WACŁAW BERENT
ryte, aby tyciu nie przeszkadzały. Ty dzisiaj o nich nic nie wiesz - Dzisiaj — mówił Borowski — bogów nie ma; ale i bogów namiętność stać by się musiała w potępieniu gnu-sną. jadowitą, trawiącą".
.Dziś mamy rozsądek” — powiedziałem mu. „Macie rozsądek? — krzyczał. — A jednak słyszysz: oto maszyny do snu legły, a gdzieś w pomrokach kamiennych, w ciszy umęczonych dusz i ciał rozlega się nagle straszny, beznadziejny krzyk? Otwarły się podziemia wasze i cuchną. Zrozumiałeś, kto je otworzył? kto jest bólu waszego krzykiem po nocy? Zrozumiałeś. za co mu ludzie dają łzy swoje? święte i czyste łzy tęsknoty?” — Wtedy powiedziałem: „komediant", dziś wiem, kto jest tym krzykiem po nocy. .
Jelsky przysłuchiwał się temu z uwagą.
— No? — pytał niecierpliwie.
— Artysta! — odparł Kunicki z naciskiem. — Wy, wy jedynie potraficie dziś i kochać, i cierpieć. Wy jesteście naszego bólu krzykiem po nocy... My dziś możemy dać tylko — łzy naszej tęsknoty.
Kunicki tonął spojrzeniem gdzieś w dali: widać było, że obrazy i słowa wspomnień więżą mu myśl; przeżywał je po raz drugi z głuchym, zawziętym uporem:
— Oto w pomrokach kamiennych, w ciszy umęczonych dusz rozlega się nagle straszny krzyk po nocy. Budzi się namiętność, bucha płomień duszy! 1 gaśnie. Pozostanie — jeden, dwa trupy, i otwiera się nagle przepaść bólu i cierpień.
— Co to znaczy?! — krzyknął nagle Jelsky i przystanął tuż nad nim.
— Borowski tak mówił.
— Aha, tak!... Więc tak Borowski mówił?...
Kunicki tymczasem snuł dalej swe nici pajęcze.
— Ale za dnia przepaść ta już głucha, już zimna, ziejąca tylko dusznym czadem zgniłych wyziewów!... Bo my jesteśmy dniem. A wraz ze świtem odżyły już maszyny i zamarli ludzie. My, ludzie dnia, wzdrygamy się na te wasze nocne, podziemne sprawy. Nasze namiętności są przecież głęboko,
głęboko pod ziemią zaryte, aby życiu nie przeszkadzały. Za dnia snują się już tylko rude, ciężkie kłębiska dymów rozpacz po ziemi chodzi. Długie i smutne kominy fabryczne patrzą martwo w dal pustą i niemą.
— W dal pustą i niemą — powtórzył raz jeszcze. — Nas nie stać na siłę uczucia. Ono nam odbiera tę moc i pewność w życiu, jakie daje automatyzm, to oparcie w niedoli i smutku, jakiego łaskawie udziela maszyna i biurko.
Jelsky zwiesił głowę.
— Ttensf — cmoknął. — To jest Stimmung kapitalny! Czy pan nie pisujesz przypadkiem wierszy?
Na Kunickiego uderzył pąs. Jelsky sięgnął machinalnie po jakiś zeszyt na stole, lecz niedługo trzymał go w rękach. Kunicki wydarł mu go sprzed oczu i rzuciwszy się znowuż na otomanę, ciałem przysłaniał ten zeszyt.
Jelsky śmiał się szeroko: J)octor medicinae et chirurgiae! Dobrze dzieje się na świecie! — Zosiu, Zosiu poczciwa, cóżeś ty zamętu wokół narobiła!"
Kunickiemu drżały wargi.
— Czyś pan myślał kiedy — mówił szybko, aby zagadać niemiłe dlań zajście i odwrócić myśl Jelsky’ego w drugą stronę — czyś pan się nie zastanawiał nad tym, do jakiego absurdu doprowadzi nas kiedyś praca. Cha!-cha! „praca rozkoszą!" „praca obowiązkiem!” „praca świętością!" — a jej sakramentem podział! — podział pracy w nieskończoność!
— Panie, czym nie myślał! — Jelsky zakrzątnął się nagle wesoło i zacierał ręce. — Gotuję zbiorek kaligraficzno-umo-ralniających wzorków dla młodzieży. Znajdziesz tam pan między innymi następujące sentencje: „Podział pracy ogłupia uszlachetniająco, miłość ojczyzny to sumienność w swym dziale pracy. — Czas to pieniądz, moralność zmienia się wraz z czasem. — Jedno marzenie więcej, jeden grosik mniej. — Ora et labora14, przyjdzie patriota, co z tego skorzysta. — Cierpliwość i praca jednych uszlachetnia, a dru-
14 (lac.) — módl się i pracuj.