HISTERIA
wykład dr Drozdowskiego
Chciałbym dziś rozpocząć prezentowanie Państwu tej szeroko pojętej patologii osobowościowo - neurotycznej; w dniu dzisiejszym chcę skoncentrować się na tym zakresie, który tradycyjnie nazywamy histerią, w skład której w tej chwili wchodzi wersja, nazwijmy to sobie neurotyczna, a więc wersja dysocjacyjno-konwersyjna. Jak pamiętacie w klasyfikacji amerykańskiej rozbita na dwie grupy: jedna się mieści w kategorii zaburzeń dysocjacyjnych, druga w subkategorii zaburzeń somatycznych, oraz obok tej wersji neurotycznej wersja osobowościowa w tej chwili reprezentowana przez osobowości histeryczne i histrioniczne.
Wydaje się, że są to rozstrzygnięcia niefortunne, te podziały. Histeria funkcjonowała wcześniej jako pojęcie całościowe, pojęcie które miało symptomatologię częściowo neurotyczną, częściowo osobowościową i z punktu widzenia analitycznego ten rozdział nie jest zasadny, ale ten rozdział, jak Państwo wiecie, istnieje głównie poprzez preferowanie tzw ateoretycznych podejść w klasyfikowaniu chorób i zaburzeń psychicznych (co jest fikcją gdyż nie jest to żadna ateoretyczna kategoryzacja, a jedynie kategoryzacja oparta na behawiorze czyli kategoria oparta na obserwowalnych, intersubiektywnych kategoriach zachowań. Jeżeli przyjmuje się taką teoretyczną w końcu perspektywę, w tym sensie, że jest to redukcjonizm behawioralny człowieka, to przy takim teoretyczno-ateoretycznym popjęciu, rzeczywiście dochodzi do takich, być może nadmiarowych rozszczepień czy nadmiernego mnożenia bytów.
Postaram się dzisiaj zaprezentować Państwu ten problem z bardziej współczesnej perspektywy psychodynamicznej. Jest to problem w patologii histerycznej kluczowy, bo jak sądzę Państwo wiecie, na tym obszarze Zygmunt Freud i jego następcy zbudowali metodę i to metodę zarówno rozumienia jak i leczenia pacjentów. Czyli na refleksji nad tym obszarem patologii i prób terapeutycznych została stworzona psychoanaliza. A więc zostały rozstrzygnięte czy też zostały sformułowane funkcje nieświadomości i jej interakcja i relacja do świadomości. Jak już przy którymś tam z wykładów wspominałem, pojęcie nieświadomości nie jest integralnie związane z psychoanalizą; twórcą tego pojęcia nie jest Freud , lecz występuje ono w różnych kulturach, w różnych okresach historycznych. W kręgu kultury europejskiej upowszechnił je Leibnitz - to jest w końcu filozof, a w XIX w zajmował się nim (pojęciem nieświadomości) cały szereg badaczy: zarówno psychologów jak i psychiatrów. Tak jak wspominałem, niewątpliwą zasługą Freuda było przeredagowanie znaczenia nieświadomości dla funkcjonowania życia psychicznego człowieka.
Ponieważ fenomeny dysocjacji i fenomemy konwersji były znane już psychiatrom na przestrzeni wieków, no a w XIX w sposób ewidentny, w gruncie rzeczy zarysowały się 2 stanowiska, tuż przed stworzeniem psychoanalizy, to znaczy stanowiska, które odnosiły się do wartości tej nieświadomości. Pierwsze stanowisko zajmowali głównie Janet, Charcot, Breuer - byli to psychologowie - lekarze, którzy badali zjawisko histerii, bo tam jak gdyby najostrzej został zarysowany ten konflikt, to przeciwstawienie, i którzy uważali już wówczas, że istnieją w człowieku dwie formy świadomości: świadomość i nieświadomość jako wersja pewnej części świadomości, która została zdysocjowana, która została odszczepiona, która nie istnieje w jasnej świadomości człowieka. Te dwa stany spostrzegali jako stany przeciwstawiające sobie, jako opozycyjne, przy czym tą drugą, nieświadomość, z poczatku grupa ta postrzegała jako coś patologicznego. To stwierdzenie,że nieświadomość ma charakter patologiczny, pociągnęło za sobą dwa następstwa: pierwsze to nieuznanie w niej jakiejś interesującej, ważnej struktury, którą by wartało zbadać, którą wartałoby się zainteresować, zbadać i rozeznać; w tym sensie psychologowie końca XIX w stali w opozycji do hipnotyzerów, którzy uważali, że w tej nieświadomości kryje się pewna tajemnica, jak mówili “coś cudownego”, pewna wartość Pytii (jak wówczas to określali), tajemnica fascynująca sama w sobie.
Dla Janeta i jego szkoły, w gruncie rzeczy podświadomość była podobna do zepsutego zęba, do schorzałego narządu i nie tyle wartało ją poznać, co wartało ją usunąć i hipnozy nie traktowali jako wejścia w ten swoisty, tajemniczy świat, tylko głównie jako metodę, jako rodzaj skalpelu, chirurgicznego narzędzia usuwającego tą niepotrzebną, zbędną, chorą, patologiczną część świadomości.
