kiej. W życiu nie widziałam takich wszy jak te, które przyjeżdżały z Rawy. Pęcak niczym! Coś kolosalnego!
Pod piecem leży jakaś pani. Nie, nie leży, tylko siedzi skulona, z kolanami pod brodą, bo nie ma miejsca na nogi. Pytam: kto to? Szepczą mi: generałowa X. Ta mała, czarna, którą Urszula wyczesuje właśnie, to jej pasierbica, Basia. Nie ma chyba piętnastu lat. Obie złapano na granicy. Siedziały z początku w Rawie Ruskiej. Nikt ich nie chce wziąć na łóżko, bo mają potworne wszy. Nad Basią zlitowała się Urszula i doprowadzają do porządku. Pani X trwa w stanie zupełnego otępienia i, milcząc, patrzy przed siebie pięknymi jasnymi oczyma. Pańskość jej i godność doprowadza pospolite do szału, z Malwiną włącznie, która jako starosta celi odmawia im prawa do łóżka. Przy tym pani X bardzo źle słyszy. To zdaje się specjalnie złości i bawi tamte. Jest też dlatego stale celem najordynarniejszych zaczepek i kpin. Na swoje szczęście mało co z tego słyszy, a przede wszystkim niczego nie bierze do siebie. Kiedy ją któraś z bliska zaczepi, kiedy wprost do niej zwróci się z jakimś chamskim dowcipem, najgrzeczniej w świecie pyta z uśmiechem, z jakim zwracała się pewnie do swoich gości w salonie: „Przepraszam... Nie dosłyszałam... Że co?”. Głos ma uprzejmy, matowy, tak samo jak spojrzenie. W apatii jej jednak jest może jeszcze coś innego. Trudno to nazwać słowami. Robi wrażenie ogłuchłej czy ogłuszonej moralnie. Musiała przejść bardzo ciężkie rzeczy i załamała się. Załamanie to objawia w sposób harmonizujący z jej wykwintną powierzchownością. Nie skarży się, nie płacze, nie walczy z napastującym ją chamstwem, nie zdobywa lepszego miejsca. Siedzi godzinami bez ruchu i patrzy tępo przed siebie. Najgorsze jednak, że z tej chorobliwej obojętności nie walczy prawie zupełnie z robactwem. Przechodzi wreszcie specjalną dezynfekcję i wtedy dopiero udaje się nam zdobyć dla niej u Malwiny łóżko. Drugie po mojej lewej. Tyle że oczy pani X zostają tak samo tępe na łóżku, jak były pod piecem. Ma się wrażenie, że nic do jej świadomości nie dociera. Któregoś dnia skarży się od rana na potworny ból głowy i oczu. Nie chce jeść. Ponieważ gorączki nie ma, dyżurny nie chce wezwać siostry. „Nie bojsia... Generalsza nie zdechnie!” - odpowiada tym, które dla niej proszą o doktora. Po dwóch dniach pani X traci przytomność. Jęczy, rzuca się. A wszystko bez gorączki. Widzimy wreszcie, że jej sztywnieje szyja i że leży wyprężona, jakby nastąpiło porażenie kręgosłupa. Wtedy już zaczynamy walić w drzwi i na siłę wołać doktora. Zaczęło się wołanie
69