284 LOSY PASIERBÓW
towarzysza jeszcze jeden kufel, zapłacił za wszystko i zaczął naglić do drogi.
Za chwilę wyruszyli posuwając się tą samą ulicą w kierunku zachodnim.
Z lewej strony było minione centrum miasta, a z prawej krańce jego w postaci rzadko rozstawionych lepianek, ogródków warzywnych i odłogów.
— Ty mi bratku wybacz, że jestem świnią zaczął przewodnik. — Ty krwawo zdobyty w
kampie grosz swoim dzietkom niesiesz, a ja zmuszam ciebie na wydatek.
— Jakiż tu wydatek! Ja ci w domu więcej zafunduję.
— Ja wiem że zafundujesz. Ale i wiem też, ile ta peza znaczy w twoim położeniu. Z opowiadania twej żony i niektórych ludzi wiem o was wszystko. Wiem skąd wy, z jakim trudem tu przyjechaliście i ile już tu biedy zaznaliście. Ja pijak, człowiek już propaszczy, ale muszę ci powiedzieć, że wy mnie bliscy. Bliscy nie tylko wspólną ziemią mińską, ale i jednakim myśleniem i niedolą. Ty służyłeś w wojsku polskim, a ja u dziadźki Bałachowicza.
— Wy spod Bałachowicza?
— Do samego ostatka. W innych służyliśmy armiach, ale wspólnego mieliśmy wroga i wspólna tułaczka nas spotkała. Tylko że za wami widać Chrystus chodził, a na mojej drodze diabeł stawał i na psy mnie sprowadził.
— A jaż myślałem, że wy ze starej emigracji.
— A ot, niedługo już dziewięć lat jak tu jestem. Ostatnia naszego oddziału schwatka z bolszewikami była w maju r. 21. Po niej już innej rady nie było, jak uciekać za granicę. Ja z paru towarzyszami przedostałem się szczęśliwie w Memel i trafiłem jako kowal na okręt norweski, który jesienią tegoż roku przywiózł mię do Bujnesu.
— Wiodło mi się z początku jak topielcowi. Za tydzień przyjęto mię do kamary w Swifcie i ja dawszy żonie znać o sobie, otrzymałem niedługo wiadomość, że ona bardzo rada, że ja do Ameryki trafiłem, że ona z rebiatiszkami żyje jako tako, że tęskni po mnie, że lubi it.d.
— Przyrzekłem sobie, że wszystko zrobię aby ją tu sprowadzić. Wtedy jeszcze można było i przez zieloną granicę i oficjalnie, byleby pieniądze. Missler w Bujnesie za 700 pezów podjął się przywieźć ją z dziećmi aż do Berisso. Zgodziłem się na warunki, płaciłem mu po sto pezów w miesiąc, odmawiając sobie nawet szklanki wina. Ale gdy wniosłem już ostatnią ratę, dostałem drugi list od żony, w którym napisała, że wyszła za sowietczyka i mnie też pozwala żenić się!
— Psiakrew!
— Myślałem że mi serce z boleści łopnie. Po-szłem z tej trudności na fondę i nie wyszłem z niej aż nie przepiłem całej ostatniej kinsiny.
— To był początek mojej biedy. Za nie stawienie się do pracy wpakowano mi 15 dni śpin-dzidy. Po miesiącu druga przyszła śpindzida i w końcu won z fabryki wygnali. Odtąd pracuję tylko na czangach w porcie i co zarobię przepijam.
Tu stanął, rozejrzał się dokoła i skręcił na prawo w bezludną i mroczną ulicę, zamkniętą u końca lasem wierzbowym. Po jednej stronie za drutem pasły się czyjeś konie, po drugiej rosły fasole na wysokich tyczkach i pomidory.
— Jak to przypomnę — serce moje — ciągnął opój. — Jej Bohu! Ty też biedny, pracy jeszcze stałej nie znalazłeś, ale szczęśliwy, bo żonkę z dziećmi masz przy sobie i części u ludzi