W tym sensie nie byli oni zainteresowani rozeznaniem treści. Uważali, że struktura podświadoma, jak ją wówczas nazywano, powstaje poprzez deficyt, czy może nawet lepiej powiedzieć defekt psychiczny człowieka - mianowicie brak syntezy. Sądzili, że podświadomość to jest taka pewna ucieczkowa część świadomości, która nie została zsyntetyzowana, która nie została dołączona do świadomości, a więc pewnego rodzaju zaburzenie struktury życia psychicznego człowieka, które tworzy taką patologiczną, niepotrzebną część jej. Wprawdzie to oczywiście jeszcze bardziej wzmagało takie stanowisko nie interesowania się treściami, jakie w tej podświadomości tkwiły.
Wprawdzie już szkoła Salpeti?re Charcota uważała, że podczas ataku histerycznego odtwarza się jakieś wydarzenie, które w tej podświadomości jest zawarte, ale Charcot uważał że to jest pewien scenariusz ataku histerycznego, który nie ma wartości patologicznej czy nie ma wartości informacyjnej o życiu psychicznym człowieka, tylko jest formą zapisu literackiego, w cudzysłowiu oczywiście, który człowiek w sobie nosi i go odtwarza podczas ataku histerycznego. Charcot, jak Państwo być może pamiętacie uważał, że wielki atak histeryczny jest takim rodzajem nie do końca świadomej pantomimy - jaką odgrywa w tym wypadku powiedzmy kobieta (bo to były takie epidemie histeryczne w tamtych czasach), która się składa z tego czynnika prodromalnego, powiedzmy sobie, z tych zwiastunów ataku, który rozpoczynają zwykle bóle w okolicach jajników, stąd tzw.maciczna wówczas obowiązywała teoria histerii, a który przebiega właściwie w trzech odsłonach. Pierwsa to atak właściwy -
z krzykiem, utratą świadomości, sztywnieniem mięśni; drugi to tzw. faza kloniczna, którą Charcot opisywał jako błazeńską, jak mówił wszystko wówczas jest histerią, wszystko jest teatrem, towarzyszyły tej fazie klonicznej zamaszyste ruchy, dramatyczne skręty ciała, teatralne gesty naśladujące różne stany emocjonalne jak namiętność, przerażenie, strach, nienawiść; trzecia faza to była faza rozluŹnienia i wtedy obserwował zwykle szloch, płacz lub śmiech. Tak wyglądąły wtedy te wielkie, dramatyczne ataki histeryczne, które w olbrzymiej większości należą już niestety do opisów historycznych, do historii psychiatrii; przypomnę, że były to ataki występujące bardzo często podczas wizyt lekarskich no i miały wyraŹnie charakter indukowany. Charcot, obserwując bardzo typowe przebiegi tych ataków, uważał że są one realizacją pewnego podświadomego scenariusza i tylko taką wartość podświadomości przypisywał.
Podobnie zresztą uważał Breuer, kolega czy też w pewnym sensie konkurent Freuda,który uważał, że (uraz, jeżeli w ogóle ma miejsce jako czynnik tworzący tą podświadomość), nie tyle jest ważna treść tego urazu albo stan przeżycia, to znaczy przeżycie towarzyszące temu urazowi, co ważny jest stan układu nerwowego, jak on to określał, który w trakcie urazu miał miejsce. On uważał, że te osoby które tworzą podświadome przechowywanie urazu, w trakcie urazu -jakby powiedzieli medycy sądowi in tempore criminis - jest stanem hipnoidalnym, o przytłumionej, przymglonej świadomości. Ten stan przymglonej, przytłumionej świadomości który się dzieje w trakcie jakiegoś nawet hipotetycznego urazu, wg Breuera odpowiadał za to, że percepcja podczas tego wydarzenia jest niejasna, nieostra, niefaktograficzna i ona tworzy tą część podświadomości. Zatem wg Breuera ta choroba, tj. histeria jest zdeterminowana nie tyle treścią wspomnienia, co stanem psychicznym osobnika w trakcie tego probabilistycznego urazowego doświadczenia.
