kształt i tchnął w nie ducha. I wszystko żyje. Tylko On umiera.
Nie umrze Pan, lecz konać będzie przez wieki, albowiem istnienia swojego wieki rozdał między stworzenie.
Oto na falach purpurowych zachodu leży Pan czarną chmurą — i kona.
Leży Pan w niemocy śmiertelnej i kona w nieśmiertelności swojej.
Skrzydła motyla więcej mają siły niż On. I mchy drzewne więcej radości mają. I źdźbłu najmniejszemu zazdrości Pan.
Leży chmurą ciemną, ogromną i wzrokiem przygasłym patrzy w doliny wieczorne. Ogląda stworzenie swoje w rozpaczy ciężkiej, bezsilnej.
Albowiem żyje stworzenie, ale umiera Stwórca.
A tak wielka jest bezsilność Jego, że opuścił wnętrze stworzeń swoich i nie masz Go w nich.
Więc że nie żyje Pan w łonie stworzenia swego, — umiera z tęsknoty i żałości.
Gaśnie zieleń wierzb nad jeziorami, usypiają gaje brzozowe i góry śpią w płaszczu smrekowym. Lecz nie śpi w ich łonie Pan.
Płyną wichry rozgrzane nad koniczynami, polne świerszcze dzwonią w puszczach zbożowych. Lecz w powiewie wieczornym nie chodzi Pan.
Wraca lud od pracy swojej, śpiewa mgłom purpurowym zachodu. Lecz nie ma w pieśni głosu Pana.
Wymykają się z domów dziewczęta rozkochane, biegną pod gałęziami, spotkać kochanka swych nocy szalonych. Pachną zioła w sadach mrocznych i śpią w głębi gniazd ptaki zmęczone.
A kona Pan na wysokościach, że żyć nie może w życiu ziemi.
Ogląda Pan w konaniu swoim świat i widzi jego znikomość.
O, jakże inaczej śnił sny stworzenia swego — o, jakże inaczej żyło w jego duchu!
Gdy w nicość patrzał i brał z niej kształt dla widzeń swoich — gdy z mgieł nicości tkał gwiazdom światło, tkał drzewom liście i ludziom ciała.
O, jakże inaczej śnił sny stworzenia swego — o, jakże inaczej żyły w jego duchu!
Stwarzał je ku mocy swojej — a słabe są. Wypiła nicość potęgę Pana i nie masz jej w stworzeniu.
Stwarzał Pan twory swoje ku chwale swojej — a są nikczemne. Ku miłości — a zimne są i obojętne. Promienie chwały pożarła nicość — i ogień miłości Pana.
Stwarzał je Pan ku rozkoszy oczu swoich — a rozwiewają się! uszu — a nie słychać ich; rąk — a wymykają się dłoniom.
131