grupy i wygłaszam opinie, licząc na zbiorowy posłuch. Konwersatorium to raczej zabawa w hasło-odzew, bowiem atom dwudziestoosobowej grupy musi przełamać nie tylko barierę dystansu wobec mnie (zapewniam: otwartej, gotowej złożyć się w ofierze demonowi dyskursywnego sukcesu); przede wszystkim musi oswoić się ze stałą obecnością dziewiętnastu pozostałych atomów.
Autorami siatek, kanonów, planów są naukowcy obu płci, to oczywiste. Ich logika jednak wydaje się wyrastać z ducha drylu, regulaminu, instrukcji obsługi. A także, o czym przekonać się można było choćby podczas ostatniego Zjazdu Polonistów, jest etapem walki o wpływy. Oto bowiem dyskutuje się nad ograniczeniem lub rozszerzeniem pewnych grup przedmiotów (a więc nad pensum, pensją i prestiżem dla prowadzących je). Także rezygnacja z obliga-toryjności na rzecz swobodnego kształtowania przebiegu studiów ma na celu zastąpienie anachronicznej równości nowoczesną różnorodnością... podlegającą ścisłym przepisom i regulacjom ilościowym. Wreszcie, Uniwersytet taki jak mój ustępuje przed stanem faktycznym i wobec braku kadry oraz wybitnych studentów realizuje program minimum.
Edukacja uniwersytecka podlega kilku, z ducha dziewiętnastowiecznego scjentyzmu, prawom. Dążymy, w toku kursu historii literatury, do zgromadzenia obszernej encyklopedii. Egzekwujemy jej opanowanie podczas ćwiczeń i egzaminów. Kanon lektur nie stanowi intelektualnej propozycji, lecz restrykcję: bywa sprawdzany nawet metodami „kartkówki z treści”. Autorami kanonu są mężczyźni; bohaterami kanonu są mężczyźni. Autorami, bo istotnie ramowe programy, siatki zajęć, spisy lektur przygotowywane są jeśli nie dosłownie przez mężczyzn (co tłumaczy się ich liczebną przewagą na stanowiskach decyzyjnych), to przez osoby respektujące androcen-tryzm. Że przesłanka druga zachodzi prawie bezwyjątkowo, przekona się każdy, kto przejrzy alfabetyczny spis nazwisk autorów/autorek omawianych w toku kursu historii literatury. Jaskrawiej próba taka wypadnie przy inwentaryzowaniu biobibliografii historii. Także tematy prac rocznych, seminaryjnych, magisterskich dowodzą paternalistycznego punktu widzenia: częste są w nich sformułowania „kobieta u...”, podczas gdy z odwrotnym spotkamy się tylko sporadycznie. Dopiero w ostatnich latach prowadzone są seminaria magisterskie i doktoranckie poświęcone feminizmowi.
Najłatwiejszym do przyjęcia wyłomem w porządku uniwersyteckiej codzienności są badania nad poszczególnymi autorkami, postaciami historycznymi, bohaterkami literackimi. Sytuacja całkiem prosta, gdy studentka/magistrantka/doktorantka próbuje zmierzyć się z pisarką (postacią) wpuszczoną na panteon już wcześniej. Jeśli skieruje zainteresowanie ku bohaterce mniej znanej, a promotorem będzie przeciętny polski profesor - zaproponuje jej badanie równie nieznanej, za to o właściwej płci, postaci. Nawet niewinne działania, uprawomocnione ciekawością historycznoliteracką i filologiczną, pomawiane bywają o szowinizm. ,Jest jedna historia literatury” - powiadają tradycjonaliści. Zgoda, szkoda tylko, że męska. Polski feminizm akademicki nie ma zresztą w sobie nic z szowinizmu, nie pragnie wykluczyć kanonu męskiego i zastąpić go swoim. Proponuje tylko przejrzenie dziejów pod kątem udziału w nich zapomnianych kobiet, z pełną wiedzą o ich skromniejszym ilościowo udziale w dorobku piśmienniczym i każdym innym. Lecz to „skromniejszym ilościowo” wymaga przemyślenia, a milczenie nie jest jego najlepszą manifestacją.
Encyklopedia i kanon ujęte muszą być w ścisłą normę, której symbolicznym przedstawieniem niech będzie norma bibliograficzna - jej znajomość i przestrzeganie zastępuje próbę indywidualnej interpretacji tekstu literackiego w większości prac rocznych i seminaryjnych. Owa „formalna poprawność” ma więcej rubryk niż „ocena merytoryczna” (cokolwiek ta z kolei oznacza) nawet w formularzu oceny pracy magisterskiej.
Przedmioty teoretycznoliterackie są z kolei historią teorii i metodologii literatury oraz wyposażają w warsztat do sekcji literackich zwłok. Dominuje w nich przeświadczenie o możliwości obiektywnego, pozaemocjonalnego rozbioru tekstu. Zarzuty, znane uczonym feministkom z dyskusji metodologiczno-epistemologicznych:
235