderwali oczy od ziemi i wznieśli je ku gwiazdom i kiedy po raz pierwszy odczuli ten poryw ku niedościgłym blaskom, to uświadomienie dali nieprzebytej, dzielącej chęć od możności — kiedy narodziła się tęsknota"... Noce takie napełniały Mallory’ego uczuciem niewysłowionego szczęścia.
„Leżę, mając głowę umieszczoną blisko otworu namiotu i patrzę w niebo zasiane gwiazdami. 1 wydaje mi się, jakby z nieba schodziły myśli i wślizgiwały się pod skrzydła namiotu. Sen zmienia się w ekstazę, która trwa aż do chwili, gdy bije godzina wstawania, fl potem? — pyta Mallory. Pierzcha czar nocy górskiej, a jego miejsce zajmuje szary i pospolity obraz obozowiska ludzkiego; razi Mallory’ego widok owiniętego workiem do spania „sahiba", budzącego kulisów; razi go widok rozrzuconych skrzyń koło namiotów; żal mu niepokalanej bieli śnieżnej, zmierzwionej i zdeptanej stopami turystów. Żal mu „tych chwil, które znikły na zawsze", zostawiając jedynie „wspomnienia tego wszystkiego, co widzieliśmy, czego już nie ujrzymy i czego inni może nigdy nie zobaczą".
Jedynie bezgraniczne umiłowanie górskiego świata mogło zbudzić tę niezwykłą wrażliwość na nadziemskie wizje piękna, płynące z majestatycznej ciszy gór, jedynie subtelność i piękno duszy mogły wytworzyć to szlachetne przeczulenie na punkcie nienaruszania niepokalanej szaty przyrody górskiej. Gdy więc czytamy te skromne sprawozdania, przemawiające silniej, niż płomienne opisy wielu głośnych wypraw alpejskich, poznajemy głębię myśli tego niezwykłego człowieka i przeżywamy z nim chwile tak piękne i wzniosłe, jak te góry, które miłuje, któremi żyje i w których ginie...
Na te długie, pełne piękna spokoju lub straszliwej grozy noce himalajskie, spędzane w namiocie w oczekiwaniu na łaskawszy uśmiech „Matki-Góry", zabierał Mallory książki ze sobą. Rzucić się musi każdemu na usta pytanie: jakież to były książki, które mógł Mallory czytać na wyżynach najwyższego szczytu ziemi? Możnaby sądzić, że warunkom, w których zmuszeni byli żyć wówczas alpiniści angielscy, odpowiadałaby raczej literatura lekka, przynosząca potrzebne uspokojenie i miłą rozrywkę dla utrudzonych nerwów. „Niestety jednak — pisze Mallory — literatura lekka jest w rzeczywistości bardzo ciężką, gdyż... bardzo wiele trzeba jej ze sobą zabierać". Książkami, z któremi się nie rozstawał Mallory podczas swych wypraw na podniebne wyżyny Everestu, były: flntologja Roberta Bridge’a