XXXVI HISTORYCZNA TREŚĆ I WARTOŚĆ „KRONIKI”
faktycznie, ale po kilku latach dramatycznych zatargów i walk został zeń przez młodszego brata siłą wyzuty. Bolesław okazał się zręczniejszym, a przede wszystkim energiczniejszym wodzem i władcą, swoją popularną w kraju polityką pomorską pozyskał sobie więcej zwolenników, podczas kiedy Zbigniew skompromitował się udziałem w najeździe niemieckim z r. 1109, kiedy to nikt w Polsce — o ile nam wiadomo — nie przyłączył się doń, aby bronić jego sprawy. Kiedy jednak w drugiej połowie r. 1112 doszło pomiędzy braćmi do ponownego porozumienia i układu, w ślad za czym Zbigniew powrócił do kraju, jego nagłe uwięzienie i okropna egzekucja, a zwłaszcza śmierć, choć zapewne nie zamierzona przez Bolesława, wywołały poważny odruch oburzenia i jeden z najcięższych kryzysów wewnętrznych za panowania Krzywoustego.
W oczach dawnych stronników i sympatyków Zbigniewa Bolesław stał się winnym bratobójstwa, a należący od lat do stronnictwa Zbigniewowego sędziwy metropolita gnieźnieński Marcin prawdopodobnie obłożył go klątwą. Wedle ówczesnego prawa kościelnego zabójca bliskiego krewnego winien był udać się na wygnanie, a przynajmniej na długą pielgrzymkę poza granice kraju i tam pokutować. Widocznie sytuacja w kraju była bardzo napięta, skoro Krzywousty zdecydował się przynajmniej do pewnego stopnia ugiąć się przed tymi żądaniami. W tajemnicy udał się na Węgry do swego sprzymierzeńca, króla węgierskiego Kolomana, zapewne dla porozumienia się z nim co do powstałej sytuacji, a przy tej sposobności odbył formalną pielgrzymkę pokutną do grobu św. Stefana w Białogrodzie Królewskim (Szekesfehervar) oraz do opactwa swego patrona, św. Idziego, w niezbyt odległym Somogyvar. Barwny i szczegółowy opis tej pokuty, zakończonej na Wielkanoc r. 1113 w Trzemesznie, pozostawił nam kronikarz w zakończeniu księgi III (rozdz. 25). Przez poddanie się formalnym żądaniom prawa kościelnego zażegnane zostało niebezpieczeństwo utraty władzy na skutek klątwy, a stronnictwo Zbigniewa, zwłaszcza wobec śmierci jego samego, było zbyt słabe, aby z tej strony mogło coś zagrażać panowaniu Bolesława — niewątpliwie jednak pozostał jeszcze osad rozgoryczenia i oburzenia na jego postępek. W najbliższych miesiącach po tym wszystkim powstała nasza Kronika i ślady tego są dokładnie widoczne na jej kartach.
Apologia Krzywoustego. W ostatnich dziesięcioleciach położono na ten aspekt Kroniki silny nacisk, traktując ją niemal jak utwór publicystyczny, który miałby uzasadniać prawa Krzywoustego do zwierzchniej władzy w Polsce, a usprawiedliwiać, ile się tylko dało, jego postępowanie wobec Zbigniewa. Była w takim ujęciu niewątpliwie pewna przesada. Trudno dopatrywać się w kronice instrumentu aktualnej polityki, zwłaszcza wewnętrznej, już choćby z tego względu, że w Polsce liczyć mogła na nader ograniczony krąg czytelników, realnie biorąc, na garść światlejszego duchowieństwa. Ci zaś z tego grona, którzy sympatyzowali ze Zbigniewem — jak np. arcybiskup Marcin — mieli
0 całej sprawie własne informacje, daleko lepsze niż kronikarz,
1 swoje własne zdanie, na którego zmianę jego historyczne argumenty w znikomej tylko mierze mogły wpłynąć. Toteż jeśli broni on w swym dziele sprawy Krzywoustego przeciwko pamięci Zbigniewa, to czyni to w sferze bardziej idealnej, „przed trybunałem historii”, jak my byśmy dziś powiedzieli. Niemniej historyk i chwalca Bolesława, piszący świeżo po tragicznym zakończeniu jego konfliktu z bratem, nie mógł oczywiście konfliktu tego pominąć milczeniem ani nie zająć wobec niego stanowiska.
Stosownie do tego zgromadził na rzecz swego książęcego opiekuna i bohatera swej powieści wszelkie możliwe argumenty. Księgę I dzieła rozpoczął od wierszowanej opowieści o jego na wpół cudownych narodzinach za sprawą modłów św. Idziego, a następnie ten sam motyw powtórzył obszernie prozą na jej końcu (I 30—31). O tym, że Władysław Herman miał już przed nim starszego syna, Zbigniewa, nie wspomniał zupełnie aż do momentu, kiedy zaczął on odgrywać rolę polityczną, wracając wbrew woli ojca do kraju w r. 1092. Wówczas dopiero kronikarz