znaczenia od innych ludzi i potrzebuje z ich strony stałego oparcia, aby te znaczenia mogły zachować swą moc. Kościoły pośredniczą we wzajemnym wzmacnianiu interpretacji znaczeniowych. Bitnik musi mieć subkulturę bitników, podobnie jak pacyfista, wegetarianin i uzdrowiciel leczący wyłącznie wiarą. Także w pełni przystosowany, dojrzały, umiarkowany, będący przy zdrowych zmysłach i rozsądny mieszkaniec willowego przedmieścia po trzebuje szczególnego kontekstu społecznego, który będzie aprobował i podtrzymywał jego sposób życia. W istocie, każde z tych określeń — „przystosowanie", „dojrzałość", „zdrowie psychiczne" itd. — odnosi się do społecznie względnych sytuacji i staje się bezsensowne w oderwaniu od nich. Człowiek przystosowuje się do jakiejś szczególnej społeczności. Dojrzewa, wrastając w nią. Jest zdrowy psychicznie, gdy podziela jej poznawcze i normatywne przeświadczenia.
Ludzie, którzy zmieniają swoje systemy znaczeń, muszą też zmienić swe związki społeczne. Mężczyzna, który redefiniuje siebie, poślubiając pewną kobietę, musi porzucić przyjaciół, którzy nie pasują do tego nowego samookreślenia. Katolik poślubia niekatoliczkę, wystawiając na niebezpieczeństwo swój katolicyzm, podobnie jak bitnik ryzykuje swoją ideologię, chodząc zbyt często na lunch ze swym impresariem z porządnej dzielnicy. Systemy znaczeniowe konstruowane są społecznie. Chiński specjalista od „prania mózgów" konspiruje ze swą ofiarą w fabrykowaniu dla niej nowej historii życia, podobnie jak to czyni psycholog ze swym pacjentem. Oczywiście w obu wypadkach ofiara (pacjent) zaczyna wierzyć, że „odkrywa" o sobie prawdy, które istniały na długo przedtem, nim zawiązała się owa konspiracja. Socjolog odniesie się do takiego przekonania co najmniej sceptycznie. Będzie podejrzewał, że to, co jawi się jako odkrycie, jest w rzeczywistości wymysłem. I będzie wiedział, że pozory prawdopodobieństwa tego, co zostało w ten sposób wymyślone, pozostają w bezpośrednim związku z mocą oddziaływania sytuacji społecznej, która ten wymysł zrodziła.
W następnym rozdziale będziemy nadal rozprawiać o kłopotliwym związku pomiędzy tym, co myślimy, a tym, z kim dzielimy stół. W niniejszej dygresji staraliśmy się tylko pokazać, że doświadczenie względności i „alter-nacji" jest nie tylko powszechnym zjawiskiem historycznym, lecz także rzeczywistym problemem egzystencjalnym w życiu jednostki. Socjologiczne poznanie społecznych korzeni tego doświadczenia może być zbyt słabą pociechą dla tych, którzy chcieliby znaleźć filozoficzną czy teologiczną odpowiedź na dręczące, w ten sposób postawione problemy. Jednakże w tym świecie dotkliwie racjonowanych objawień powinniśmy być wdzięczni nawet za małe przysługi. Perspektywa socjologiczna, z właściwym jej irytującym wtrącaniem do wielkiego sporu o Weltanschauungen pytania: Kto mówR. wprowadza element trzeźwego sceptycyzmu, który może być bezpośrednio użyty jako swoista ochrona co najmniej przeciw zbyt pochopnym nawróceniom. Świadomość socjologiczna porusza się w układzie odniesienia, który pozwala postrzegać własną biografię jako ruch wewnątrz i na wskroś określonych światów społecznych, do których przywiązane są określone systemy znaczeniowe. 7. pewnością nie rozwiązuje to problemu prawdy, lecz dzięki temu jest mniej prawdopodobne, że wpadniemy w pułapkę każdej misjonarskiej szajki, którą spotkamy na naszej drodze.