Idąc ulicą 23, rozglądałem się uważnie i odczytywałem szyldy. Wzrok mój padł na duży napis ponad jednym z pięter czerwonego, trzypiętrowego budynku „Czecho-Slovakian Emigration House”. Wszedłem i w hallu zastałem gospodarzy, dwoje starszych państwa, którym objaśniłem, że właśnie przybyłem na statku z Europy i chciałbym zamieszkać. Przyjęto mnie uprzejmie i nawet serdecznie. Emigrantów żadnych z Czech nie było już dawno, instytucja jednak istniała. Pokazano mi na pierwszym piętrze bardzo czyściutki i miły pokoik, w którym też ulokowałem się od razu za cenę 3 dolarów tygodniowo, wliczając w tę cenę pierwsze śniadanie. Myślałem, że udało mi się doskonale i moje 25 dolarów nie wydały mi się teraz sumą tak bardzo małą.
Gospodarze ucieszyli się z jedynego gościa i potem przez cały czas pobytu w Nowym Jorku opiekowali się mną. Niestety, nie pamiętam ich nazwiska. Wiem tylko, że w domu była córka, panna już dorosła. Pierwsze śniadanie dostawałem bardzo obfite. W pokoiku mieszkało się bardzo wygodnie. Podczas długich rozmów, jakie nieraz odbywaliśmy po południu, udzielono mi dużo rad praktycznych. Mieli jeszcze syna, ale pracował gdzieś poza Nowym Jorkiem i nie spotkałem go.
Zatelefonowałem do biura American Express Company i moje rzeczy przysłano wieczorem w najlepszym porządku. Rozlokowałem wszystko w szafie i szufladach, wykąpałem się dokładnie i pierwszego dnia nigdzie nie poszedłem.
Rano dnia następnego, wypoczęty i ubrany w najlepszy strój, będąc dokładnie poinformowany przez gospodarza co do drogi, wyszedłem i idąc dalej ulicą 23, niebawem doszedłem do Broadwayu, na rogu którego wznosił się oryginalny, gdyż rzeczywiście mający formę żelazka do prasowania, budynek Flatiron. Wszedłem do obszernego hallu. Po obu stronach widać było windy, które stale chodziły w górę i w dół. Wszedłem do jednej z nich i dojechałem na dwudzieste pierwsze piętro. W biurze zastałem cały skład Delegacji, który ujrzał mnie ze zdziwieniem wielkim, ale też wszyscy powitali mnie niespodziewanie serdecznie. Długo musiałem opowiadać o wszystkim, co wiedziałem o Rosji i o flocie. Wypytywano mnie o kolegów, którzy tam pozostali. Wytłumaczyłem, że przyjechałem najzupełniej na własne ryzyko, a żeby udowodnić, że nie jestem żadnym dezerterem,
189