88 Anty-antyrelatywizm
spektyw nie jest czymś nowym. Nie opuszcza nas nigdy duch kardynała Bellarmines; a jak ktoś wyraził się o Polinezyjczykach, wypływanie na ocean canoe wyposażonym w wysuwnicę na odległość, z której traci się z oczu ląd, wymaga mentalności szczególnego typu.
W każdym razie jest to najlepsze, co w granicach naszych możliwości możemy zrobić. W sytuacji, gdy ustanowione przez nas dystanse i ich lokalizacja zaczynają sprawiać kłopot, wielkim błędem byłaby zmiana naszego poczucia sensu i sposobu percepcji oraz powrót do dawnych pieśni i jeszcze dawniejszych narracji w nadziei, że wystarczą jedynie kosmetyczne ich zmiany, by nie stracić kontaktu z rzeczywistością. Zastrzeżenia wobec antyrelatywizmu nie dotyczą tego, że odrzuca on podejście do wiedzy według zasady „wszystko zależy od punktu widzenia” oraz podejście do moralności zgodne z regułą „kiedy wszedłeś między wrony (...)”, lecz tego, że w jego ramach poglądy te można zwalczyć jedynie sytuując moralność ponad kulturą, a wiedzę ponad nimi obiema. Nie jest to już jednak możliwe. Jeśli chodziło nam o prawdy lokalne, należało siedzieć w domu.
h
Antropologia, moja fróhliche Wissenschaft, przez całe swe dzieje (długie, jeśli liczyć je od Herodota; raczej krótkie, jeśli od Tylora) była całkowicie zaabsorbowana wielką rozmaitością sposobów, na jakie mężczyźni i kobiety układali swoje życie. Starała się uchwycić pewne zakresy tej różnorodności w sieć uniwersalnej teorii: ewolucyjne stadia, ogólnoludzkie idee bądź praktyki lub formy transcendentalne (struktury, archetypy, głębokie struktury gramatyki). W innych jej obszarach kładła nacisk na partykularność, idiosynkrazję, niewspółmiemość -groch z kapustą. Ostatnio jednak stanęła w obliczu zupełnie nowej sytuacji: wobec faktu gwałtownego rozmywania się tej różnorodności, której spektrum staje się coraz bardziej stonowane i wąskie. Możemy zostać skonfrontowani ze światem, w którym po prostu zabraknie łowców głów, plemion żyjących w systemie matrylinearnym, ludów przepowiadających pogodę ze świńskich wnętrzności. Różnica oczywiście pozostanie - Francuzi nigdy nie tkną solonego masła. Niemniej stare, dobre czasy palenia wdów i kanibalizmu nieodwołalnie odeszły w przeszłość.
Sam w sobie ten proces tonowania kulturowych kontrastów (zakładając, że zachodzi on naprawdę) nie jest - z profesjonalnego punktu widzenia - zbyt niepokojący. Antropolodzy będą musieli po prostu nauczyć się analizy bardziej subtelnych różnic, a ich pisma mogą zyskać na przenikliwości, choć stracą dawny spektakularny rozmach. Ewokuje to jednak problem szerszej natury, zarazem moralny, estetyczny i poznawczy, któ-