dyrektor Rummel zawezwał mnie do siebie i zaproponował, ażebym objął kierownictwo nowego działu w biurze „Żeglugi” — działu przybrzeżnej żeglugi.
Ministerstwo Komunikacji, troszcząc się o dogodne połączenie Gdyni z Helem, obstalowało na stoczni w Gdańsku dwa statki o pojemności około 250 ton każdy. W okresie, o którym mowa, statki te były budowane na stoczni i pierwszy z nich miał być gotów w czerwcu. Ponieważ zostało utworzone towarzystwo „Żegluga”, Ministerstwo Komunikacji przekazało oba te statki „Żegludze” i zadaniem dyrektora Rummla było teraz wszystko przygotować dla ich właściwej eksploatacji.
Zdecydowałem się po krótkim namyśle propozycję dyrektora Rummla przyjąć. Po pierwsze, w okresie początkowym, kiedy trudniej znajdywało się ludzi odpowiednich, można było zrozumieć, że propozycja jest jednocześnie rozkazem. Po drugie, pływanie w zimie bardzo zrujnowało moje zdrowie, a po trzecie — chętnie myślałem o jakimś dobrym stanowisku, które by dało mi możność pobytu na lądzie. I na koniec zaważyła okoliczność, że rutyna pływania na statku frachtowym nie pozostawiała kapitanowi żadnej inicjatywy poza ścisłym wykonaniem jego obowiązków fachowych, natomiast pracując w wydziale żeglugi przybrzeżnej, stosownie do słów pana dyrektora, miałem przed sobą szerokie pole działalności, gdyż poza budującymi się statkami nic nie było przygotowane.
Dowództwo „Wilna” oddałem kapitanowi Turzańskiemu i niezwłocznie zabrałem się do nowej pracy pod kierownictwem dyrektora Rummla.
Przede wszystkim razem pojechaliśmy na Stocznię Gdańską, gdzie dokładnie obejrzeliśmy oba statki, które postanowiono nazwać „Gdańsk” i „Gdynia”.
Następnie prowadziliśmy rozmowy z Urzędem Morskim, zabiegając o pilne przygotowanie odpowiednich przystani w Gdyni i na Helu. Na skutek tych rozmów Urząd Morski postanowił wybudować — zamiast starego i bardzo lekkiego — pomost naprzeciwko dawnego Domu Kuracyjnego, zanim zaś pomost byłby gotów, statki musiałyby dobijać do nabrzeża jedynie w tym czasie gotowego, gdzie obecnie wznosi się gmach Kapitanatu Portu.
315