I tutaj proszę Państwa kończy się pewien historyczny stosunek do podświadomości, do jej zawartości i znaczenia, do relacji podświadomości i jej stosunku do wydarzeń, które miały miejsce w życiu wcześniejszym człowieka; zaczyna się psychoanaliza, zaczyna się zwrot freudowski, to znaczy Freud w tym momencie zaczął głosić poglądy wprost przeciwne w rozważaniach nad histerią. Zwrot polega na tym, że przeżyciu i wydarzeniu Freud nadał kluczowe znaczenie dla tworzenia i funkcji przede wszystkim podświadomości, potem zwanej nieświadomością. Mianowicie Freud uznał, że tworzenie się podświadomości jest procesem nie pasywnym, biernym, nie jest taką formą złej świadomości, nie dzieje się na zasadzie braku syntezy, tylko że tworzenie się i funkcja podświadomości jest jak najbardziej aktywnym procesem psychicznym. Procesem psychicznym, który jest celowy na swój sposób, choć oczywiście nie rozgrywa się na poziomie woli, ale zachowuje pewną celowość i celem tego procesu jest obrona. Obrona przed konfliktem. Czyli, że zupełnie przeredagował znaczenie powstawania i funkcjonowania nieświadomości; gdyby go zacytować pisał, że “dysocjacja nie pochodzi z wrodzonej niezdolności umysłu do syntezy, ale tłumaczymy [ją] w sposób dynamiczny konfliktem pomiędzy dwoma siłami psychicznymi; widzimy w niej skutek aktywnego buntu dwóch konstelacji psychicznych: świadomości i nieświadomości, jednej przeciwko drugiej.” I to stwierdzenie jest w pewnym sensie zrębem psychoanalizy, jeżeli chodzi o zabiegi psychiczne na poziomie psychicznym do radzenia sobie z konfliktowością. Drugą typową symptomatologią histeryczną,na jaką natrafił Freud, była konwersja. Konwersja, nawiasem mówiąc, było to pojęcie stworzone przez Breuera, do którego ten się póŹniej nie przyznawał, ponieważ stał na stanowisku paralelizmu psychofizycznego - takie wówczas były podziały - a nie interakcjonizmu. Czyli uważał że zjawiska psychologiczne i zjawiska somatyczne są zjawiskami równoległymi, a koncepcja żeby to co psychiczne przetwarzało się w to co somatyczne jest absurdalna. Breuer stał na stanowisku że pewne zjawiska są równoległe, rozgrywają się jednocześnie w psyche i w somie, ale nie może dochodzić do takiego, można powiedzieć, ontologicznego przeskoku psychiczności w somatyczność czy odwrotnie; tu zresztą był też silnym oponentem Freuda.
Freud w tym zakresie też całkowicie przeredagował to pojęcie, mianowicie wg niego jest możliwy taki przeskok, ale nie na zasadzie, że to co psychiczne staje się fizyczne, ale na takiej zasadzie, że to co całe ulega rozbiciu na psychiczne i somatyczne.
Jak to się dzieje, czym jest całość? Całością jest treść połączona z afektem. Jeżeli przechowujemy w pamięci jakieś wydarzenie, to przechowujemy z jednej strony jakąś sekwencję faktograficzną, i z nią łaczą się jakieś stany emocjonalne. Otóż wg Freuda konwersja polega na tym, że u człowieka ulega rozbiciu ta całość, nazwijmy ją sobie treściowo-afektywną, na część treściową i afektywną. Treściowa, czyli faktograficzna, ulega wyparciu aktywnemu, zamrożeniu, usunięciu do nieświadomości, a afekt uzyskuje jak gdyby autonomię i pomieszczony jest w strukturach układu nerwowego, obwodowego czy wegetatywnego, jak gdyby uzyskując w ten sposób samodzielność, ale też ten afekt wtedy staje się ślepy. Staje się ślepy i w pewnym sensie niemy. Nie jest związany z żadną okresloną treścią, ale powoduje bardzo silne pobudzenia w zakresie układu autonomicznego; te długotrwałe pobudzenia, które zachowują pewne ślady pamięciowe, na poziomie reagowania podobnego jak gdyby były związane z tą warstwą faktograficzną i przede wszystkim one, ten afekt odłączony, autonomizowany, pozbawiony jak mówię tej komponenty treściowej, ma odpowiadać za fenomeny takie jak pseudoporażenia czy zaniki czucia u pacjentów histerycznych.
Jednocześnie Freud twierdzi, że nic nie jest ostatecznie rozwiązane i może dojść do takich konstelacji bodŹców w których wyobrażenie powraca, nieświadomość łączy się z afektem i wtedy budzi przerażenie, wtedy budzi pierwotny lęk, którego sposobem rozwiązywania jest wielki atak histeryczny. Tak Freud tłumaczył, że obok tych zaburzeń konwersyjnych, rozciągniętych w czasie można by powiedzieć, tych pseudoplegii i różnego rodzaju zaburzeń czucia czy zaburzeń zmysłowych, od czasu do czasu następuje u tych pacjentów jak gdyby hiperobrona, jak gdyby dodatkowa obrona, która wg Freuda jest wynikiem powrotu stłumionego z nieświadomości i wtedy następuje dodatkowe jak gdyby rozładowanie, czy obrona podczas wielkich ataków histerycznych.
W tym ujęciu objaw, zarówno w wersji tej takiej longitudinalnej, przetrwałej, jak i wersji dysosjacyjnej, czy konwersyjnej, czy w wersji dramatycznego ataku histerycznego jest pewnego rodzaju szyfrem. Jest tajemnicą ukrywającą konflikt człowieka pomiędzy pragnieniem i lękiem przed tym pragnieniem; konflikt który jest rozwiązywany poprzez operacje dycocjacyjno-konwersyjne, zwykle niepełne, nie całkowite, ale istotą rzeczy jest to, że objaw jest nosicielem tajemnicy. On sam w sobie zawiera pewną sugestię, ale sam człowiek nie jest w stanie zdeszyfrować tego objawu; do tego jest potrzebny tłumacz, przewodnik, taki Ciccerone po psychice świadomo - nieświadomej człowieka, no i taką funkcję pełni terapeuta.
