pamiętałem chronologii palonych marek: szafirowe Caro, czerwony Sobieski, żółty Camel, niebieski Gau-lois, ale co wcześniej? Co wcześniej? Wcześniej przecież niejedno! Należę do pokolenia, które pamięta jak nie smak, to opakowanie Waweli! Legendarnych Wa-weli! Mitycznych Waweli! Pra-Waweli! Arche-Waweli!
Na szczęście nie paliłem od dziecka! Na szczęście po krótkim okresie fascynacji straciłem zapał do tego rodzaju — pożal się Boże — proustowsko-peerelowskich „magdalenek”!
18 lip ca 2012
Na szczęście nie straciłem zapału do literatury, na szczęście nie zapomniałem (zanik, widać, idzie inną drogą) zasad rzemiosła. Jedna z naj ryzykowniej szych i zarazem najtrudniej obalalnych brzmi: żeby napisać dobry wiersz, trzeba przeczytać dobry wiersz. Reguła — ma się rozumieć — dotyczy wszystkich gatunków literackich. Żeby napisać dobrą powieść, opowiadanie czy inny sonet, trzeba takie rzeczy czytać, czytać i jeszcze raz czytać.
Napisałem odruchowo, iż jest to jedna z najryzy-kowniejszych zasad — wycofuję się z tego szczytowania. Ryzyko w tym — jak i w licznych innych przypadkach — dotyczy wyłącznie grafomanów. „W czasie pisania niczego nie czytam, pragnę zachować całkowitą
io
niezależność, absolutną wierność sobie, niczego nie czytam, albowiem za wszelką cenę pragnę uniknąć czyj ego kolwiek wpływu” — wyznaje jeden z drugim nieborak i nie zauważa, jak samobójcze jest to wyznanie. Przecież „czyjś wpływ” — oby jak najwyrazistszy — przeważnie jest jedyną szansą nieszczęśnika, na ogół tylko to co zapożyczone, albo wręcz tylko to co odpisane, miewa w jego tekście jakąś wartość.
Poza wszystkim, cóż to za (to prawda: nienowe) gusło, żeby jak się pisze — nie czytać? Malarz, gdy maluje, obrazów nie ogląda? Nie widzi? Pejzażysta z zamkniętymi oczami po świecie łazi? Rzeźbiarz rzeźb unika, a jak jaki pomnik w dali spostrzeże — śmiertelnie przerażony, iż artyzm jego wtórnością skażony zostanie — w przeciwną stronę spiernicza, aż się kurzy? Kompozytor, gdy komponuje, muzyki nie słucha? Nie słyszy?
Wsłuchiwać się tylko w swój głos wewnętrzny? Wpatrywać w takiż obraz? Po pierwsze — niewykonalne, po drugie — ryzykowne. Co zrobić, jak ani nic nie słychać, ani nic nie widać? Co zrobić, jak wnu-triennego głosu, obrazu (czego tam jeszcze) definitywnie brak? Jak to, co robić? Wiadomo co! Ulec wpływowi. Mało powiedziane: szukać wpływu. Czytać. Dużo czytać.
Nie ma takiej okoliczności, w której czytanie by szkodziło, a już przy pisaniu? Otóż przy pisaniu czytać należy jak najwięcej — utalentowanemu nie zaszkodzi,
ii