502 K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
braną, opowieść, według której ognie z różnych domostw, rozmawiając ze sobą, żalą się niekiedy na złe z niemi obejście. Otóż w pewnych odmiankach tego opowiadania krzywdzony ogień skarży się m. i. na potłuczenie mu pogrzebaczem głowy, czy też głowy i ramion. Że nie mamy tu przed sobą owocu czczej fantazji, lecz odbicie głębszego wierzenia, dowodzą stosunki, panujące u wschodnich, tureckich sąsiadów Słowian. Niektórzy z nich wierzą dosłownie, że ogień ma głowę i, manipulując przy nim żelaznym ożogiem, wystrzegają się, by jej nie urazić.
Wszędzie na ziemiach słowiańskich, gdziekolwiek wyszły z użycia otwarte ogniska po izbach, a resztki czci ognia jeszcze się przechowały, część należnego mu kultu odbiera w spadku po nim piec izdebny. Rzecz ta przedstawia się dla ludu całkiem jasno: „Piec, w którym się pali — powiadają naprzykład Poleszucy — należy szanować, bo w nim jest ogień".
410. Pewną analogję do pieca, w którym czy na którym pali się ogień, daje świecak, na którym płonie łuczywo. Na Białorusi oraz na pograniczu Biało- i Małorusi zachowywano w stosunku do tego przyrządu (ob. cz. I, str. 588, fig. 495, 3), a ściślej mówiąc, w stosunku do płonącego na nim ognia szczególny obrządek, zwany „żenieniem świe-eaka". Gdy późnem latem mrok zapada coraz wcześniej i nastanie pora, kiedy już nie można się wieczorami obejść bez światła w izbie,-wtedy w dniu, określonym przez zwyczaj, gospodyni oporządza świecak, bieli go niekiedy, spowija zielonym chmielem lub widłakiem, przystraja borowiną czy kwiatami i wreszcie zapala na nim łuczywo. Tu właśnie następuje szczególnie uroczysta chwila: na światło, płonące po raz pierwszy tego lata, sypie się orzechy, pestki dyni i t. p. lub nawet rzuca się w ogień kawałki słoniny i grudki masła „aby weselej gorzał". Dlaczego ten szeroko rozpowszechniony zwyczaj zwie się pospolicie „żenieniem" świecaka, lud objaśnić nie umie. Słowa odmawiane podczas obrządku nie rzucają nań żadnego światła; jest to poprostu krótki zwrot do Boga z prośbą o zdrowie, błogosławieństwo czy „oświecenie" (oczywiście pojęte dosłownie). — Na Ukrainie „żenieniu" świecaka odpowiadało „żenienie" świecy, obserwowane dawniej w Kijowie w nocy z 1. na 2. września st. st. (to znaczy przed środkiem października n. st.), od której to daty przekupnie rozpoczynali handlować wieczorami przy sztucznem świetle, zaś rzemieślnicy zaczynali go używać przy wieczornej pracy. Główną rolę podczas tego obrzędu odgrywało ścięte drzewko, obwieszone owocami, dyniami, arbuzami etc. i oświetlone umocowanemi na jego gałązkach małemi woskowemi świecami (ob. cz. III).
Jak widzimy, zwyczaje powyższe obserwowane są ściśle w dniu, w którym po raz pierwszy zapala się sztuczne światło wieczorne. Ale i z dniem, kiedy przestają to światło palić, związane są jeśli nie obrządki, to w każdym razie charakterystyczne wierzenia. Zanotowano je coprawda nie na obszarach Biało- czy Małorusi, lecz, o ile mi dotychczas wiadomo, tylko w niektórych stronach Wielkorusi. Przestają tam mianowicie świecić łuczywem, czy innemi środkami, począwszy od dnia Zwiastowania N. M. P. (25/III st. st.), i, obserwując skrupulatnie ten zwyczaj, motywują to tern, iż w razie niezachowania go mogłyby ich spotkać szkody ze strony ognia, bowiem na wiosnę rodzi on małe, t. zn. rozmnaża się niby człowiek lub zwierzę. Ciekawy ten przesąd jest jakgdyby logiczną konsekwencją „żenienia" ognia-światła na jesieni: ogień, ożeniony ok. 1 sierpnia, po upływie mn. w. siedmiu miesięcy ma młode Ale oczywiście należy się strzec podobnych fantastycznych — narazie przynajmniej — tłumaczeń: zasiąg obrządku „żenienia ognia" jest, o ile do dziś wiadomo, zupełnie różny od zasięgu wspomnianego przed chwilą wierzenia i pewien pozorny związek między obrządkiem a wierzeniem jest — jak w tej chwili przypuszczać trzeba — dziełem przypadku.
' 411. Ponieważ świadectwa etnograficzne niezawsze dają nam zupełnie wyraźne wskazówki, dla kogo lud przeznacza ofiary, kładzione, powiedzmy, na piec osieci czy nawet rzucane do ogniska w chacie1 2, więc na podstawie samych tylko zewnętrznych przejawów podobnego kultu nie możemy w sposób zupełnie pewny ustalić dla wszystkich wypadków, opisanych przez etnografów', wiaściwego celu ofiar. Niezawrodne wskazówki porównawczej etnografji dowrodzą bowiem, iż ogień przyjmuje ofiary nietylko sam dla siebie (pomyślany bądź jako żywioł, względnie żywa istota, bądź też jako zewnętrzny przejawr swoistego „ogniowego" demona czy bóstwa), lecz również pośredniczy między ludźmi a demonami czy bóstwami, nie mają-cemi żadnego bliższego z nim związku. Pośrednictwo zaś owo polega przedewszystkiem na oddawaniu bogom woni czy duszy ofiar, złożonych dla nich przez człowieka. Jak sobie mogli to niegdyś przedstawiać Słowianie (którzy przecież i dziś uważają, że zapachem, uchodzącym z upieczonego na ofiarę zwierzęcia, sycą się święci, dla jakich ofiarę przeznaczono; ob. § 189), wskazuje modlitwa sąsiadujących ze Słowianami pogańskich Czeremisów, zamieszkałych we wschodniej Europie, ogłoszona przez A. Genetza (JSFou, t. 7, r. 1889, str. 148—157). Obszerna ta improwizacja (porówn. § 182) zwrócona jest do całego szeregu wielkich i drobnych bóstw oraz innych świętych istot, i w związku z tem zawiera m. i. naprzykład taki ustęp: „Z pierwszym nienapoczętym chlebem błagamy o wasze błogosławieństwo, dobrzy bogowie; przybywajcie na dźwięk tego żelaza3 i rozgośćcie się tu (dosł. rozłóżcie się tu), dajcie nam krzepkość stali, dajcie czystość podobną czystości żelaza. Bijąc i wypędzając złe swemi stalowemi nożami i siekierami, poślijcie je tam, dokąd dźwięk żelaza nie przenika, do wybrzeży nocy s, dokąd nie
1 Ofiary takie przetrwały szczególnie długo zwłaszcza w związku z obrządkami weselnemi (ob. cz. III), ze zwyczajami obserwowanemi przy wypieku chleba
niektóremi innemi.
* W czasie modlitwy uderzają nożem o topór.
* To znaczy: na najdalsze północne krańce ziemi.