W ten sposób dochodzi, proszę Państwa, do sytuacji tautologicznej: sama histeria staje się psychoanalizą, choroba staje się metodą, metoda chorobą. W ten sposób tworzy się ta wiedza, ta nauka którą współcześnie nazywamy psychoanalizą czy psychodynamiczną teorią osobowości i terapii. Tak więc na tej drodze refleksji nad dwoma fenomenami dysocjacyjno-konwersyjnymi, Freud tworzy podstawowe zręby rozumienia funkcjonowania psychicznego w oparciu o uwzględnienie nieświadomości.
Objaw w tym sensie jest pewnego rodzaju sugestią, jest pewnego rodzaju wskaŹnikiem na to, że ukrywa w sobie określoną treść; jest niewątpliwie językiem regresywnym, językiem zakamuflowanym; ma status protojęzyka, takiego języka prewerbalnego - jest to język gestów. Rauchenbach, który w latach sześćdziesiątych stworzył taką koncepcję znaków i relacji pomiędzy znaczącym a znakiem, wyróżniał trzy relacje: 1. znaki wskaŹnikowe (jak pomiędzy ogniem a dymem), 2. znaki ikoniczne (oparte o relacje podobieństwa, np. fotografia) i 3. relacja oparta na konwenansie jakim jest język. Prawda, że używamy języka jako społecznego, werbalnego, gdzie słowa mają konwencjonalne, społeczne znaczenie.
W tym ujęciu zarówno on jak i Tomasz Sasz (?) taki antypsychiatra, który nie tylko wszystko burzył ale też pewne rzeczy reflektował, oni uważali że właśnie jeśli chodzi o ten protojęzyk histeryczny, to jest język objawów tym językiem ikonicznym, to znaczy że w tym przekazie histerycznym jest zawarta relacja podobieństwa. Wielki łuk, atak histeryczny jest podobieństwem, ilustracją, pantomimą, swoistym odegraniem namiętności w trakcie aktu seksualnego, oczywiście w sposób właściwy, a więc z dramatyzacją, z przesadą, z wyolbrzymieniem pewnych reakcji. W tym sensie protojęzyk jest podobny do tego języka, aczkolwiek używa warstwy informacyjnej, innego tonu komunikacji, bo używa języka gestów, to w warstwie afektywnej ma to samo znaczenie co język, ponieważ powoduje rozładowanie, powoduje odbarczenie od emocji, jak ten nasz język, bo język werbalny nie tylko ma funkcję komunikacyjną opartą na konwencji społecznej, ale również poprzez to, że słowa stanowią symbole, ma też funkcję absorbcji emocji, to znaczy że my mówiąc osłabiamy siłę naszych emocji, poprzez używanie słów rozładowujemy również pewien stan napięcia emocjonalnego; mówiąc przeżywamy słabiej. I tę funkcję języka, język ikoniczny, protojęzyk, ten język histerii, zachowuje również.
Trzeba powiedzieć, że różnica pomiędzy, że tak powiem, normalnym wyrażaniem emocji a objawami histerii jest dość istotna, ponieważ w histerii występuje przede wszystkim własna, ukryta motywacja psychologiczna, nieświadoma, no i przede wszystkim występuje bardzo indywidualny wybór objawu jako środka, symbolika jest bardzo indywidualna - w tym sensie przypomina przekaz psychotyczny. Symbolika jest częściowo społeczna, częściowo indywidualna. Z perspektywy rozwoju tego typu obron, histeria jest ogniwem pośrednim pomiędzy normą a psychosomatyką. Wspominałem, że w psychosomatyce dochodzi do jak gdyby podwójnego tłumienia, to jest ta teoria Mitchullicha (?), teoria Bricheta (?), tego dwufazowego tłumienia, gdzie histeria jest traktowana jako tłumienie jednofazowe, to znaczy gdzie objaw histeryczny tworzy się poprzez nieakceptację pewnych wewnętrznych standardów, pewnych pragnień, konfliktów i stąd to rozbicie: albo dysocjacyjna albo konwersyjna obrona przeciwko tej konfliktowości, podczas gdy psychosomatyka pojawia się wówczas, gdy to jednofazowe rozwiązanie histeryczne jest nieakceptowane przez społeczeństwo. Co to znaczy, że jest nieakceptowane? To znaczy, że następuje utrata zainteresowań i wtedy następuje dwufazowa, ta druga faza która polega już bardziej nie na indywidualnym, ale na psychokulturowym tłumieniu objawu histerycznego, co może prowadzić do podwójnego stłumienia i kompletnego unieświadomienia, bo treść konfliktu histerycznego zasadniczo mieści się w przedświadomości, czyli