bowiem przy okazji ustalania zasad podziałów podjąć różne wątki teoretyczne. Klasyfikacje te wychodzą, co jest ich zaletą, poza obszar wąsko zakrojonej socjolingwistyki, jak w przypadku teorii języka artystycznego czy naukowego. Obu tych odmian nie sposób sprowadzić do socjalnych wariantów języka. Obie te odmiany, z pewnością bardzo inteligenckie, z pewnością profesjonalne i bardziej zadomowione w środowiskach literackich i akademickich, funkcjonują poprzez teksty i ich wartości estetyczne oraz poznawcze w ogólnym obiegu kulturowym. Uniwersalny wymiar tych języków nie przekreśla jednak ich specyficznych właściwości funkcjonałno-społecznych, ujawniających się na na tle innych odmian językowych, i żadna poważna typologia socjolingwistyczna pominąć ich nie może.
Moim zdaniem, socjolingwistyka nie powinna ograniczać przedmiotu badań do mówionych wariantów języka, funkcjonujących w określonych środowiskach, przeważnie miejskich. Idzie nie tylko o zawężenie pola badań, które może być korzystne, ale o przedziwny stan współczesnej polszczyzny, gdzie mamy do czynienia ze ścieraniem się różnych tendencji, ze wzajemnym oddziaływaniem różnych odmian. W polu widzenia socjolingwistyki powinny się znaleźć wszystkie realizacje polszczyzny: i te istniejące w wąskim obiegu, i te mające obieg ogólny, pisane i mówione, „normalne” i egzotyczne. Jak na razie na pierwszy plan wysunęła się dialektologia miejska, nader ważna część socjolingwistyki, ale tylko część. Warto tu jednak podkreślić, iż język Krakowa czy Łodzi to nie tylko sprawa takich lub innych osobliwości fonetycznych i leksykalnych. Kraków to nie Londyn czy Nowy Jork, w których funkcjonuje wiele dialektów i wiele języków, zlokalizowanych przestrzennie i społecznie.
Uwarstwienia społeczne istniejące w naszych miastach nie odbijają się tak klarownie na języku, jak w miastach zachodnich. W sferze języka są to uwarstwienia niestabilne, niczym ruchome piaski. Niejeden robotnik mówi lepszą polszczyzną ogólną niż inteligent. Istotą przeobrażeń językowych, jakie dokonują się w polskich miastach, nie jest tylko zanikanie dialektów geo-społecznych, ale i głębokie zdemokratyzowanie języka ogólnego, który w miastach, wyjąwszy niektóre regiony, zdecydowanie dominuje. Jest to polszczyzna mniej kulturalna i wzorcowa niż przed wojną, ale i zarazem mniej dialektalna. Bardzo trudno jest prowadzić badania socjolingwistyczne w Krakowie czy Łodzi. Wyrazista socjolingwistyka Labova niezbyt koresponduje z rzeczywistością językową tych miast. Uważnie śledzę wyniki badań, ale nie umiem znaleźć odpowiedzi na pytanie: jakim językiem, czy jakimi językami mówi się w Krakowie w porówaniu np. z językiem Łodzi czy Sosnowca. Nie idzie mi o osobliwości regionalno-dialektalne, gdyż te znane mi są jeszcze z prac K. Nitscha, ale o sprawę funkcjonowania ważniejszych odmian. Kiedyś Kraków był miastem uniwersyteckim, artystycznym, mieszczańskim. Czy coś z tego w języku dzisiejszym zostało? Czy lud, który wszedł do Nowej Huty, a i do śródmieścia, zmienił kulturalną polszczyznę tego miasta, czy na odwrót: zmienił swą mowę pod jej wpływem? To tylko wstępne pytania. Społeczno-językowe procesy w Łodzi przebiegały inaczej: robotnicza Łódź stała się też miastem uniwersyteckim, artystycznym. Może jest więc tak, że język w Krakowie „zdemokratyczniał”, w Łodzi nieco się uszlachetnił, pozbywając się m.im wielu zapożyczeń niemieckich i żydowskich, nie mówiąc już o gwaryzmach.
W polszczyźnie dzisiejszej funkcjonują różne odmiany języka ogólnego, które nie są wynikiem oddziaływania czynników geo-społecznych i które nie sposób określić terminem socjolekt czy dialekt. Wspomnieliśmy o języku artystycznym i naukowym, a przecież nie koniec na tym. Zadaniem typologii socjolingwistycznej jest wskazanie i opis tych odmian, Większość tekstów zwłaszcza mówonych
10