102
zaprojektowana na użytek klientów - apeluje do wspólnego przeżycia polskiego losu. Są tu więc i gipsowe popiersia wieszczów, i dzieła polskich pisarzy, i obrazy o treści religijnej. Jest to co prawda już tylko „imitacja przepychu, imitacja sztuki, imitacja smaku”, ale pokój ten wskazuje na istnienie w zbiorowości, do której wyobraźni apeluje Cieżyński, silnej, naturalnej więzi. Drugi gabinet wzbogaconego i szanowanego już adwokata ogołocony został z opisanych wyżej rekwizytów - stoi tam tylko wielkie puste biurko, nie budzące emocji ani wspólnych wspomnień1.
Życie większości spośród bohaterów Lalki rozgrywa się między salonem a gabinetem, w specyficznej przestrzeni rynku. W gabinetach urzędują nie tylko Wokulski, jego adwokat, książę czy hrabia-Anglik. Izabela zamyka się w gabinecie, aby marzyć. Wiemy, że Wąsowska przyjmuje Wokulskiego „w swoim gabinecie do pracy, w którym przecie ani jeden szczegół nie przypominał pracy” (II, 503). Wnętrza te nie tylko są pozbawione nuty indywidualnej, gabinet to przestrzeń publiczna, nie prywatna. Bohaterowie oddają się w gabinetach odgrywaniu określonych ról publicznych, wśród ścian o obiciach jak w pociągu, przy stołach zasłanych zielonym suknem.
Czytelnik Lalki jest świadkiem procesu ograniczania sfery prywatności. Nawet buduary dam biorą udział w grze o status; Szuman mówi o Izabeli; „ona za sprytna, ażeby taki naiwny wielbiciel spostrzegł, co dzieje się za kulisami” (II, 265).
Przestrzeni prywatnej, intymnej nie ma również Wokulski. Żadne wnętrze nie pełni wobec niego (jak w przypadku innych bohaterów) funkcji charakteryzującej, żadne nie jest jego własne. Nowe mieszkanie Wokulskiego nad sklepem rysuje się bardzo mgliście, to mieszkanie pytań. Wiemy, że jest tam wspomniany już gabinet, jakaś wielka sala przyjęć, na pewno - sypialnia. Wokulski nie czuje się w pełni gospodarzem swojego mieszkania. Dopiero przy okazji jego dobrowolnej kwarantanny po zerwaniu z Izabelą, czytelnik dowiaduje się, że lokal zajmowany przez Wokulskiego ma osiem pokoi. W czasie ataku depresji, bojąc się utraty kontaktu z rzeczywistością, bohater zaczyna „wyobrażać sobie rozkład własnego mieszkania, ulice Warszawy, Paryż...” (II, 425). Z ulgą stwierdza, że ma jeszcze w pamięci plany przestrzenne swojego otoczenia, ale wyobrażenie rozkładu mieszkania zajmuje mu tyle samo czasu, co rekonstrukcja planu obcego miasta. Mieszkanie jest bowiem przestrzenią cudzą, nieoswojoną, która pełni tylko określone funkcje w modelowaniu wizerunku prezesa spółki do handlu z Cesarstwem i konkurenta panny Łęckiej. Nie jest to „ustronie” czy „nora”, przestrzeń najbardziej własna, o której marzy Wokulski w namiocie pod Plewną.
Mieszkanie Stacha jest cały czas przygotowane na ogląd publicznego oka. Stąd właśnie bierze się brak wszelkich znaków intymności w tym wnętrzu, co budzi zdumienie odwiedzającego Wokulskiego fryzjera (1,365). Przypomnijmy, że nawet prywatną korespondencję Wokulski trzyma w archiwum typu biuro-
wego: „Była to safianowa okładka, gdzie podług dat umieszczał nadchodzące listy, których spis znajdował się na początku” (1,383). Mieszkanie Wokulskiego roztacza specyficzną aurę oficjalności - może dlatego tak często z niego ucieka.
Mimo obszemości zajmowanych pomieszczeń, Wokulskiego otacza zazwyczaj, jak wielokrotnie już konstatowano, przestrzeń ciasna, ograniczająca ruchy, krępująca. Bohater stepu czuje się wciąż jak „tygrys w klatce” - „ciasny pokój dusił go” (I, 356)“. Obecność Wokulskiego w pokoju za sklepem i w gabinecie daje efekt obijania się o ściany, duszności; bohater, jak zauważa Ochocki, miota się w pokojach zbyt ciasnych dla jego „szerokiej natury”. Wielokrotnie jednak przestrzeń wokół siebie jakby celowo ogranicza do minimum: siedzi w ciasnym kantorku, choć przecież pracę kasjera mógłby już za niego wykonywać ktoś inny, wielokrotnie pracuje i przyjmuje klientów w tajemniczym miejscu „za szafami”, jak mówi Rzecki, kiedy indziej siada w pustym konfesjonale. Wzmaga w ten sposób doświadczenie ciasnoty, ale i - bezpieczeństwa. Choć mógłby wyjść do ogromnej „sali”, gdzie oczekuje na niego Magdalenka, woli obijać się o ściany małego gabinetu. Brak przestrzeni najpełniej prywatnej wzmaga poczucie lęku; stąd być może płynie skłonność do ograniczenia najbliższej przestrzeni, a więc jednocześnie do zmniejszenia obszaru potencjalnych zagrożeń.
Poczucie bezpieczeństwa daje także tylne wyjście w gabinecie, w którym często Wokulski przebywa. Gdy wchodzi przez nie przypadkowy gość, bohater wzdryga się, przerażony, że odcięto mu wyjście bezpieczeństwa.
W niespełnionym marzeniu o ustroniu Wokulski zawarł także pragnienie takiego wnętrza, w którym mógłby „upaść na ziemię i nie podsłuchiwany przez nikogo wyć z bólu jak pies” (I, 48), jak zwierza się Rzeckiemu. Nad uporządkowaną sceną aktywności bohaterów Lalki, pozbawioną prawie akcentów prywatnych, czuwa nie tylko publiczne oko, ale i ucho. Bohaterowie w obawie przed zdemaskowaniem zacierają ślady intymności.
We wnętrzach funkcjonujących w Lalce nie ma miejsca na szczerość i otwartość. Ze znaczącym wyjątkiem rodziny Heleny Stawskiej, w powieści nie spotykamy właściwie żadnych kontaktów typu przyjacielskiego czy więzi rodzinnych wychodzących poza konwencjonalny schemat. W gabinetach i salach wymienia się obiegowe liczmany słów. Bohaterowie nie ufają sobie nawzajem, brak zaufania ujawnia się szczególnie wyraziście w trakcie rozmów prowadzonych w rodzinie Łęckich (szczególnie zaś kontaktów Izabeli z ciotką Hortensją), w salonach księcia i barona, a także w knajpkach i handelkach, gdzie spotykają się warszawscy kupcy, by komentować nierozsądne postępowanie Wokulskiego. Jak wynika z zestawienia słownictwa Lalki, sporządzonego przez Teresę Smółkową2 3, w powieści najczęściej pojawiają się rzeczowniki: pan.
A. Sygietyńiki Wysadzony z siodła, Wanzawa 1958, s. 187.
W medytacjach Wokulskiego powraca często obraz stepu; motyw szerokich przestrzeni
syberyjskich kontrastuje z życiem Warszawy doby pos tyczni owej. W chwili rozpaczy i udręki Wokulski przypomina sobie „niezmierny spokój syberyjskich pustyń, gdzie bywa niekiedy tak cicho, że prawie słychać szelest duchów wracających ku zachodowi" (I, 114).