kapłańskich nobilitetowi rzymskiemu i pozwolił dwa lata .później prefektowi miejskiemu Tertullusowi złożyć z całym przepychem tradycyjne ofiary w świątyni Kastora w Ostii u ujścia Tybru 1.
Odwilż wobec Rzymu nastąpiła zaledwie rok oraz cztery lata po antypogańskich edyk-tach tegoż cesarza z lat 353 i 356, nakazujących zamykanie świątyń na terenie całego kraju i zaostrzających kary za składanie ofiar i wznoszenie podobizn bóstw. A znowu nieco wcześniej współregent Konstancjusza — Magnencjusz, zezwolił w zachodniej połowie państwa na nocne ofiary świątynne2. Tej klasycznej niestałości łaski i niełaski monarszej było sądzone zapanować na dłużej. Władający po Konstancjuszu Julian zaangażował się — jak wiadomo — namiętnie po stronie neoplatonizmu, a chrześcijaństwo znalazło się w pozycji zagrożenia.
Zadziałało tu jednak prawo akcji i reakcji. Już jego drugi z kolei następca na tronie po panującym rok Jowianie, poczynającym sobie raczej pojednawczo, cesarz Walentynian I i współcesarz Walens znów opowiedzieli się po stronie chrześcijaństwa, a panujący wspólnie z Walentynianem II cesarz Gracjan (obaj od 375 r.) wsławili się swym poganoburst-wem. Gracjan już w chwili obejmowania władzy odrzucił ostentacyjnie tytuł najwyższego kapłana (pontijex maximus), dodawany automatycznie do całej litanii godności panującego. Posunął się nawd do takiej manifestacją że odtrącił szatę liturgiczną, ofiarowaną mu przez delegację pontyfi-ków, co w istocie pozbawiało poganizm charakteru religii państwowej 3.
Aż wreszcie za jego władzy nadchodzi ów przysłowiowy dla Rzymu annus fcralis 382, kiedy to ukazują się, niczym kolejne lawiny, edykty miażdżące całą organizacyjną stronę religii starorzymskiej. Kapłani i Westałki zostają nagle wyzuci z przywilejów dotacji. Z kurii senatu rzymskiego wynosi się na rozkaz władcy ołtarz bogini Wiktorii. Cofa się w ogóle wszelkie subwencje państwowe na wydatki. kultowe, a majątki świątynne — konfiskuje. Publiczne życie religijne poza chrześcijaństwem staje się zupełnym niepodobieństwem.
W takiej atmosferze ogólnego przygnębienia, a nawet zachwiania, zwierają się pod nagłym ciosem szeregi pariotycznie nastrojonych nobilów rzymskich, słusznie dopatrujących się w tym akcie ustawodawczym osobistej zniewagi wyrządzonej ukochanemu miastu. Na widownię historii religii wkracza warstwa przedstawicieli najświetniejszych rodów rzymskich z Kwintusem Aureliusem Symmachusem Eusebiusem na czele, aby rozegrać pamiętny pojedynek i z pięknymi słowami apelu o tolerancję na ustach ulec w nim politycznej przewadze chrześcijaństwa. Chwilowym uśmiechem losu stała się tragi-
151
G. Wissowa, cyt. wyd., s. 9'/.
Codex Theodosianus XVI, 10, 5.
L. Małunowicz, cyt. wyd., s. XVI.