OY
Kamery pracowały. Byłem zachwycony. Wiem z doświadczenia, że po osiągnięciu tego poziomu wzajemnego zrozumienia, rezultat był pewny. Po czterdziestu pięciu minutach mogłem już zataczać kręgi wokół Shy Boya i potrafiłem skłonić go, by za mną chodził. Pokazywał w ten sposób, że mi ufa.
O dziesiątej rano poprosiłem przez krótkofalówkę Caleba, by podjechał do nas i zbliżył się do Shy Boya z drugiej strony. Caleb przybył niezwłocznie. Powoli i ostrożnie pochyliłem się nad łękiem mojego siodła i pogłaskałem mustanga po szyi. Powiedziałem mu w ten sposób, jakie to miłe z jego strony, że postanowił być ze mną. Żadnych sznurów, żadnego bólu, żadnego zmuszania do uległości.
Doktor Robert Miller, behawiorysta zwierzęcy zatrudniony przez BBC, tak skomentował ten widok: „Jest to zwierzę, które jednym kopnięciem potrafi zabić na ścianie muchę. Mimo to, z własnej woli, akceptuje ludzkie dotknięcie". Była to dla mnie ogromna satysfakcja.
Ogarnęło mnie głębokie uczucie tryumfu, zabarwione zmęczeniem. W głowie zaczęły mi rozbrzmiewać różne zwroty, jakby wygłaszane przez spikera radiowego. „Żyję. Jestem w relatywnie dobrym stanie. Jadę na Duallym. Spędziłem w siodle dwadzieścia sześć godzin. Mam mustanga, który stoi obok mnie. Osiągnąłem połączenie".
Ten moment dorównywał swym znaczeniem innym najważniejszym w moim życiu: małżeństwu, narodzinom trojga dzieci, dniu, kiedy odwróciłem się od tradycyjnych metod mojego ojca, i tej chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem mojego konia czempiona, John-ny;ego Tivio.
Poczułem, jak przepływa przeze mnie fala nowej energii.
Następny krok polegał na tym, by zarzucić mu na szyję luźną pętlę i nauczyć go chodzić obok Dually;ego. Shy Boyowi me spodobał się ten nowy pomysł. Kiedy jednak rzucił się do ucieczki, nie próbowałem go