bolszewicy nie mogą rozstrzeliwać wszystkich, a zwłaszcza bezbronnych kobiet i dzieci.
W październiku bolszewicy prowadzili intensywną ofensywę, przed którą wojska białych cofały się szybko i linia frontu coraz bardziej zbliżała się do Omska. Rozpoczynała się zima; zanotowałem w pierwszych dniach listopada mróz do 15 stopni.
Wszystkie urzędy już wyjechały w kierunku Władywostoku. Personel Ministerstwa Morskiego miał wyznaczone pociągi na pierwsze dni listopada. Byłem bardzo zajęty. Ponieważ z domu do Ministerstwa było dość daleko, zarządziłem, że przyprowadzano mi codziennie wierzchowca, na którym mogłem szybciej i bezpieczniej jeździć na służbę i na wypoczynek do domu. Byłem zawsze dobrze uzbrojony. W mieście i szczególnie na jego peryferiach w porze wieczornej rozlegała się ożywiona strzelanina karabinowa. Zdarzały się napady na mniejsze oddziały. Rozstrzeliwano też czasami czerwonych, czy o to podejrzanych.
Chcąc jak najdalej odsunąć swój wyjazd z Omska, odmówiłem wyjazdu razem z urzędnikami i personelem Ministerstwa w porozumieniu z pułkownikiem Pesockim, który został szefem sztabu admirała Starka, dowódcy organizującej się Morskiej Dywizji. Objąłem właściwie tylko nominalnie stanowisko szefa ewakuacji z Omska, a następnie miałem wyjechać do No-wonikołajewska, ażeby przygotować tam kwatery dla dywizji.
Jeżeli chodzi o ewakuację, to nie miałem wiele do roboty. Wszystko zostało już ewakuowane przynajmniej na tory kolejowe, gdzie stały szeregi pociągów złożonych z wagonów towarowych. Pociągi te z wielką mitręgą wyruszały na wschód i posuwały się dalej bardzo wolno, gdyż wszędzie szwankowało zaopatrywanie parowozów w wodę i paliwo.
Miasto opustoszało. Było coraz zimniej i zamiast deszczu padał często jeszcze wilgotny, lodowaty śnieg.
Wszystkie moje plany zostały nagle zmienione. Do Omska z frontu przybył Stiepanow ze szczątkami swego oddziału. Stie-panow wpadł do nas pewny, że nas już nie zastanie. Gdy dowiedział się, że żona zamierza pozostać w Omsku, sprzeciwił się temu z całą energią i zaczął dowodzić, że popełniliśmy błąd nie do naprawienia. Stosunkowo spokojne dotąd nastawienie w mieście uległo nagłej zmianie, wytworzył się teraz nastrój paniczny.
226