Bogiem. „Jeśli człowiek’* — mówi Platon — „nie odstąpił, nim nie uchwycił samego dobra samym poznaniem, to znaczy, że dotarł on do granic poznawalnego.” Gdzie jednak poznaje się dobro? Platon nie udziela na to pytanie dokładnej odpowiedzi; wydaje się jednak, że pozostaniemy w zgodzie z duchem jego idei, jeśli odpowiemy, że dobro poznaje się tam, gdzie otwiera się ono przed jednostką, która całą swą istotą decyduje się zostać tym, kim przeznaczono jej być. Niezależnie zatem od tego, czy dobro wydarza się w duszy, czy w świecie, nic nie jest bardziej tajemnicze niż objawienie się dobra. W jego świetle wszelka nauka tajemna okazuje się konwencją, której można się wyuczyć; nie można się jednak nauczyć istotowej relacji osoby ludzkiej z tym, co „przewyższa byt”. Do wejścia w tę relację można zostać jedynie pobudzonym.
* * *
Śmiałe przedsięwzięcie myślowe Platona, które polegało na tym, że świat idei został umieszczony na miejscu rozpadającego się wzorcowego świata niebios — świata, którego istnienie gwarantowało wielkim kulturom orientalnym, że wartości absolutne miały najwyższe znaczenie — nie zostało uwieńczone sukcesem, i to niezależnie od tego, jak silne i trwałe były skutki tego przedsięwzięcia. Rozpoczęty proces posuwał się bowiem dalej. Doprowadził on do unieważnienia absolutności współrzędnej etycznej. Wzajemne oddziaływanie tej współrzędnej i postępującego procesu przywiodło stary świat do chaosu.
Już jednak dawno temu spełniło się pierwsze stadium innej wielkiej próby w dziejach ducha ludzkiego, które polegało na powiązaniu z absolutem radykalnego rozdzielenia dobra i zła. Jak powiedziano, różniło się ono zasadniczo pod względem sposobu i przebiegu od pierwszego stadium. Inaczej niż tamto, nie miało ono swego początku w przekraczającym granice kontynentów związku wysoko rozwiniętych kultur. Tę nową próbę powiązania absolutu z działalnością polegającą na oddzielaniu dobra i zła podjęła gromada hodowców bydła i nomadów, którzy opuścili samo centrum wysoko rozwiniętej kultury Egiptu, gdzie wiedli na poły wolne życie; udali się stąd na wędrówkę w poszukiwaniu ziemi. Po drodze zatrzymali się w oazie, gdzie ukonstytuowali się jako związek, którego panem był Bóg. Podobnie jak niektórzy inni bogowie plemion semickich, ten „Bóg Izraela” był władcą i obrońcą prawa. Jednakże zawarte z nim przymierze opierało się na tak poważnym, tak realnie wymaganym i chronionym rozdziale prawa od bezprawia, jakiego nie znano w żadnym innym plemieniu. Podobnie czymś zupełnie wyjątkowym był upór, z jakim duchowi przywódcy tego ludu coraz to wyraźniej oświadczali, że ich Bóg jest „sędzią całej ziemi”. Wybierając sobie ten lud i czyniąc z niego bezpośrednio podległy sobie zastęp, Bóg chciał go nakłonić do wypełniania sprawiedliwości. Ona zaś —sprawiedliwość potwierdzenia prawa i przezwyciężenia bezprawia — nie była już traktowana w taki sposób, jakby ucieleśniała ją wspólnota niebiańska, która miała służyć na wzór społeczeństwu ludzkiemu. To nie ład kosmiczny nadawał znaczenie poszczególnym wydarzeniom, ale górujący nad nim Pan nieba i ziemi, który pouczał stworzone jego ręką istoty ludzkie, w jaki sposób rozdzielać mają w swych duszach dobro od zła, tak jak on sam rozdzielił światło od ciemności w dziele stworzenia świata.
Na związek pierwiastka etycznego z religijnym zwykło się patrzeć odwołując się wyłącznie do obrazu niebiańskiego rozkazu, któremu towarzyszy groźba kary. W ten sposób nie dostrzega się tego, co istotne. Ogłoszone na Synaju Prawo powinno być przecież rozumiane jako konstytucja, którą boski władca nadaje ludowi w chwili intronizacji. Wszelkie postanowienia tej konstytucji, zarówno przepisy rytualne jak etyczne, mają na celu wyniesienie ludu ponad niego samego, ku sferze „świętości”. Lud ma się stać przede wszystkim nie tyle „dobry”, co raczej „święty”. Wszelkie więc żądanie moralne ma tu wynosić człowieka, ród ludzki, tam, gdzie pierwiastek etyczny rozpływa się w religijnym, czy też raczej tam, gdzie w najbliższej obecności samego Boga znosi się różnicę między pierwiastkiem etycznym i religijnym. Zostaje to wyrażone tak wyraźnie jak to tylko możliwe przy okazji uzasadniania owego celu: Izrael ma być święty, „bo Ja jestem święty”97. Naśladować