I poszła z wiatrem: cieszy się gromada.
Ileż to smutnych wspomnień dla Konrada!
Konrad milcząc stoi na łodzi z obliczem zimnem i ponurćm. Ale Gul-uara znieść nie może groźnego jego wzroku: pada na kolana błagając przebaczenia za zbrodnię popełnioną w jego obronie. Konrad tymczasem spostrzega swą nawę, daje znak, korsarze poznają wodza:
Z ok.zykiem, weseli,
Spuszczają czółno, I żagle zwinęli,
To Konrad, Konrad! ciżba na pokładzie,
Próżny głos wodzów w niesfornej gromadzie.
Tłoczą ślę, patrzą, jak z uumną postacią Wchodzi na okręt, stawa między bracią.
Ścisnął Anzelma dłoń, i znowu czuje,
Że może walczyć, 1 że rozkazuje.
Przybija okręt do brzegu, ale na wieży w oknie Medory ciemno. Konrad niespokojny rzuca się w łódkę:
Leniwo zbyt niosła,
Z niecierpliwością poglądał na wiosła,
Ach i onby pragnął sokolemi piory,
Wiatrem zalecieć na wierzchołek góry.
Słabną wioślarze, znużenie ich zoczył:
Mc czeka dłużej 1 w morze wyskoczył.
Łamie się z falą, dopłynął do brzegu,
I biegł, na chwilę nie zwalniając biegu;
U drzwi zamkniętych wstrzymał się, 1 słucha:
Wszystko uśpione, wkoło ciemność głucha.
Puka i głośno, echo się rozlega,
Mkt nic otwiera i nikt nie przybiega.
Puka i zclcha, bo dłoń jego drżąca,
Do w duszy jego myśl przerażająca.
Drzwi się otwarły, lecz przy nich nie ona,
Na której uścisk gotował ramiona.
A sługa milczy, ou dwakroć próbował,
Dwakroć chciał spytać, i słów nie znajdował.
Porywa lampę, w pośpiechu I trwodze Z rąk mu wypadła, i zgasła przy nodze.
Poszedł w ciemności, lampa tylko druga,
Z głębi mrocznego korytarza mruga.
Rozemknął izbę, wszystko się odkryło Co jego serce czuło, nie wierzyło.
51