doliny znajdowała się osada. Dziwna osada: domy miały 77 drzwi, ale pozbawione były okien.
Nufiez zobaczył trzech mężczyzn, którzy wędrowali wzdłuż ścieżki, niosąc wielkie wiadra. Zawołał. Mężczyźni zatrzymali się i zwrócili twarze w jedną i drugą stronę.
- Oni muszą być niewidomi-szepnął do siebie Nufiee.
Zgadł. Gdy zbliżył się do trzech mężczyzn, zauważył, że
mieli zamknięte oczy, a powieki opuszczone i zapadnięte, jakby pod nimi zanikły gałki oczne.
- Jakiś człowiek-powiedział jeden z mężczyzn w języku hiszpańskim wprawdzie ale bardzo trudnym do zrozumienia. - Jakiś człowiek, albo duch, przyszedł od strony skał.
- Skąd on mógł przyjść, bracie Pedro? - zapytał inny.
- Przychodzę z drugiej strony gór - powiedział Nufiez.
-Z okolic Bogoty, gdzie żyje 100 000 osób i gdzie miasto jest tak rozległe, że nie można objąć go wzrokiem.
- Wzrokiem?... - wyszeptał Pedro.
Trzej mężczyźni mocno pochwycili rękoma Nufieza, tak że zląkł się bardzo. Potem obmacali go od stóp do głów. Zatrzymali się na oczach, które wydały się im bardzo dziwne: były otwarte i posiadały ruchome powieki.
- Co to za dziwna istota? - powiedział Pedro. - Zaprowadźmy go do starców.
- Ale ja mogę iść sam, przecież widzę - powiedział Nufiez.
- Widzisz? - spytał Correa.
- Tak, widzę - powtórzył Nufiez. Chciał wytłumaczyć, co to znaczy, ale obracając się zawadził o wiadro Pedra i upadł na ziemię. Trzej niewidomi wybuchnęli śmiechem.
- Zmysły tego człowieka są jeszcze słabo rozwinięte - zauważył trzeci niewidomy. Poprowadźmy go za rękę.