PAŁUBA
ją bronić, wydał broszurkę, w której utrzymywał, że w sztukach plastycznych w ogóle nie może być mowy o plagiacie, ponieważ wszystko zależy od wykonania i naśladownictwo może nawet przewyższać oryginał, tak jak tego dowodem były podług niego właśnie obrazy Angeliki. Odpowiedziano mu, że wyrwał się jak Filip z Konopi, gdyż właśnie owe kopie są nieudolne. Dość że polemika ta przysporzyła mu nieprzyjemności — nawet ze strony Angeliki — i przyspieszyła powrót do kraju, na łono zajęć nieartystycznych.
Angelika, zniechęcona do Włoch tym epizodem, [82] mówiła sobie teraz tak: Tam, w ustroniu, z dala od zgiełku świata odświeży się ich miłość, przywdzieje nowe szaty. Biedne, nie tak natarczywe wyrażenia przyrody nie odwrócą już od tej miłości jego uwagi, i Angelika stanie znowu na piedestału. Nienawiść ludzi naokoło, o której opowiadał, będzie czarnym tłem tego piedestału. A przede wszystkim tam wróci jego zachwiana wiara w jej talent.
Nie wiedziała, że i on pragnie ją mieć na swoim terenie, aby nad nią lepiej zapanować i rozjaśnić sobie pewne szczegóły pożycia z nią, które spostrzegał niekiedy, w nagłych momentach, i notował na dnie swej duszy. Była to jakaś „reszta” w jej charakterze, której by nie umiał określić, a którą odczuwał tylko w chwilach zbytniej niecierpliwości w przełamywaniu nieporozumień między nią a sobą, nieporozumień drobnych, ale ważnych, bo wskutek nich wydawało mu się, że są pewne zastrzeżenia i niebezpieczne furtki, przez które jej miłość uciec może. W ten sposób jedno czyhało na miłość drugie-
go i pilnowało jej, a wzajemność miała charakter podstępu i wyłudzania: sekret, który w historii każdej miłości odgrywka wielką rolę. — Żeby nie pozostawiać czytelnika w wątpliwości co do owej „reszty”, której sobie Strumieński nie mógł (?) uświadomić, powiem już teraz sam, o co tu mniej więcej chodziło. Oto np. zauwTażał jej kłamstwa (pociąg do kłamstwa łączył się u niej z pociągiem do plagiowa-( nia) i nie umiał sobie zdać sprawy, jak i po co robi to kobieta tak inteligentna. Po drugie: on chciał brać pomysły i marzenia na serio, lecz nie miał z jej strony pomocy, widział z niezadowoleniem, że ona nie chce udawać wiary w te projekta cudackie i traktuje je tylko jako fantazję. Mogła tu grać rolę także różnica wieku. Wreszcie on — pod pozorem platonizo-A^/ania zmysłowości :— stawał się czasem nienasyconym i za swobodnym i miał Angelice za złe, gdy mu dawała do zrozumienia, że w takiej miłości ginie jej godność czysto ludzka, i gdy mówiła, że ona musi stać na straży świeżości miłosnego czaru. — Jeszcze raz powtarzam, że tych różnic Strumieński nie analizował, przeciwnie, między obojgiem panowała „cudowna harmonia myśli”, mieli nawet wrspólny język frazesów. „Harmonia” — już w tej eufemistycznej nazwie mieściło się zaznaczenie niezgodności, a więc dysharmonii, co zaś do wspólnego języka, to rzeczywiście nazwy były wspólne, ale każde łączyło z nimi nieco inne wyobrażenia i nadzieje, a czasami używali swoich teorii erotycznych na polemikę o rzeczy
ANGELIKA
*
błahe, ale konkretne.
Są jednak już w Wilczy. Tu stosownie do przewidywań Angeliki i Strumieńskiego miłość ich na-