311
"
„Lata pobytu mego w Komanowie, były bardzo szczęsliwemi, dnie mi zajmowała nauka wcale nie ciężka, wesołe zabawy, przechadzki po Romano-wskim ogrodzie, przechadzki, w ciągu których poglądająo po starych drzewach, po cienistych zakątach, uczyłem się marzyć, i domyślać mglistej jakićjs przeszłości, zdając się ją tylko przypominać sobie. 1J0 ,'iil ,l>pf i
„Już ciebie niema droga moja przybrana matko, na której kolanach nauczyłem się czytać, myślćć, i modlić, już ciebie 'niema aniele święty, a Komanów opustoszał. Jedna już tylko babka w nim płacze: o! nie mógłbym go teraz widzieć, a jak mnie boli wspominać 1 jak tam teraz pusto i cudzo być musi, jak zimno, jak zimnol Ale dawniej, dawnićj, mimo kłopotów życia, mimo nierzadkich zmartwień, Komanów żył, Komanów był tak wesoły, tak miłyl Pamiętam jeszcze dziadka naszego, w bajowej czujce chodzącego koło gospodarstwa i ogrodu: pamiętam prababkę, którą wówczas btałą babunią zwałem, jadącą do Chmielity spokojną klaczą Jaroszewską, przykrytą od much białą kapą w pstre cętki.
„Pamiętam, ol pamiętam wszystko, i naukę czytania na kalendarzu, i wieczorne zabawy, i cacka dziecinne, i wszystkie nauki twoje, biedna prababko, pamiętam, kiedy i mi dają łakocie, po jakićmś przewinieniu dzie-cinnem, powiedziała:
—• Tak, Józiu, trzeba ze złe dobrem płacić.
„Bóg twoje cnoty, zapłacił długiem, choć bolesnem życiem, weezłaś teraz świętą do nieba przecierpiawszy na ziemi, co tylko najdotkliwszego dla serca matki być może, przepłakawszy nad mogiłami dzieci, i gdybyż tylko nad mogiłami I . Wspomnień tych początku mojego życia zgromadzić nie mogę, tak mnie żal ogarnął. I nigdy, nigdy, nie wróci ta przeszłość, nigdy nie wrócą ci ludzio, tamte czaty, nigdzie już nie znajdę Romanowa, nigdzie! Bóg łaskaw, ja mam znowu drugi Romanów, ale i pierwszego mi żal, i po pierwszym plączę. , 1
,,Od dzieciństwa, nie wiem jaki szał wrzał w mojej głowie, nie uwierzycie mi gdy powiem, żem wprzódy pisać począł, niin pisać umiałem: ale to pewna, żem drukowanemi literami składał już jakieś powieści i wiersze. Przyszłość moja objawiała się wyraziście, lecz prócz dobrych babek, reszta familii nielitośćiwie szydziła z tych dziecęcych wysileń. Równie mnie wówczas zajmował rysunek, do którego taż sama i dziś pozostała namiętność. Tu już, w Komanowie, dzieckiem jeszcze, marzyłem na przemiany o nauce, o sławie, o sztuce, miałem już jakieś przeczucie wszystkiego, przeczucie powołania. Nietyle jednak zajmowała mnie nauka sama, która mi się, przyznam, wydawała dość nudną, nie byłem burdzo pilny, nie miałem pamięci do słów i formuł, ale po lekcyach kradłem książki, aby je czytać. Pamiętam dobrze, jak jeszcze małym chłopięciem drżałem od strachu, czy-tająo romans p- Radcliffe, na ganku ogrodowym, gdzie żywej duszy nie było, i smutno tylko jodły szumiały. Byłem tak w końcu przejęty, żem musiał uciec do pokojów. Trzeba przyznać, że gdy wszyscy w domu, drogie babki, dziad, wuj, ciotki, wszystko czytało i mówiło o lite-
i