46 WACŁAW BERENT
zdrów, taki higienista... Duży, duży higienista!... A biedny chory światek skruszył się, zesechł, zblakł. I pana nigdy nie straszy zmora rzeczywistości?
Kunicki uśmiechnął się ckliwo i niedbale.
— Ech, pan świat ma w kieszeni. On pana nie przestraszy.
— Jestem lekarzem, panie Borowski.
— Właśnie!... Absyntu1, duszko — zwrócił się do kelnerki wciąż jeszcze tym smutnym, zmęczonym głosem.
— Ja proszę wody sodowej! — pośpieszył się Kunicki.
— Dla pana doktora syfon wody.
Światło było mętne i senne. Pokój nagi, przesycony zapachem słodu i farby olejnej. Dwóch wielkich, ciężkich robotników, o rudych, źle wygolonych twarzach, drzemało wraz z gospodarzem nad gazetą, mającą okrzyk „Naprzód!”2 w nagłówku.
Kunicki sięgnął po gazetę i zapytał od niechcenia:
— Czytujesz pan to?
— Namiętnie. — Kati, chodź no tu i podaj łapkę... Niech no pan doktór spojrzy, tak tylko, dla ciekawości. Przecież to jest fenomenalne! U kobiet z tej klasy? U Niemki zwłaszcza!
Kati przedrzeźniała obcą mowę, zaśmiała się piskliwie i pobiegła za bufet. — Milczeli przez dłuższy czas. Borowski popijał z rzadka, wolno i obserwował uważnie trzech śpiących robotników, jak budząc się z drzemki rzucali od czasu do czasu dorywcze, opryskliwe zdania zmęczonych ludzi. Po-
tem znowu przyzwał Kati do siebie i w smutnym zamyśleniu bawił się palcami jej ładnych rąk niby paczką zapałek.
Kunicki nie wytrzymał.
— Puśćże pan ją — zawołał. — Mnie to osobiście dotyka, w mojej godności ludzkiej. Przecież to człowiek, a nie mebel. Dziewczyna przy tym zmęczona; musi pracować osiemnaście godzin na dobę.
— Według wykazów statystycznych — dopełnił Borowski.
1 kazał podać sobie drugą porcję absyntu. Gospodarz zbudził się wobec tego ostatecznie i przyszedł powitać gości. „Towarzysz”? — spytał widząc gazetę w rękach Kunickiego. A otrzymawszy skinienie głową, przysiadł się do stołu i powtórzył te same, dorywcze, gburowate zdania, jakie wyszły przed chwilą z ust drzemiących wciąż robotników...
— Miał dawniej dom publiczny, teraz trudni się wyszynkiem i rewolucją — gawędził ze sobą Borowski, gdy gospodarz powrócił do swych robotników.
Spostrzegłszy zaś oburzenie Kunickiego, ni to zagwizdał, ni to zanucił:
— C’esł le peuple! le peuple! U peuple!3...
Kunicki spostrzegł w tej chwili jakieś konwulsyjne drgnienie aktorskie w jego grymasie. „Oho — pomyślał — trzeba nam wracać. I ten gotów mi dać przedstawienie jubileuszowe”.
— To zamiłowanie do brudów — rzekł głośno — łatwo wytłumaczyć: pan tylko tym żyjesz, że siebie usprawiedliwiasz.
— Staram się znaleźć trzeźwy, życiowy ideał: ideał społeczny.
— Cynizm groszowy. Złodzieje kieszonkowi mają go nieraz w lepszym gatunku. Dla mnie byłby tylko nudnym, gdyby nie... pańska żona, panie Borowski!...
On podniósł głowę i przysunął się bliżej z krzesłem.
— No? — pytał chmurnie.
absynt (z fr. absinthe) — gatunek mocnej wódki z wyciągu piołunowego, bardzo szkodliwej dla zdrowia; był to ulubiony napój w kręgach ówczesnej cyganerii artystycznej całej Europy. W Ulissesie (koniec rozdz. 14) mówi się o absyncie jako „zielonej truciźnie" („biberimus uiridum tozicum").
Chodzi o „Vorwarts", niemiecki dziennik socjaldemokratyczny, założony w r. 1876 (w latach 1876—1878 wydawany w Lipsku, sl w ^391“*“X933 - ^ BGrlimc)
W Krakowie ukazywał się od r. 1900 dziennik PPSD także pod tytułem „Naprzód”.
(fr.) — Oto lud!