232 „Jutro przyjdę!"
Pewnego wieczoru czytając Ewangelię św. Łukasza, Martin doszedł do rozdziału, w którym bogaty faryzeusz zaprosił Pana do swego domu. Kobieta, która była grzesznicą, namaściła tam Jego nogi i obmyła swymi łzami. Pan powiedział do faryzeusza: „ Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg, ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła".
Martin zastanowił się. Ten faryzeusz musiał być podobny do mnie - pomyślał-gdyby Pan przyszedł do mnie, jak powinienem się zachować? Potem schylił głowę na ręce i zasnął.
Nagle posłyszał jakiś głos i zbudził się. Usłyszał dokładnie te słowa:
- Martin! Jutro spoglądaj uważnie na ulicę, gdyż ja przyjdę.
Nazajutrz rano Martin wstał przed świtem, rozpalił ogień, przygotował kapuśniak i płatki owsiane. Potem włożył fartuch i usiadł do pracy przy oknie. Cały czas rozmyślał o głosie zasłyszanym w nocy i dlatego bardziej spoglądał na ulicę, niż pracował. Przechodził tragarz, potem sprzedawca wody. Potem starzec o imieniu Stepa-nic, który pracował u pewnego kupca, zaczął odsypywać śnieg przed oknem Martina. Martin widział go i kontynuował swoją pracę.
Gdy wbił tuzin gwoździków spojrzał znowu w okno. Stepanic oparł łopatę o mur i odpoczywał, starając się trochę rozgrzać. Martin wyszedł na próg i dał mu znak ręką.
- Wejdź - powiedział - i ogrzej się. Musisz być bardzo zmarznięty.
- Niech Bóg ci błogosławi! - odpowiedział Stepanic.
Wszedł otrzepując z siebie śnieg i wycierając mocno
buty; o mały włos byłby się przy tym przewrócił.
- To nic - powiedział Martin. - Usiądź i wypij trochę herbaty!