jest ona możliwa do odzyskania w wyniku klasycznych metod wolnych skojarzeń, podczas gdy w przypadku psychosomatyki, (mówię o dynamicznej strukturze) przechodząc na język psychosomatyki mówiłbym o wtórnej aleksytymii. Państwo wiedzą, że aleksytymia albo ma charakter wrodzony, gdzie jest wkorzeniona bardziej w pewne zmiany neuropatofizjologiczne, albo ma charakter obronny, wtórny i wówczas ma bardziej dynamiczny charakter, co przekłada się na to że jesteśmy w stanie przy pomocy pewnych rodzajów technik nawet te bardzo aleksytymiczne treści przywołać; to jest o wiele trudniejsze niż w przypadku pacjenta, w przypadku konfliktu histerycznego. Z tego względu, że histeryk mówi tym protojęzykiem; aleksytymik nic nie mówi. Pacjent psychosomatyczny nic nie mówi, tam jest kompletna niemota można by powiedzieć jeżeli chodzi o warstwę faktograficzną, tylko jest masywne pobudzenie ośrodkowego układu nerwowego, które albo spowoduje stan konfuzji poznawczej jak jest w aleksytymii, to znaczy niemożność zwerbalizowania i zidentyfikowania emocji, a więc ubóstwo fantazji, snów i tak dalej, czyli jest to powiedzmy sobie taki pewien rodzaj deficytu osobowościowego; albo, jeśli się do tego dołoży jeszcze określone dysfunkcje jakiegoś narządu, to interakcja pomiędzy tym stałym pobudzeniem, pobudzeniem konfuzyjnym, stanem autonomicznego układu nerwowego i uszkodzonego narządu, doprowadzi do choroby wrzodowej, stanu nadciśnieniowego czy którejś z tych chorób które się tradycyjnie lokalizuje w tzw. siódemce chicagowskiej, w której ten czynnik psychogenny jest nieodzowny do tego, aby choroba uzyskała taki przewlekły charakter, chroniczny.
Czyli, że jak w tamtej sytuacji nastepuje podwójne tłumienie, tutaj w przypadku histeryka pojedyncze tłumienie.Tutaj faktycznie można to wiązać w dużej mierze ze stosunkiem kultury, stosunkiem społeczeństwa czy lekarzy, przede wszystkim nauki w danym momencie historycznym do tych fenomenów. Dosyć wyraŹnie widać, że my także żyjemy w takim czasie, w którym miejsce tych wielkich ataków histerycznych w pewnym sensie zajęła anoreksja. Ponieważ, jeżeli interesowaliście się Państwo historią anoreksji, Gil de la Tour, który stworzył pod koniec XIX w katalog różnych form konwersji, do jednej z form konwersji zaliczył anoreksję. Zresztą nie tylko on, bo Glover, w połowie XX w. też uważał anoreksję za rodzaj konwersji, oczywiście mowa o pewnej formie anoreksji, bo do anoreksji prowadzi wiele dróg, ale mówimy o tej anoreksji, która korzeniami jest związana z konfliktowością na poziomie neurotycznym. Rozkwit zaburzeń anoreksyjnych, jaki obserwujemy, jest bardzo wyraŹnie związany interakcją z kulturą, oczywiście nie można tego sprowadzać do jednego czynnika sprawczego, ale niewątpliwie kultura w stosunku do zachowań, rozwiązań anorektycznych zachowuje pewnego rodzaju akceptujący stosunek; mówię o aspekcie który jest związany z sylwetką “top” czy też mieszaniem anoreksji z odchudzaniem, w którym jest trochę naśladujący stosunek kultury do wielkich napadów histerycznych, no i przede wszystkim kultura swoiście traktuje anoreksję. Jak i nauka, bo jak wiemy nauka także anoreksją się zajmuje, zmieniając terminologię, bo nie wiadomo dlaczego zaburzenia jedzenia stały się zaburzeniami odżywiania, co jest zdecydowanie unaukowienie i umedycznieniem terminu. Termin “zaburzenia jedzenia” jest silnie z kulturą związany, podczas gdy termin “odżywianie” niewiele ma z kulturą wspólnego; jest to próba unaukowienia, co też powoduje wzrost anoreksji, ale też Hilda Brook (?) uważa, że apogeum anoreksji mamy już za sobą i ten czynnik mody już nie funkcjonuje w tym znaczeniu, że bycie szczupłym nie jest już żadnym wyróżnikiem narcystycznym (gratyfikacja narcystyczną). Być może przyjdzie pora na inne wyróżniki. Oczywiście ja mówię tylko o tych czynnikach, które kształtuje kultura, a nie o chorobie, jaką jest anoreksja i o mechanizmach, o których bede mówił jak skończymy problem histerii.
