dę rosyjską. Starcie trwało ponad godziną i znowu Callier zarządził odwrót.
Walka w tych warunkach była dla powstańców niezwykle uciążliwa. Ludzie, zmęczeni starciami, uderzeniami i odwrotami, narażani na ciągłe niebezpieczeństwa, niekiedy nie wytrzymywali psychicznie. Callier rozumiał specyfikę walki partyzanckiej i często unikał boju, wiedząc, że go nie wygra. Szarpał natomiast nieustannie nieprzyjaciela, zaskakując go znienacka. Prowadził typową wojnę partyzancko-podjazdo-wą, co w tych warunkach było jedynym wyjściem z sytuacji.
25 lipca rankiem oddziały Calliera przybyły do Złakowa Kościelnego. Pułkownik otrzymał wiadomość o ukazaniu się wojsk rosyjskich w Zalesiu. Nie było już czasu na odpoczynek. Callier nic nie wiedział o sile przeciwnika. Wysławszy podjazd, ruszył w stronę Różyc. W pewnej chwili spostrzegł sunącą kawalerię rosyjską. Posypały się strzały. Postanowił przyjąć bitwę. Rozkaz uformowania na polu szyku bojowego wykonał tylko pierwszy pluton eskorty, reszta oddziału uciekała w popłochu. Callier starał się powstrzymać uciekających, ponieważ piechota rosyjska pozostała w znacznej odległości, a tylko niewielki oddział kozaków kłusował za powstańcami. Mimo tych wysiłków odwrót zamienił się w ucieczkę. Dopiero w odległości półtorej mili zdołał powstrzymać uciekających. Straty były znaczne: 12 strzelców poranionych i zabitych,
część rozproszyła się, nie wracając do oddziału. Callierowi udało się skupić na nowo pod Kiernozią, gdzie rozłożył się na noc, tylko niewielu żołnierzy. Mimo to był spokojny i zrównoważony, co udzielało się oficerom i tym szeregowym, którzy przywracali porządek. Rozkazał nakarmić zmęczone konie, a ludziom wydać z wozów żywność. Nie dał poznać po sobie, że głęboko przeżywa tę klęskę.
Następnego dnia Callier, zaalarmowawszy małym podjazdem Łowicz, skierował się na południe i przybywszy 27 lipca do Trzcianki, wysłał Syrewicza do wyznaczonego powiatu, sam zaś
95