56 Gustaw Le Bon, Psychologia tłumu
może podążać za własną myślą, ale za myślą tłumu, w przeciwnym bowiem razie nastąpi wzajemne niezrozumienie. Umysły logiczne, uznając tylko rozumowe uzasadnianie, stosują ten sam sposób dowodzenia, gdy przemawiają do tłumu, a następnie dziwią się, że tłum ich nie zrozumiał.
„Wnioskowanie matematyczne oparte praktycznie na sylogizmach i polegające na kojarzeniu tożsamości — pisze pewien logik — jest konieczne... Nawet ciała nieorganiczne, gdyby były zdolne zrozumieć ową tożsamość, musiałyby bezwarunkowo na wnioski te się zgodzić.” Bez wątpienia. Lecz nie można tego odnieść do tłumu, który nie potrafi zrozumieć czystego rozumowania. Gdybyśmy chcieli za pomocą rozumowania przekonywać człowieka dzikiego albo dziecko, szybko zobaczylibyśmy, że sposób ten ma niewielką wartość.
Zresztą nie potrzeba szukać człowieka pierwotnego, aby przekonać się o słabości rozumowania w walce z uczuciem. Wystarczy uprzytomnić sobie żywotność na przestrzeni wieków wielu przesądów religijnych sprzecznych z elementarnymi zasadami logiki. Prawie przez dwa tysiące lat najtęższe umysły musiały chylić czoła przed tymi przesądami, a dopiero w czasach najnowszych odważyła się ludzkość poddać krytyce ich wiarygodność. Nie da się zaprzeczyć, że wieki średnie i odrodzenie miały wiele światłych umysłów, ale nie znalazł się ani jeden, który by za pomocą rozumowania wykazał śmieszność tych zabobonów i odważył się zwątpić w prawdziwość występków szatana lub w konieczność palenia czarownic na stosie.
Można zapytać, czy należy ubolewać nad tym, że rozum nie był przewodnikiem tłumów. Twierdzę, że rozumowi ludzkiemu z pewnością nie udałoby się poprowadzić ludzkości ku rozwojowi cywilizacji z takim samozaparciem, z jakim zrobiły to owe urojenia. Twory nieświadomości, które nami władają, były bez wątpienia potrzebne. Każda rasa w swej strukturze psychicznej zawiera prawa swych przeznaczeń i możliwe, że w tych nieświadomych porywach, pozornie nierozumnych, działał instynkt, który nakazał podporządkować się owym prawom. Mimo woli nasuwa się przekonanie, że narody pozostają pod władzą tajemniczych sił, podobnych do tych, dzięki którym żołądź przekształca się w dąb, a kometa biegnie po swej orbicie. O siłach tych mało możemy powiedzieć, a rozwiązania tej zagadki należy doszukiwać się w ogólnym biegu rozwoju narodów, a nie w pojedynczych procesach, chociażby wydawało się, że one właśnie są początkiem tego rozwoju. Na rozważaniu tylko poszczególnych zdarzeń poprzestać nie można, albowiem cały bieg dziejów byłby zdany na los nieprawdopodobnych przypadków. Wtedy nie moglibyśmy zrozumieć, w jaki sposób syn cieśli z Nazaretu stał się wszechmocnym Bogiem, pod którego tchnieniem zrodziły się wspaniałe cywilizacje. Nie moglibyśmy też zrozumieć, że garść Arabów, wyruszywszy ze swych pustyń, podbiła przeważającą część starożytnego świata grecko-rzymskiego i stworzyła większe imperium od państwa Aleksandra Macedońskiego. Nie moglibyśmy także zrozumieć, w jaki sposób w starej, hierarchicznej Europie zwykły porucznik artylerii stał się władcą tyłu narodów i tylu królów.