50 Zofia Mitosek [81
go, a w zwojach tego płaszcza nic oprócz worka ze złotem i ukrytej broni znaleźć nie można. Wszystko inne pozostawiacie w swoich home’ach. Nic was nie obchodzi ludzkość, szczytne idee, cywilizacja całego świata, bo Wielka Brytania w tej chwili wymaga czego innego. Dlatego trudno mi mówić o rzeczach ogólnoludzkich z dyplomatą Wielkiej Brytanii [s. 190],
Inwektywa Polaka wywarła wrażenie na Angliku:
Istotnie, Joe kroczył pochłonięty nawałem myśli i wrażeń.
Wybiegały one poza obręb odwiecznego systemu Wielkiej Brytanii i, chociaż na obcym terenie było to stanowczo niewłaściwe, Joe lord Leyston czuł się w tej chwili tylko Anglikiem.
— Czyżby miał ten Polak rację?... — zadawał sobie pytanie.
Podniósł ramiona i głowę, wcisnął w oko monokl, ujrzał siebie w Genewie, na obczyźnie, więc usta skrzywił w pogardliwym uśmiechu i syknął!
— O, no, indeed! Never... [s. 193].
Fabularna kompromitacja „antropologii historii” jako świata pozoru pozwala na sformułowanie idei „naturalnego” porozumienia narodów. Głosi ją Niemiec, „okrutny dowódca Łodzi Nr 30”, który „był żołnierzem i spełniał rozkazy tych, którzy za nie odpowiadali” [s. 155], Hans von Essen mówi:
— My, którzy, zawdzięczając naszemu wiekowi, będziemy zniewoleni kierować losami naszych narodów, nieodwołalnie musimy się porozumieć, aby pomiędzy nami zapanowała ufność bezgraniczna. Powinniśmy się zrozumieć wzajemnie tak całkowicie, jak to uczyniła względem mnie panna Manon de Che-valier. Wierzę, że ludzkość stopniowo wejdzie na inne tory życia. Dyplomacja stai a, podstępna, imperialistyczna i egoistyczna umrze niezawodnie i nastąpi okres polityki światowej opartej na ogólnym, nie sformułowanym jeszcze prawie międzynarodowym... [s. 182],
Imperatywny tryb cytowanej wypowiedzi wypływa z jawnej nie-przystosowalności tego typu marzeń do czasu, w którym zamyka się fabuła powieści. W roku 1927 pacyfizm jest już ideą zdegradowaną:
— My, Polacy, nie jesteśmy pacyfistami! — odparł Łaski. — Nie wierzymy w trwały pacyfizm, ba, nawet boimy się tego tworu wyobraźni i marzyciel-
stwa! [...]
— Polska żąda w imię absolutnego prawa, aby ludy wyrzekły się gwałtu zbrojnego nad sąsiadami dla interesów materialnych i, co stąd wynika, aby nacjonalizm przybrał inne formy. [...] Powinien on zapomnieć o łupiestwie i napadach na słabszych, przeistoczyć się w walkę, chociażby zbrojną, o swoją zagrożoną kulturę i honor narodowy — objaśnił Łaski.
— Więc znowu wojna? — zapytał Hans von Essen, smutnie kiwając głową.
— Nie! Lecz zbrojenie się jako przygotowanie do obrony. Jeszcze starożytni mówńli: „si vis pacem, para bellum’’ [s. 240—242].
Degradacja idei pacyfizmu w sferze rzeczywistości historycznej powoduje przeniesienie tej idei w orbitę bajki o „złych i dobrach duchach
Powieść i stereotypy
i strasznym królu kapitale”. Rozwiązanie zarysowanych w powieści konfliktów odbywa się w obrębie pokoju dziecinnego i zawiera się w następującej rozmowie ucznia i profesora:
— Jak to źle, że dobre duchy spotkać można tylko na szczytach gór! Nie każdy tam może zajść...
Neuville spojrzał w pociemniałe oczy chłopaka i położył mu rękę na ramieniu.
— Nie martw się, mały przyjacielu! Tu na ziemi są też dobre duchy...
— Dlaczegóż nie widzę ich? — zapytał chłopak.
— Pokrył je pył, stały się szare lub brunatne. Trudno je poznać w tłumie ludzi! — odpowiedział profesor.
— Dlaczego? — dopytywał się Henryk.
— Bo widzisz, moje dziecko, istnieje na świecie pewien możny pan, który ciągle drży o swoje życie... — mówił Neuville.
— Drży? Boi się? — szepnął chłopak.
— Tak! Śmiertelnie się boi. W dzień chodzi otoczony wojskiem, policją, sługami, a w nocy — zamyka wszystkie drzwi i okna w domu i nie śpi...
— Biedak! — zawołał Henryk.
— Pewnie, że biedak! — zgodził się nauczyciel. — Biedak, bo wie, że jeżeli sic; nie zmieni, nic go nie uchroni od zguby, i że nikt po nim płakać nie będzie.
— Jak się nazywa ten pan?
— Nie znasz go jeszcze, mój mały! Na imię mu — kapitał.
— Cóż on złego zrobił białym duchom? — pytał chłopak.
— Widzisz: żeby skrzywdzeni przez niego ludzie nie mieli czasu na obmyślanie napadu na niego, możny pan ogłosił: „pracujcie cały dzień i noc, a ja będę za to płacił!” Ludzie zaczęli w pośpiechu pracować i zmordowani, słabi, już nie myślą o kłótni z możnym panem. Ma on w ten sposób ład i spokój na ziemi... — mówił Neuville z uśmiechem.
— Rozumiem! — zawołał Henryk. — Biedne białe duchy zmuszone są też pracować w pośpiechu i dlatego okrył je pył?
— Właśnie! — zgodził się Neuville.
— Więc nikt ich nie pozna?... — westchnął chłopak.
— Kto ma dobre oczy, ten spostrzeże je w najgęstszym tłumie.
— Ja mam krótki wzrok...
— Patrz nie oczami, lecz duszą! — powiedział profesor [s. 256—257].
Nadużyciem byłoby traktowanie figur i opozycji powieściowego i
delu świata jako kategorii świata obiektywnego. Traktując sztukę
wieści jako swego rodzaju wtórny system modelujący nadbudowany nau systemem języka naturalnego, „trzeba więc koniecznie porzucić trady-
cyjny pogLąd, według którego-SwIaF denotatów systemu wtórnego jest
tożsamy ze światem denotatów~svsfeiTrU prymarnego. Wtórny system modelujący o charaTćterze artystycznym kxułstrouie własny system de-
notatów, który stanowi nie kopię, lecz model świata denotatów w zna