Histeria, w tym swoim wielkim wydaniu zanika, co wiąże się ze zmianami obyczajowymi, kulturowymi, nie będę ich w tej chwili wymieniał, bo to by było zbyt obszerne, chciałem tylko zwrócić uwagę, że ta odchodząca epoka wielkich ataków histerycznych, wcale nie zaowocowała jakąś naszą większą wiedzą na ten temat. I to, co mówiłem o pewnej utracie zainteresowania lekarzy tą patologią, nie było to związane z rozstrzygnięciem pewnych dylematów. My nadal nie jesteśmy przygotowani do fenomenów histerycznych, nie mamy jednoznacznego stosunku ani satysfakcjonujących wyjaśnień naukowych, podobnie zresztą jak do stanów podobnych śmierci. Do końca nie są jasne te przedziwne pozycje ciała, które histeryczki jeszcze na przełomie XIX i XX wieku potrafiły robić, w tym sensie, że głowa u osób nie uprawiajacych ćwiczeń fizycznych potrafiła dochodzić do pięt. Mam na myśli fenomeny w rodzaju przekłuwania w czasie ataków histerycznych grubymi szpilkami grup mięśni; widzieliście może na archiwalnych zdjęciach te otyłe, starsze kobiety przybierające nieprawdopodobne pozy, wyginające się w łuk, głowami sięgające niemalże stóp. Oczywiście mamy na to terminy, mamy pojęcia, jak choćby anestezja histeryczna występująca na tylnej ścianie pochwy czy gardła, ale nie dysponujemy sensownym wyjaśnieniem na polu neurofizjologicznym.
Z tego bardzo bogatego i rozbudowanego obszaru histerii pozostała nam w gruncie rzeczy jedynie osobowość histeryczna, aczkolwiek tu też trzeba powiedzieć, że na przestrzeni wieków ta histeryczność uległa bardzo rózżym przewartościowaniom, bo jak Państwo wiecie, pod postacią histeryczną rozumiało się niegdyś zjawisko czarownic, postać kapryśną, dziwaczkę, kłamczuchę, osobę cierpiącą na wapory, ale też i równocześnie opisywano w ten sposób osobę marzycielską, wrażliwą. Także stosunek do histerii, osobowości histerycznej z punktu widzenia kulturowego mamy dalej bardzo niejednoznaczny; więcej pytań niż odpowiedzi - taka mogłaby być konkluzja dla stuletniego zajmowania się histerią.
W tej chwili też jest dziwacznie, bo nie tylko nie rozstrzygnęliśmy pewnych rzeczy, ale też zaczęliśmy się pewnych rzeczy pozbywać i przy przejściu z DSM-II do DSM-III problem histeryczności zaczęto podmieniać nowym pojęciem histrioniczności. I od DSM III i IV mamy już pojęcie histrionii. Histrionia jest wprawdzie nowym językiem, ale nosi w sobie stare trudności, ponieważ wg różnych badań, przywołajmy tu choćby Pumpa z końca lat 80', który uważał że 74% pacjentów z rozpoznaniem borderline spełnia kryteria, pod względem deskryptywnym, osobowości histrionicznej. Nie jest to nowa jakość, która by wyodrębniała czy demarkowała jakiś swoisty zespół, dla nas jest jednak to ważne, dlatego bo histrionia i histeria funkcjonują obok siebie i powinniśmy mieć inne podejście do osób, którym przypisujemy cechy histrioniczne a inne do osób z cechami histerycznymi. Rzecz jasna mam na myśli podejście przede wszystkim psychoterapeutyczne.
Cały problem ma swą historię na terenie psychoanalizy, ponieważ wiecie Państwo że od czasów Freuda histerycznośc jednoznacznie była łączona z zaburzeniami seksualnymi; głównie chodziło o represjonowane tendencje czy pragnienia seksualne, które tworzyły swoiste zaburzenia charakteru albo neurotyczne symptomy, czyli albo wersję neurotyczną albo charakterologiczną histerii. Przez Freuda było to traktowane jako kanon. W związku z tym w latach 40' i 50' podejmowano wiele badań, to był okres nowej histerii, co było związane przypuszczalnie z wojną itp.nowymi zjawiskami w kontekście socjologicznym. Dość intensywnie leczono wtedy, modo Freud, przyjmując za podstawę owo podłoże seksualne i wtedy stwierdzono, że wiele z tych terapii było pełne niepowodzeńi. Przełomem stał się dopiero opublikowany w połowie lat 50' artykuł Mormore'a pt. “Orality in the histerical personality”, który otworzył jak gdyby nowy sposób rozumienia osobowości histerycznej, sposób głębszy, pierwotniejszy i zaproponował tą drogę prowadzącą do histrionii. Od tego czasu możnaby powiedzieć, że histerycy funkcjonowali w dwóch wersjach: wersji zdrowej i wersji chorej - to są cytaty z literatury fachowej. Ci histerycy klasyczni, którzy mieli w swej genezie różnego rodzaju trudności seksualne, oczywiście oparte o swoiście, niekorzystnie rozwiązany proces edypalny, to byli ci histerycy prawdziwi, zdrowi, “falliczni”. Podczas gdy te osoby, których histeria rozpoczynała się wcześniej, sięgała okresu oralnego, popędowego, ta którą w latach 80' Joyce Mc Dougall nazwała tzw. archaiczną histerią, one były opisywane jako oralni histerycy, histeroidzi czy osobowości infantylne, czyli że pochodzenie tych zaburzeń było zdecydowanie wcześniejsze.
Czym te dwie grupy się różniły? Są zwolennicy poglądu, że histeria i histrionia to dwa bieguny tego samego kontinuum i różnią się jedynie natężeniem pewnych cech. Są też badacze, teoretycy którzy uważają, że są to dwie różne jakości psychopatologiczne, wywodzące się z różnych okresów rozwoju psychoseksualnego i że wymagają one różnego potraktowania terapeutycznego.
