Przyłożę do piersi ucho... czy bije serce gołębie?... I usta przyłożę do ust, gdy bólem w śnie
zamajaczy...
Ja głód mój straszny nakarmię gardzoną aż dotąd
strawą,
Którą świat nędzny, świat-Zbrodnia napawa królów
Marzenia.
Cuchnącym trunkiem tej karczmy zniewolę swą duszę
krwawą —
Wężami sławy rozpędzę nimb męki, co ją
spromienia.
Męczeństwa dość! i tych krzyżów, na których zawisa
co dnia.
Depcę korony cierniowe, pijące żywą krew
------ mózgu!
Dość snów nadziei bez ciała! świetnych jak gwiazda
przewodnia,
I chłost śmiertelnych, chłost podłych zawodów
szyderczą rózgą!
Świat do mnie! do mnie należy! Zdobywcy żądzę
mam w sobie!
Demona ujrzy w swym panu — straciwszy w nim
archanioła!
W szkarłacie katów i królów — w szkarłatnej,
krwawej żałobie
W tryumfie powstanę przed nim — z zagadką piekieł
u czoła!
I padną na twarze podli — i prawdę ujrzą ściemniali — I głusi usłyszą chichot szatanów syczących we mnie! Bom milczał... milczał... bez jęku... przez wieki...
gdy mi rzucali
Kamienie, śmiech... gdy strącali w poniżeń ohydne
ciemnie.
Bom milczał... milczał... przez wieki skupiałem
wszechjadów piekło Na wielki dzień Objawienia — dzień zemsty! tryumfu!
śmiechu!
Bom milczał... morze milczących łez z oczu w serce
przeciekło —
I żyłem samotny, nędzny, w nędz płaszczu —
wzgardy przepychu,
Dziś — zrzucam z siebie łachmanną Ducha-Nędzarza
powłokę!
Świetliste skrzydła aniołów — w zniszczenia
zmieniam pochodnie! Za włosy pochwycę ludzkość — w piekło ją z sobą
powlokę!
Niech zgrzyta! wiek mrze w płomieniach! za nędzę
swą! za swe zbrodnie!
151