168 Krystyna Strycharz
Sędzia:
A to piekielnie nudna scena.
Smętnicka:
Co to za cudowna scena. (Teatr, s. 49).
Ciotka:
Jak to tak dtutej potrwa, to ja się rozchoruję na dobre przy tych bębnach. /.../ To Tatary, nie dzieci.
Bibisia (ich matka, do męża - dopisek mój K.S.):
Słyszysz Kajtusiu, i ty pozwalasz tak lżyć nasze aniołki. (Kre., s. 261).
Efekt komiczny wywołują tu (podobnie jak w grupie poprzedniej) leksemy z tych samych pól asocjacyjnych, lecz dobrane na zasadzie przeciwieństwa semantycznego1.
W dialogach, których osią kompozycyjną jest nieporozumienie, elementami językowo-komicznymi są dwuznaczniki i nakładające się na siebie szeregi słowne:
Piotr:
A! to pani - mam pani powiedzieć ważną nowinę. Spotkało cię szczęście, o jakim nie myślałaś.
Eufrozyna (skromnie):
To już nie jest dla mnie sekretem.
Piotr:
Jak to? Może Zdzisław d już powiedział wszystko?
Eufrozyna (z zapałem):
Wszystko, wszystko!
Piotr (na stronie):
Masz tobie, a to się pospieszył. (Głośno) Kolektor ojiaruje się zaraz wypładć tę sumę pod warunkiem ...
Eufrozyna:
Jaką sumę? (Ra., s. 94 - 95).
Eufrozynie, której Zdzisław przed chwilą się oświadczył, wydaje się, że nie wiedzący o tym Piotr pragnie jej właśnie wyjawić zamiary Zdzisława. Dla Piotra jednak ową ważną nowiną jest powiadomienie guwernantki o wielkiej wygranej na loterii.
Pagatowicz (idzie do niej z czułością):
A to co? Cóż się stało? Panno Heleno! Co pani jest? Czego pani płacze?
O związkach asocjacyjnych zob. w: F. de Saussure, Kurs językoznawstwa ogólnego. Warszawa 1961, s. 133.
Helena [...):
Taki ojciec to - to tyran, nie ojciec!
Pagatowicz:
Cóż on pani zrobił?
Helena [...]:
Powiada, żem jeszcze za młoda.
Pagatowicz:
Na to właśnie najlepsza pora.
Helena:
No, nieprawda? Ja mu to samo mówiłam. Julcia Grzybkowska przecież młodsza ode mnie. a nie bronią jej tego. To tylko ja jedna taka nieszczęśliwa (zaczyna znowu mocno płakać). (Gr., s. 221 - 222).
Pagatowicz jest przekonany, że Burczyński nie chce zezwolić na jego ślub z Heleną; zmartwienie dziewczyny wynika z tego, że ojciec odmawia jej kupna jedwabiu na suknię.
Trudno się nie zgodzić ze współczesnymi Bałuckiemu krytykami, którzy zarzucali mu, że dowcip bazujący na nieporozumieniu razi łatwością i prymitywizmem1. Wtajemniczonego widza czy czytelnika nic w nim nie zmusza do wysiłku intelektualnego, nic nie zaskakuje. Zabawna wydać się może tylko naiwność postaci i jej odzwierciedlenie w języku.
A oto przykłady typowego dowcipu polisemicznego:
Giętkowski (myśląc, że w pokoju zamknięto oczekiwanego księcia, a nie Natalkę - wiedeńską flammę Juliusza - dopisek mój K. S.): i- My wiemy dobrze, kto tam jest (klepie go poufale po ramieniu)
Juliusz (stawiając się):
Więc cóż z tego? Jakim prawem wtrącacie się państwo do tego. co mnie tylko obchodzić może.
Bajkowski:
A. przepraszam cię. mój Julku. Gdyby to była osoba prywatna, to mógłbyś z nią robić, co się podoba, ale to jest, mój kochany, osoba pubhczna.
Juliusz (gwałtownie):
Bajkowski, proszę cię!... (Ciężkie, 263).
Wspomina o tym I. Sławińska w posłowiu do "Pism wybranych" M. Bałuckiego, 1.1 - XII. Kraków 1956, s. 357 - 359,