w epoce postchrześcijańskiej. Jednakże rozpatrywanie tych kwestii ww kroczyłoby poza nasze rozważania. Ilustracje zaczerpnięte z religii dostateca' nie chyba pokazały, w jaki sposób socjologia wiedzy lokalizuje idi w społeczeństwie.
Jednostka nabywa więc swój światopogląd w sposób społeczny, bardzt podobnie, jak nabywa swe role i tożsamość. Innymi słowy, jej uczucia i samoświadomość, podobnie jak jej działania, są dla niej z góry zdefiniowana przez społeczeństwo; dotyczy to także jej poznawczego stosunku doi uniwersum, które ją otacza. Fakt ten Alfred Schiitz ujmuje w określeniu „świat oczywisty" — system na pozór samooczywistych i prawomocnych mniemań o świecie, które każde społeczeństwo rodzi w toku swej historii. Ten społecznie uwarunkowany światopogląd jest już przynajmniej w części dany w języku społeczeństwa. Niektórzy lingwiści zapewne wyolbrzymiają znaczenie tego czynnika w tworzeniu światopoglądu, lecz bez wątpienia język przyczynia się do kształtowania stosunku do rzeczywistości. Oczywiście nie wybieramy sobie języka, lecz jest on nam narzucany przez tę określoną grupę społeczną, która kieruje naszą początkową socjalizacją. Społeczeństwo wyznacza nam z góry ten fundamentalny aparat symboliczny, za pomocą którego pojmujemy świat, porządkujemy nasze doświadczenie i interpretujemy własne życie.
W ten sam sposób społeczeństwo dostarcza nam naszych wartości, naszej logiki i zasobów informacji (a przy okazji, dezinformacji), które składają się na naszą „wiedzę". Tylko bardzo niewielu ludzi — a i ci jedynie w odniesieniu do fragmentów światopoglądu — jest w stanie przewartościować to, co zostało im tak narzucone. Faktycznie ludzie nie odczuwają potrzeby krytycznej oceny, ponieważ światopogląd, w którym dokonała się ich socjalizacja, wydaje się im sam w sobie oczywisty. A ponieważ jest on tak traktowany przez prawie wszystkich, z którymi mogą mieć do czynienia w swojej własnej społeczności, światopogląd ten samoistnie uprawomocnia się. Jego „dowód" leży w powtarzalności doświadczeń innych ludzi, którzy także przyjmują go jako oczywisty. Tę przyjmowaną przez socjologię wiedzy perspektywę można ująć w jednym zwięzłym zdaniu: rzeczywistość jest konstruowana społecznie. Tym samym socjologia wiedzy pozwała dopełnić twierdzenie Thomasa o potędze definicji społecznej i rzuca dodatkowe światło na socjologiczny obraz chwiejnej natury rzeczywistości.
Teoria ról i socjologia wiedzy stanowią bardzo odmienne wątki myśli socjologicznej. Jak dotąd ich przełomowe spostrzeżenia co do istoty procesów społecznych nie zostały faktycznie połączone w całość teoretyczna
wJą, jeśli nie liczyć być może doniosłego współczesnego systemu socjologicznego, którego twórcą jest Talcott Parsons. Jest on jednak zbyt złożony, aby .^efiozna go było przedstawić w niniejszych rozważaniach. Względnie proste iigniwo łączące te dwa podejścia stanowi jednak tak zwana teoria grup fzcpdniesienia, również mająca amerykański rodowód socjologiczny. Pojęcie jijrup odniesienia, użyte po raz pierwszy przez Herberta Hymana w latach ldczterdziestych, było następnie rozwijane przez wielu amerykańskich socjologów (wśród których wymienić trzeba szczególnie Roberta Mertona i Tamotsu Shibutaniego). Okazało się ono bardzo pożyteczne w badaniach nad funkcjonowaniem organizacji różnych typów, takich jak organizacje militarne czy przemysłowe, choć akurat to zastosowanie nas tutaj nie
interesuje.
Dokonano rozróżnienia grup odniesienia, do których jednostka należy, i grup, ze względu na które orientuje swoje działania. Ten ostatni rodzaj będzie dla nas użyteczny. Crupa odniesienia w tym sensie to zbiorowość, której opinie, przekonania i sposoby działania mają decydujące znaczenie dla kształtowania się naszych własnych opinii, przekonań i sposobów działania. Grupa odniesienia dostarcza nam pewnego modelu, z którym możemy się ciągle porównywać. W szczególności dostarcza nam swoistego punktu widzenia na rzeczywistość społeczną, który jest lub nie jest ideologiczny we wskazanym wyżej sensie, lecz który w każdym razie będzie integralnym elementem naszego podporządkowania tej oto konkretnej
grupie.
Kiedyś ukazała się w czasopiśmie „The New Yorker" karykatura przedstawiająca gustownie przyodzianego studenta zagadującego niedbale ubraną dziewczynę, która maszeruje w jakimś pochodzie i niesie transparent z hasłem domagającym się zakazu prób z bronią atomową. Podpis pod obrazkiem brzmiał jakoś tak: „Domyślam się, że chyba nie spotkam pani dziś wieczorem w Klubie Młodych Konserwatystów". Ten rysunek celnie ukazuje asortyment grup odniesienia, spośród których może dziś wybierać student college'u. Każde nieco większe miasteczko uniwersyteckie stwarza możliwość wyboru spośród wielu takich grup. Spragniony towarzystwa student może wstępować do niezliczonych ugrupowań politycznych, skierować swe kroki do paczki bitników, przylgnąć do eleganckich snobów lub po prostu wałęsać się z grupą, która uformowała się wokół łubianego profesora literatury angielskiej. Nie trzeba dodawać, że w każdym z tych przypadków muszą zostać spełnione pewne wymagania co do jego ubioru i zachowania — a więc inkrustowanie rozmów lewackim żargonem bądź bojkotowanie
m