Na czym zasadza się podobieństwo? Przede wszystkim na jawnych charakterystykach behawioralnych: zachowania tutaj są podobne, aczkolwiek niewątpliwie są one wyraŹniej widoczne u histeroidów; w gruncie rzeczy to, co nazywaliśmy kiedyś histerycznością to były cechy histeroidalne. Do czego się to sprowadza? Głównie do charakterystycznej emocjonalności, która jest powierzchowna i labilna; do istnienia róznego rodzaju zaburzeń seksualnych, głównie impotencji i anorgazmii; do cech tak wyraŹnie zaznaczonych osobowości jak skrajna zależność i bezradność; do tendencji do teatralności, dramatyzacji i przesady; daleko idąca sugestywnośc i podleganie wpływom. Siła natężenia tych cech u histeroidów jest bardzo wyraŹnie większa. Wallersztajn (?) w ogóle uważał, że to co kiedyś nazywaliśmy historycznie jako histeria florida, czyli kwitnąca,czyli ta pełna bogactwa tych zachowań, dramatyczno - teatralno - przesadnych, to właśnie jest swoista histeroidia. Uważa się, że tendencje do seksualizowania i erotyzowania występują u histeroidów w większym natężeniu - tak samo jak swego rodzaju ekshibicjonistyczna tendencja do uwodzenia: ich seksualność jest tak otwarta i tak mało modulowana,można powiedzieć społecznie, że mogą oni odstręczać przeciwników płci, nie ma takiej gry uwodzicielskiej, która jest raczej związana z histerycznością niż z histeroidią. Występuje u nich też dużo ekshibicjonistycznych cech, które sa też wyraŹnie zaznaczone. Podobne jest zatem nasilenie cech zachowania.
Jakie są różnice? Zdecydowanie dla różnych autorów różnice są duże i znaczące. Przede wszystkim dotyczą funkcjonowania społecznego. Histeryk jest właściwie osobowością, która odnosi dość dużo sukcesów w pracy; ma jasno naznaczone ambicje i czasami daleko idącą kompetencyjność, podczas gdy u histeroida bardziej uderzająca jest bezradność, bezcelowość, zależność: oni są bardziej bezwładni, w związku z czym trudniej im realizować pewnego rodzaju standardy niezbędne do osiągnięcia sukcesów, kariery społecznej.
U histeryków kariera społeczna spotykana jest nader często, pewne cechy, takie jak choćby narcyzm, wręcz są do owej kariery przydatne. Histerycy i histeroidzi mają też różne relacje z obiektami; ci pierwsi, mówiąc naszym językiem, mają głównie relacje z całościowym obiektem: w tej relacji występuje triangulacja, a więc możliwość znaczących relacji z oboma rodzicami; u histrionika zdecydowanie dominuje poziom diadyczny związku, relacja albo z jednym rodzicem albo z drugim, no więc wcześniejszy rozwojowo, często w związku z tym jeżeli jest silny związek diadyczny, będą te osoby histeroidalne czy infantylne mówiąc językiem kohlbergowskim, będą mieć tendencje w tych relacjach interpersonalnych do nadmiernego przywierania, do cech masochizmu i do cech paranoi - wszystkich tych konsekwencji wynikających z silnego związku diadycznego, czyli nie do końca rozwiązanego procesu separacji indywidualnej.
Zresztą reakcje na separację te osoby będą miały różne; podczas gdy histeryk dość dobrze reaguje na separację, u histeroida separacja wywoływać będzie mocne lęki separacyjne w przypadku rozstań. Jeśli chodzi o ich strukturę superego to różnice są także znaczące: histeryk posiada takie klasyczne, “neurotyczne” superego, jednoznaczne, karzące, ale jednocześnie mocno ukształtowane. W przypadku pacjenta histeroidalnego mamy do czynienia z nieustrukturowaniem, nieuformowania, superego jest bardziej luŹne, często w związku z tym będzie on miał tendencje do reakcji splitingowych i reakcji idealizacyjnych.
Z naszego punktu widzenia, jako terapeutów, bardzo ważne są różnice w typach przeniesień. W przypadku pacjenta histerycznego, który jak wynika z mojego opisu jest pacjentem zdrowszym, przeniesienie też będzie miało charakter zdrowszy, będzie miało charakter bardziej seksualizowany, ale w dużej mierze realistyczny, czyli będzie ten pacjent w stanie zróżnicować pomiędzy związkiem terapeutycznym a pomiędzy uczuciami przeniesieniowymi, w związku z czym wspomniany kiedyś przeze mnie paradoks Eubolidesa będzie zachowany: będzie możliwość pacjent histeryczny utrzymania dwóch torów przeżywania, terapeutycznego i realnego - nie będą mu się te dwa tory mieszać. W przypadku histeroida przeniesienie będzie erotyzowane, mniej realistyczne, będzie zawierało elementy niezróżnicowania pomiędzy przeniesieniem z związkiem terapeutycznym, będzie miało elementy dopominania się, żądania aby relacja pomiędzy terapautą stała się realnością; w tym sensie przeniesienie erotyzowane będzie podobne do przeniesienia psychotycznego, aczkolwiek nie będzie tożsame, bo przynajmniej cześciowo pozostanie zachowany paradoks Eubolidesa, przy czym wystąpią elementy złości, agresji, wrogości, i dążenia aby zamienić związek terapeutyczny erotyzowany, w erotyzm realny. Wrócę do tego jeszcze gdy będę omawiał terapię analityczną i jej zagrożenia, mianowicie zaś fakt, że doprowadza około 10 % terapeutów amerykańskich do przekroczenia zasad etycznych, do wchodzenia w dosłowne, erotyczne relacje z pacjentkami; to jest bardzo silne działanie, pacjenci zresztą używają wtedy wielu, bardzo silnych emocji, ale o tym jeszcze pomówimy. Są to bardzo istotne różnice, które pozwalają róznicować, z którym typem histerii mamy do czynienia: bardziej archaiczną, czy ta falliczną.
