- Bo nie zgodzę się... stanąć po twojej stronie, dopóki ona nie pozna wszystkich konsekwencji - oświadczył chłodno Mencheres.
Westchnęłam.
- A on nawet nie potrzebował nadzwyczajnych mocy, by przewidzieć, że będę wściekła. Ty najwyraźniej również nie, Bones, skoro pominąłeś ten drobny fakt. Nie ma mowy. Wy-klu-czo-ne. Śmiało, ogłoś niezależność i zostań głową własnego klanu. Ale wybij sobie z głowy, że będę cię nazywała swoim panem. I mniejsza o pretekst.
— Zdajesz sobie sprawę, że jesteś hipokrytką? — Bones przemówił ostrym tonem. - Zaledwie przedwczoraj ja zapewniłem Dona, że podczas misji będę wypełniał twoje rozkazy, a teraz ty nie zgadzasz się chociaż udawać przed obcymi, że słuchasz moich?
Otworzyłam usta... ale zabrakło mi argumentów, żeby się z nim spierać. Do diabła z ludźmi posługującymi się logiką. To ci dopiero sprawiedliwość!
— Musi być inny sposób. - W końcu zdobyłam się na racjonalny ton. - Zamiast używać seksistowskich wymówek, możemy jakoś inaczej skłonić lana, żeby zostawił mnie w spokoju.
— To wcale nie jest seksistowskie - powiedział Mencheres, wzruszając ramionami. — Gdyby Bones był kobietą, a ty mężczyzną, tak samo zadeklarowałby władzę nad tobą. Wampiry nie dyskryminują nikogo ze względu na płeć. To domena ludzi.
- Nieważne — ucięłam, niezbyt zainteresowana dyskusją na temat różnic między kulturą ludzi i nosferatu.
I nagle coś przyszło mi do głowy. Być może istniał sposób, żeby wykorzystać strukturę społeczną wampirów na swoją korzyść...
Posłałam Bonesowi szeroki uśmiech.
— Powiesz łanowi, że mnie znalazłeś. I zaproponujesz mu, że mnie do niego przyprowadzisz.