120
wnego zwyczaju, kapituła warmińska, biskupom swoim na sejm wyjeżdżającym dawała z dochodów swoich znaczną summę niby na karty; książę przyjął ten podarunek, ale cały na służbę swoję obrócił. Łagodny i wyrozumiały dla swoich domowników, powiadał, że dosyć oni są nieszczęśliwi, że służą, i dlatego powtarzał, że nie trzeba im dawać poczuć ich nieszczęsnego przeznaczenia. Na sejmie tymczasem stanęły naprzeciw siebie dwa stronnictwa, które wtenczas Kzeczpospolitę zaburzyły, nie można było dalój prowadzić rozpoczętych obrad. Krasicki radził wtedy królowi zawiesić sejm, aż póki całe ciało prawodawcze nie ujrzy w zupełnym komplecie, zaklinał nawet senatorów, żeby się nie schodzili na posiedzenie do zamku: chwalili go za to i obiecywali, że nie pójdą, a poszli jednak, i rozwodzili się tylko z żałobą. Otrzymał za to Krasicki rozkaz opuścić natychmiast i sejm i Warszawę.
Pożegnawszy zatćm króla, wyjechał dnia 6 listopada do Warmii z obietnicą, że na nowy rok powróci. W Heilsbergu obchodził dzień 25 listopada, trzecią już rocznicę koronacyi Stanisława Augusta. Śpiewano w katedrze warmińskiej wotywę, potem Te Deum, i sto razy wystrzelono z armat. Książę biskup wydał obiad wystawny dla sproszonych gości w zamku. Grała wyborowa muzyka, a szlachta i panowie u stołu spełniali hucznie zdrowie króla, a przy każdym grzmiały na wiwat armaty. Zdaje się, że Krasicki wierzył w Poniatowskiego, widział w nim rękojmię przyszłego szczęścia Polski, ale widząc co się dzieje, przypuszczał, że król tylko nieszczęśliwy* Wierzył może, że przecież kiedyś te burze przeminą, że na nowo zaświeci słońce, niosąc z sobą pogodę i pomyślność narodu.
Po nowym roku 1768 Krasicki powrócił do Warszawy, i wtedy poświęcił się całkiem literaturze. W chwilach burzliwych, podczas wojen konfede-racyi Barskiej, mieszkał wtedy w nowo wymurowanej kamienicy na Kra-kowskiem Przedmieściu Józefa Wasilewskiego, radcy dworu króla Stanisława. Tutaj dawał tak zwane wieczory uczone, na których bywał cały ówczesny świat literacki stolicy i król Poniatowski. Uprzejmy w przyjęciu książę biskup, sercem dzielił się wtedy ze ewojemi gośćmi, i pokolei odczytywał im swoje utwory, które jeszcze świata nie widziały. Goście jego zatóm wprzódy nim naród mogli ocenić wartość tych prac, tego niezrównanego talentu, który nagle zabłysnął najpierwszą wielkością. Czasami gości swoich zabawiał kartami. Krasicki lubił karty, ale tylko dlatego, że w nich znalazł odpoczynek po prący i miłe przepędzenie czasu. Nie zapalał się nigdy do tej zabawy, a chciał dobrem sercem ująć swoich gości. Mało przywiązywał ceny do pieniędzy, a ztąd mimo ogromne dochody nigdy zastosować się do nich nie potrafił ze ewojemi wydatkami. Prowadził prawdziwie książęce życie. Nieraz się brak czuć dawał, bo i służba potrafiła z niego wyciągnąć korzyści. Ludzie przy nim się bogacili, a jemu nie wystarczało. Że zaś był Krasicki w calem swojem obejściu się prawdziwym panem, nigdy straty swojej nie dochodził, a oczywiście długi musiały rosnąć co chwilę.