mu nic, tylko nie dawał kartki na śniadanie. Mają nas w ręce i wiedzą o tym. O tym tylko zdają się nie wiedzieć, że głód i rozpacz na niejedno znajduje sposoby!
Nowyj Mir to kołchoz o kilkudziesięciu podobnych do siebie dom-kach. Mieszkają w nich należący do kołchozu Korejcy i tacy napływowi niewolnicy jak my. Okolica jest płaska, pusta i ruda od pożółkłych ostów i traw. Może w lecie bywa tu zielono. Teraz krajobraz składa się z roz-kłębionego chmurami nieba, zjeżonej suchą, ostrowłosą płowością ziemi i palącego stepowego wichru, który smali skośnie, silnie, bez wytchnienia. Gdzieniegdzie - zwarzony pierwszymi mrozami łan niewyko-panych dotąd buraków albo żółty kwadrat pola po kukurydzy. Poza tym pustka, wicher i beznadziejność.
Dziwnie beznadziejne też wrażenie robią te cudaczne, jawiące się tu i tam w dookolnej pustce bramy. Stanęła ci taka, sama jedna w szczerym polu, i stoi. Dwa proste, wysokie słupy i podkręcony po obu końcach w górę, pagodowaty daszek. Światami od niej - druga taka sama... Nie zamykają nic, nie otwierają niczego. Po prostu są... To Koreańczycy zawlekli ze sobą aż tu poddarty rysunek tych tori, potrzebny widać ich tęsknocie czy religii. Nie wsiąkły jednak w tło. Rysują się na chmurnym niebie obco, smutno, bezsensownie. Przewleka się przez nie z gwizdem stepowy wiatr i pustka...
Obsadzana znowu osikami droga przecina kołchoz od jednego do drugiego końca. Po obu stronach drogi stoją parterowe, blachą okryte dom-ki. Prócz dużej szkoły - która czerwienią odróżnia się od reszty - wszystkie są takie same. Każdy z nich mieści w sobie cztery tylko oddzielne izby, do których wchodzi się od czterech stron, wprost z dworu. Na dziesięć domków - jedna studnia, czyli jama z obłożonym deskami otworem. W otwór ten wpuszcza się własne wiadro na sznurze - o ile kto oczywiście wiadro i sznur posiada.
Na grupę naszą, złożoną z dziewięciu osób - w tym sześć kobiet i trzech mężczyzn - dostaliśmy w jednym z tych domków wspólną izbę.
Zabawne są te tutejsze izby. Podłoga ich ma zawsze dwa poziomy. Pierwsza część - ta przy drzwiach - jest zwykłym klepiskiem i ma poziom równy z gruntem. Za to cały głąb izby jest rozległym podmurowaniem, a właściwie jednym rozległym, matą wysłanym przypieckiem. Pod tym wzniesieniem bowiem przebiegają kunsztownie zbudowane kanały, które - póki się w piecu pali - podgrzewają od spodu całą powierzchnię
332