176 Krystyna Strycharz
Piotr:
Radca! No to, panie ... jakby ci tu powiedzieć ... radca to niby tego ... no! Jak są ministrowie, tak sq, mospanie, radcy, no i tego - rozumiesz?
Helenka:
Nic a nic nie rozumiem. (Ra., s. 12 - 13)
W powyższych cytatach, będących - jak widać - przykładami charakterystycznego idiolektu Piotra, treść została wyeliminowana przez nadmiar powtórzeń, zaklęć, wtrąceń i znaków retardacyjnych. W następnym zaś wielopiętrowa parenteza przesłoniła tekst wiodący, redukując go do jednego, z trudnością dającego się wyłonić z powodu zawiłej składni zdania (w przykładzie jest ono wyróżnione):
Dumska:
0 czyże ja to mówiłam? A! otóż, Bajdurska, moja sąsiadka - ciotka przypomina jq sobie? ta z szablastym nosem, płomieniem nad okiem, co to była za majorem od ułanów -tym przystojnym - wysokim ... prawdę mówiąc, to on właściwie do mnie smalił cholewki i chciał się ze mną gwałtem żenić, bo byłam, nie chwaląc się, najpiękniejszą w okolicy, a miałam figurkę taką, że baron Baczewski, Węgier, jak mnie zobaczył na jednym balu oficerskim...
Ciotka:
Więc cóż ta Bajdurska?
Dumska:
A! otóż Bajdurska była u mnie, właśnie w parę tygodni po przyjezdne Napaa z Paryża, z wizytą, bo choć to ona z drobnej szlachty pochodzi, a jej matka była prostą mieszczanką, to jednak żyjemy z sobą - bo ja żyję ze wszystkimi, to moja zasada, ze wszystkimi grzecznie, bo nie wiemy, na co się kto przydać może - na przykład mój arendarz Mosiek.
Ciocia:
Więc cóż ta Bajdurska zrobiła? Kre., s. 193 - 194).
Kwestię przytoczoną niżej wygłasza chłopoman Leonidas. Uważa on siebie za najbardziej odpowiednią osobę do zadeklamowania przed księciem wiersza własnego autorstwa. Nie uświadamia sobie, że jego nienaturalny język dalece różni się od mazurzącej mowy chłopów. Leonidas:
Psepysny wirs na ceść księcia, niby od ludu, którego mam zascyt być przedstawicielem. /.../ Zrobiłem z niego pirsozędnego bohatera. Tylko ja muszę sam ten wirs deklamować, bo inacej cała jego piękność psepadnie. (Ciężkie, s. 228).
W innym miejscu:
Ja musę sam, bo ten wirs potsebuje wymowy, uczucia. (Ciężkie, s. 249). Jaskrawy, humorystyczny kontrast treści i formy pojawia się w czytanym przez Piotra fragmencie gazety, w którym sparodiowany został
styl dziennikarski. Autor osiągnął to dzięki maksymalnemu nasyceniu tekstu wyrazami zapożyczonymi oraz kompilacjami obcych morfemów leksykalnych z polskimi morfemami słowotwórczymi i fleksyjnymi.
Piotr [...] (Czyta):
W chaotycznej komplikacji ejhemerycznych faktów salwowanie ekwilibrium między potencjami okcydentalnymi deprenduje pryncypalnie od insymiacyj pacyfikacyjnych manifestowanych przez notyfikacje konferencyjne a propos neutralności pawilonu. (Przestaje czytać, zastanawia się). Co to jest u licha? Jak Boga kocham, nic a nic nie rozumiem. (Ra,, s. 48).
Zabawne są również takie wypowiedzi, w których obserwujemy brak proporcji pomiędzy zapowiadającą się bogatą treścią a ubogą formą: Wróblewski:
/.../ bo ja mam szalone szczęście do kobiet. Na którq spojrzę - trup! (Dom, s. 28).
D. Buttler pisze, że do kategorii żartów wyzyskujących w swoich układach tradycyjne elementy językowe należy odwrócenie paraielne, w tradycyjnej stylistyce noszące nazwę antymetatezy lub antymetaboii. "Dowcip ten charakteryzuje się budową dwuczłonową, jego człony pod względem syntaktycznym są wobec siebie paraielne, pod względem zaś treściowym jeden stanowi niejako odwrócenie sensu drugiego"1. Z podobnym zabiegiem językowo-komicznym spotykamy się w komediach M. Bałuckiego. Często jednak człon o treści przeciwstawnej pojawia się w trochę zmienionym otoczeniu składniowym.
Oto przykłady:
Figurkowski:
Dlaczego się nie leczysz? Miałem pacjenta, który umarł na taką chorobę. Hulatyński:
A ja widzisz tyję dlatego, te się nie leczę. (Gęsi, s. 341).
Janina:
Tańcz pan trochę z pannami Ciudumkiewicz.
Adolf:
Pani. dalibóg nie mogę.
Janina:
One jeszcze nogą nie ruszyły.
Adolf:
A ja moimi już nie mogę ruszać. (Dom, s. 97).
i
D, B u 11 1 e r, Polski dowcip..., op. cit., s. 257.