symbolistów rosyjskich, rozwijane było późniflj przez Valery’ego i Rilkego, najpełniej zamanj festowało się jednak w twórczości mistrza synj bolistów francuskich, Mallarmego.
Mallarme przez długie lata przygotowywj dzieło, w którym poznawcze posłannictwo pod zji zyskałoby zupełne spełnienie, dzieło mająd stanowić poetycki ekwiwalent świata. NazWj je Księgą. „Świat — notował — istnieje po td aby skończyć się księgą.” Księga składać sil miała z zeszytów luźnych kartek, które dowol nie zestawione, wyłaniałyby coraz to nowe ca łości, a całości te, choć zrodzone w sposj losowy, traktowane być powinny jako nieprzd padkowe. Stanowiłaby ogromną — wskutej niezmiernej ilości możliwych kombinacji -i nierozdzielną strukturę, zarazem przestrzenia — bo rozmieszczoną na wielu stronach — i rui chomą — bo rozwijającą się w trakcie lektur! czy raczej wielu nawrotnych lektur. Miała bjj oozbawioną treści, jej elementami byłyby na równych prawach słowa, obrazy, brzmieni* typografia. W całości przesycona byłaby znfl czeniami. Przemawiałaby mocą sugestii, a sensjl jej odznaczałyby się zmiennością, wieloznacB nością, płynnością. Zawartość Księgi praktycffl nie byłaby nieskończenie bogata, tworzyłaby siffl na naszych oczach, żywa jak świat. I jał] umysł.
Mallarme ostatecznie nie zrealizował swegM zamierzenia. Zdaje się, że żadną miarą zrealizS wane ono być nie mogło. Znamy je tylko z za-| pisków, których nie zdążył spalić przed śmief-l cią. W 1897 r. opublikował Rzut kości, poemat,! który wzbudził zdziwienie nawet jego wielbicieli, a i z dzisiejszej perspektywy wydaje się jednym z najbardziej oryginalnych utworów nowoczesnej liryki. Komentatorzy uznawali często Rzut kości za pierwszy szkic Księgi, al< jest on raczej wstępem do Księgi, wprowadzę ulem wykład a j ą cym jej zamysł. Rozpoczyna nic; obrazem żaglowca tonącego w czasie burzy. Potem pojawia się „mistrz” (Fragment Rzutu kości w przekładzie M. Żurowskiego znajduje nic; na s. 30—31).
Fragment ten słabe daje pojęcie o wyglądzie całego tekstu, który w normalnych wydaniach ciągnie się w ten sposób przez dwadzieścia stron rozłożonej książki i składany jest czcionkami różnego kroju i wielkości. Zaledwie też dotyka głównej myśli poematu, zogniskowanej w zdaniu, które go otwiera i potem się przezeń przeplata: „Rzut kości nigdy nie zniweczy przypadku”. Obrazuje on jednak dość dobrze koncepcję poetycką, jaką Mallarme pod koniec życia wyli nuł z symbolistycznych założeń. Rozbrat z mową potoczną, sugestywność i aluzyjność, płynność sensu, pojęciowość występują tu wyraźnie. Służą jednak konstrukcji poetyckiej wysoce (intelektualizowanej i eksperymentatorskiej, Świadomie rezygnującej z wszelkich tradycyjnych walorów liryzmu.
Zwraca przede wszystkim uwagę nielinear-ność tekstu. Jego oryginalna typografia nasuwa przypuszczenie, że linijki wersów należy odczytywać nie tylko jednym, schodkowym, cią-Klem, ale także — przynajmniej niektóre — w układzie pionowym. Być może jest to przypuszczenie niezgodne z zamysłem poety, nie ulega jednak wątpliwości, że intencją jego było, u by między poszczególnymi wersami, wyrażeniami i słowami istniały korespondencje złożone i wielokierunkowe. W konstrukcji całego lego fragmentu widać natomiast zasadę kontrapunktu. Wypowiedź rozwija się równoległymi pasami wersów, mających tok gramatycznie i logicznie nieprzejrzysty, a zbyt złożony, aby ' nać go za efekt bezwiednych skojarzeń. Pas-
i te dopełniają się przez niezgodność: przez ' rast, opozycję, zmianę tematu. Całość jest