się regularnie i spokojnie. Praca na stoczni kończyła się o godzinie 5, a po wieczerzy zwykle przebierałem się i odwiedzałem wujostwo. Wieczór spędzaliśmy w domu albo udawaliśmy się razem na przedstawienie do teatru miejskiego. W każdą sobotę tak kombinowałem swoją służbę z kolegami z innych torpedowców, żebym mógł wyjechać z Rygi do poniedziałku rana.
W sobotę po południu, upiększywszy się jak tylko mogłem najlepiej, z małą walizką w ręku żegnałem się w pośpiechu z żartującymi ze mnie przyjaźnie kolegami, biegłem na dworzec na pociąg do Mitawy. Po godzinie jazdy w Mitawie wsiadałem do innego pociągu i znowu jechałem około dwóch godzin do małej stacyjki, w pobliżu której było leśnictwo. Lubiany byłem przez moją przyszłą teściową, o której względy zawsze starannie zabiegałem. Toteż zwykle przysyłano po mnie sanki, którymi dość późnym już wieczorem przyjeżdżałem na wieczerzę do Zalingen (tak się nazywało leśnictwo).
Niezapomniane, przemiłe dnie młodości. [...] I któż by myślał wtenczas o zgrzytach życia, które nadeszły, któż mógł przewidzieć wszystkie chwile grozy, które potem nastąpiły?
Obaj bracia Heli byli w szkołach i nieczęsto przyjeżdżali na niedzielę. Oprócz rodziców w domu były tylko obie córki. W niedzielę, jeżeli pozwalała pogoda, odbywaliśmy spacery na pola i do lasu sosnowego. Najprzyjemniejsze były wieczory, gdy zwykle kolejno siadali do fortepianu teść i teściowa i grali. Pani Jankowska miała świetną szkołę muzyki, natomiast pan Jankowski miał sposób gry niezwykle miły i przyjemny, chociaż prawie nie miał sposobności się uczyć. Grał przy tym rzeczy swojskie i proste, jakie zwykle grywano po dworach polskich w czasie porozbiorowym. Wieczór mijał szybko w nastroju miłym i pogodnym. W pewnej chwili pan Jankowski zaczynał zapędzać wszystkich do snu i chociaż chcieliśmy jeszcze chwilę być razem, rozchodziliśmy się do swoich pokoi ze świecami w rękach.
Nazajutrz w poniedziałek wstawałem pierwszy około godziny 5, szybko się ubierałem, piłem gorące mleko i albo znowu sankami, a często pieszo spieszyłem na kolej. Było ciemno i smutno, zwykle też zimno. Wracałem do Rygi około godziny 9, zabierałem się do pracy i zaczynałem liczyć godziny do popołudnia następnej soboty.
107