Ohayo!
Przede wszystkim bardzo dziękuje za wszystkie odwiedziny i przepraszam, że nie zdążyłam skomentować waszych blogów! Co do rozdziału niżej to jest on chyba najkrótszym jaki do tej pory wystawiłam, ale nie miałam zbyt wyboru xD Za kilka godzin mam samolot, więc albo dodaje to, albo nic, a stwierdziłam, że dzięki temu chociaż dam znak jakiejś pracy ;) No i być może kilka osób ucieszy się z tego ^^
Do zobaczenia za tydzień (o ile mój samolot się nie rozbije, a jak się rozbije to i tak się dowiecie z TV) xD!
*Kosztowny błąd*
Ostrze miecza drgnęło niebezpiecznie i z trudem zatrzymało się w powietrzu. Dlaczego kazano mu przestać?! Zelgadis zacisnął wargi ze złości, podniósł głowę i spojrzał na swojego przeciwnika.
- Dz... dziewczyna?! - wyszeptał zszokowany, jednocześnie tracąc całe swoje skupienie i opanowanie. Miecz wyślizgnął mu się z dłoni i uderzył tępo o kamień. Więc on? On o mało co nie zabił...?
Spod obszernego kaptura na Zelgadisa spoglądała para przerażonych, załzawionych oczu. To spojrzenie miało w sobie jakąś dziwną moc, jednak nim chłopak zdążył wyczuć, co to było, pojawiła się Maya. Zasłoniła tajemniczą postać swoim ciałem i odepchnęła Zelgadisa z taką siłą, że ten, wciąż otępiały, upadł na ziemię.
- Idioto! - krzyknęła wściekła - To człowiek!
- Widzę przecież! Skąd mogłem wiedzieć?! Sama powiedziałaś, że demony przybierają ludzką postać... - próbował wytłumaczyć.
- Zamknij się! - złość sączyła się z jej słów - Kim ty jesteś, że myślisz iż możesz łamać nasze zasady? - wysyczała zaciskając pięści - Idioto! Łatwo byś rozróżnił, gdybyś chociaż spojrzał w twarz osoby, którą zamierzasz zabić! - wybuchła - Jako mag napewno dobrze wiesz, że demon nie może płakać!
Cóż, to była prawda, a on wiedziało tym. Maya też miała racje, gdyby tylko spojrzał w twarz tej dziewczyny wcześniej... Ale dlaczego Amelia...?
- Nie ważne - powiedział oschle i podniósł się z ziemi - Lepiej się nią zajmij, zamiast się na mnie wyżywać - wskazał na zapłakaną dziewczynę w czarnym płaszczu.
- Porozmawiamy sobie jeszcze o tym... - dokończyła wciąż zła Maya.
Zelgadis wzruszył tylko ramionami z obojętną miną i odwrócił się w stronę nieprzytomnej Amelii. Delikatnie wziął ją na ręce i ruszył w stronę starej świątyni. Zatrzymał się przed głównymi drzwiami. Ostatnie na co miał ochotę to znaleźć się w tym tłumie ludzi po drugiej stronie, z nieprzytomną dziewczyną w ramionach.
- Lepiej chodź za mną, w innym wypadku Kirei dostanie szału - zabrzmiał za nim głos Mayi, już nieco spokojniejszy.
W duchu podziękował jej za te słowai ruszył za nią. Szli wąską ścieżką na tyły budynku.
- Co miałaś na myśli mówiąc o zasadach? - zaczął nagle Zelgadis.
Przez długą chwilę odpowiedziało mu tylko milczenie, jednak w końcu Maya odezwała się cichym głosem.
- Mówiłam ci już Zelgadisie, że mogę widzieć ludzką aurę, aurę której nie moją pozbawione duszy demony. Dzięki temu łatwo ich rozróżniam, a ponieważ nikt z nas nie chce śmierci niewinnych ludzi, powstała jedna fundamentalna zasada. Nikt z nas nie zabije nikogo, dopóki ja tej osoby nie zobaczę, chyba, że demon już się ujawni i zaatakuje. Właśnie dlatego podróżuję z wojownikami, mimo że sama nie walczę.
- Rozumiem... - mruknął - To dość wygodne rozwiązanie.
- Racja, ale teraz nie czas na to - ucięła rozmowę, jednocześnie się zatrzymując - Te drzwi - wskazała - to tylne wejście do świątyni.
Zelgadis schwycił wciąż nieprzytomną Amelię i otworzył ciężkie wrota.
- Tymi schodami dojdziesz do swojego pokoju - wyjaśniła Maya - Zajmij się tam proszę Akamą... yy to jest Amelią. Zrobiłabym to sama, ale muszę dopilnować tej panienki - spojrzała na stojącą obok dziewczynę w płaszczu.
Najwyraźniej nie minął jej jeszcze szok, ponieważ wyglądała jak otumaniona lalka. Maya westchnęła ciężko na ten widok.
- Współczuję - skwitował Zelgadis i ruszył w górę schodów.
- Nie ciesz się tak - zachichotała za nim Maya - Przed tobą też nie łatwe zadanie - teraz to Zelgadis westchnął spoglądając na Amelię.
- Naprawdę powinienem się zatrudnić jako jej ochroniarz... - mruknął z rezygnacją, na co odpowiedział mu tylko kolejny chichot.