108
Jk U S Z iŁ i. ii W.
Jakkolwiek jeot mjLężr.J eiek,.„„śei tfraJlAt,
Słodki mus, widząc Koszkiew wstrzymać się doradza Oto dwóch gór sąsiedzkich wabi mnie przełamek,
Na jednej z nich jest kościół, a na drugiej zamek;
W obudwóch innych zalet wzrok dostrzeże baczny; Ten przyjemny prostotą, a ten z gruzów znaczny; Ostatni nie wziął grodu, kształtu ni nazwiska,
Oba szczupłe, osobnfe, patrząc na nie zbliska:
Lecz gdy kto o rzut z procy krok oddali rączy,
Zda się, że ścisły węzeł od wieków je łączy.
A ten dom nie wysoki, lecz ksztaltuy i schludny,
Ni nadto w zgiełk wepchnięty, ni nadto odludny, Powabny z swej prostoty, gustu i porządku,
Nie nosiż istnej dechy Pani swej rozsądku?
Tu się piękndś"S objawia w kształcie niepoślednim, Dłuższa góra na zachód usłała się przed nim,
A brzozy na jej łonie spoczywać ochocze Przystroiły jej głowę w powiewne warkocze.
Tędy słońce, gdy ziemskie opuszcza siedliska,
Drżące światła promienie przez gałązki wciska.
A gdy na łono morza okrąg spuszcza blady,
Tędy żegna mieszkańców szczęśliwej osady O gaiku, na wdzięcznej osadzony górze,
Niech od ciebie zdaleka pomijają burze!
Niech bystra łona twego powódź nie rozdziera,
Niech drzew twoich mordercza nie gwałci siekiera, Niech wilk rzadkie po tobie odprawia wędrówki,
Niech igrają ostrożnie pod twym cieniem krówki!
By z nich która swawolna w zapomnieniu srogiem Nie nbodła drzewiny ostrym swoim rogiem:
By te brzozy w wiek późny mogły nieprzerwanie Okrywać wdzięcznym cieniem dobrą miejsc tychPanię',
(Frań. Wężyk, Okolice Krakowa, str. 60),