lekcjonowane materiały, które trzymałem w kartonowym pudlelpod] łóżkiem. Znajdowało się tam wiele rzeczy, wszystko to, co mogłom| kiedyś przydać, przy czym nie stosowałem podziału na dary naturjj takie jak gałązki czy pióra i temu podobne, i resztę, w skład któreB wchodziłyby zapałki, kapsle, kawałki sznurka, pudełka i foliom® osłonki po papierosach. Próbowałem także wykorzystać skorupkfl jajka i pukiel jasnych włosów, który zdjąłem z grzebienia mama tamtego popołudnia; było także kilka rybich ości i łusek. Dziwna to j była kolekcja, sam nie wiedziałem, czy mi się podoba. W któryriH momencie popołudnia, wciąż zajęty swoim zbiorem, usłyszałem kroi ki. Wstałem z podłogi i podszedłem do okna: do tylnych drzwi zblil żała się kobieta, którą widziałem w łóżku z ojcem.
Odsunąłem się od okna. Postanowiłem, że jej nie wpuszczę, niej zejdę na dół, nie będzie nawet wiedziała, że jestem w domu. Wszył stko na próżno; weszła do domu bez pukania i z kuchni dobiegła mnie znajome odgłosy: napełnianie czajnika wodą, głuche pyknięciB zapalanego gazu i szuranie krzesła po posadzce. Przycupnąłem cii cho na podłodze, starając się nie wydać żadnego odgłosu, który zwról ciłby jej uwagę na mą obecność. Też na próżno; po wypiciu herbaty] spędziła parę minut w salonie, a następnie weszła na schody. Gdji dotarła na górę, ja byłem już przy drzwiach i mocno trzymałeś klamkę. Ona złapała ją z drugiej strony i nacisnęła, miała o wieli więcej siły ode mnie; otworzyła drzwi i spojrzała na mnie.
— Cześć, Dennis — powitała mnie. — Co ty tu robisz na górzęj
Chciałem, żeby wyszła z mojego pokoju! Wymamrotałem coś niej
wyraźnie o moich owadach; stanęła mi przed oczami jej postać nąl moim ojcu, jej kołysanie się w górę i w dół i sapanie z ustami otwaipj tymi jak u ryby. Nagle wzdrygnęła się.
— Te muchy! — rzekła. — Czy naprawdę musimy je trzymał w twojej sypialni?
Siedziałem z nią w kuchni, gdy ojciec wrócił z działki. Wydarzę! nia ostatnich dwóch dni wycisnęły na nim swoje piętno. Tego dniąj nie pracował w ogrodzie; raz wyszedł z szopy stawić czoło dziwnymi zjawiskom, ale nie był w stanie nawet dotknąć ziemi. Wrócił do śród! ka, gdzie czekała na niego resztka wina. Późnym popołudniem spadł zimny, rzęsisty deszcz; bębnił głośno w dach altany. Szybko zrobiło] się ciemno i strach przybrał na sile, intensywnością dorównał przerażeniu, które wywołały poranne halucynacje. Gdy opuszczał dział-[ky, liście roślin znowu poczerniały i zakołysały się gwałtownie, jak Wodorosty podczas przypływu. Ojciec postawił kołnierz, czapkę nasunął na uszy, wsiadł na rower i w strugach zimnego deszczu ruszył w stronę ulicy Kitchenera.
[ Widok mnie siedzącego z Hildą przy kuchennym stole musiał nim wstrząsnąć.
I — Pada, co? — zapytała, gdy ojciec wrzucił do zlewu siatkę pełną ziemniaków. — Wydawało mi się, że słyszę deszcz. Nic dziwnego b tej porze roku.
Ojciec nie odpowiedział; zdjął marynarkę i czapkę i zaczął myć ziemniaki. Postanowiłem wykorzystać okazję i wymknąć się po cichu z kuchni, ale mnie usłyszał.
— Dokąd to, Dennis? — spytał, odwracając się z nożem w jednej ręce i do połowy obranym ziemniakiem w drugiej.
— Idę do swojego pokoju — odparłem.
Zmarszczył brwi, ale nic nie powiedział, zajął się ziemniakami. To on był winien, nie ja!
Och, rzuciłem ołówek. Psychologia morderstwa — co ja o tym wiem? Co wiem o wszystkim, co z tym związane? Dowiedziałem się tego za granicą, podczas długich, spokojnych lat spędzonych w Kanadzie. Dość, już późno, jestem zmęczony, znów słychać tupanie na strychu i nie dam rady pisać dalej. Ból brzucha nie przeszedł, ale rozszedł się na nerki i wątrobę, podejrzewam, że dzieje się ze mną coś niedobrego, i chociaż tutejsze jedzenie jest obrzydliwe, to nie ono stanowi przyczynę, to coś o wiele gorszego. Mam wrażenie, że moje wewnętrzne organy zaczynają się kurczyć, choć nie mam pojęcia dlaczego. Jak będę funkcjonował, jeśli rzeczywiście do tego dojdzie? I tak nie jestem okazem zdrowia, więc nie mogę sobie raczej pozwolić na żadne wewnętrzne kurczenie czy wysychanie. A może to przejściowy stan, jak zapach gazu, który, dzięki Bogu, nie powrócił.
Pisałem o śmierci mojej matki. Siedziałem przy stole, przedstawiając wydarzenia tej strasznej nocy i następnego dnia, a wspomnienia stały się niemal żywsze niż sytuacja obecna, tak iż pojawiło się znajome współistnienie przeszłości i teraźniejszości, a ja musiałem wpaść w coś w rodzaju transu. Kiedy przyszedłem do siebie, okazało się, że jestem w sypialni pani Wilkinson.
81