Problemem który się z tym łączy, jest problem płci w histerii. Dziwny problem ponieważ kompletnie zanikł w XIX w na korzyść jednoznaczności, tzn. histeria została tak złączona z płcią kobiecą, że pojęcie histerii męskiej było traktowane na zasadach oksymoronu, jak powiedzmy pracowite lenistwo, spiesz się powoli. W taki sposób histeria męska była traktowana aż do lat 40-tych ubiegłego wieku, w których zaczął się odwrót, z różnych powodów, i w latach 70-tych zakończył się nowymi konkluzjami, mianowicie że histeria nie jest związana z płcią, ze jest równo rozdzielona u obu płci. Wręcz zaczęto uważać, iż wśród histeryków dominują mężczyŹni. Dla historyków psychiatrii nie było to żadne novum, bo już starożytni nie mieli wątpliwości takich jak my, uważali że histeria może występować u mężczyzny, Aresteus z Kapadocji (?) i Galen. Galen na przykład wiązał ją z zatrzymaniem nasienia u mężczyzny, a więc z reakcją - jak byśmy to dzisiaj nazwali - toksykologiczną. Przy czym Galen rozróżniał postać ostrą histerii i przypisywał ją kobietom, oraz występującą u mężczyzn postać przewlekłą, powiązaną, utożsamianą z hipochondrią i depresją, będącą wynikiem owego toksykologicznego zatrucia.
Jak zatem widzicie, nie wszyscy postrzegali histerię jako przynależną do jednej płci. W tej chwili też odchodzi się od płciowości, na korzyść pojęcia zależności. Uważa się że epidemia histerii była związana z tym, że kobieta ma większą akceptację zależności od mężczyzny, w gruncie rzeczy z punktu widzenia socjologii, feministyczny pogląd, iż mężczyzna ma większy lęk przed zależnością niż kobieta,która lęku przed zależnościa nie ma, wydaje się być pewnym świadomym nawiązaniem do psychoanalitycznych rozstrzygnięć w tej dziedzinie. W każdym bądŹ razie echo tego poglądu pobrzmiewa w pewnych poglądach Dambara (?), który uważa że choroba wrzodowa jest wynikiem zaprzeczonej i niezaspokojonej potrzeby zależności u mężczyzny. Ta dyskusja z męskości i kobiecości przesuwa się na zależność. Jest to trudna dyskusja i nie bede jej w tej chwili rozwijał. Przypomne tylko, że bycie mężczyzna z analitycznego punktu widzenia wiąże się z zaprzeczeniem pierwotnym identyfikacji, podobieństwa na poziomie nieświadomym, do swojej matki. Zatem musi być procesem aktywnym, podczas gdy bycie kompetentną kobietą, zmentalizowanie kobiecości może sie odbyć z mniejszym dylematem zależności: można pozostać zależną i jednocześnie stać się kompetentną kobietą. Oczywioście w rozumieniu psychologicznej identyfikacji z płcią. Więc jak gdyby te procesy są nieco różne i właśnie w tej chwili z tym sie to wiąże. Dlatego też z deskryptywnego pinktu widzenia istnieja 2 typy pacjentów histerycznych, mówie o osobowościach histerycznych: ten, który jest zbudowany na lęku i zaprzeczeniu podobieństwa do kobiety, i to jest ten typ, który jest opisywany jako hipermęski, typ supermana, kompulsywnego uwodziciela, który tworzy zespół Don Juana, który jest rządzony lękiem przed tym, że jest kobietą, a co za tym idzie - lękiem kastracyjnym, który rozwiązuje poprzez hiperaktywność głównie seksualną. Leki kastracyjne w gruncie rzeczy tworzą jego związki. Drugi typ, pasywny, zniewieściały, ujawnia lęk przed kobiecością oraz pasywny typ szukania partnera.
Styl kognitywny osób histerycznych nazywamy stylem impresjonistycznym czy impresyjnym. Charakteryzuje się on bardzo ogólnym sposobem wypowiadania się, rejestrowania rzeczywistości, jest relatywnie rozproszony, pozbawiony elementów ostrości, wyrazistości, pozbawiony takich elementów jak: myślenie syntetyczne i analityczne; to styl w którym szczegół nie ma większego znaczenia. Stąd tworzy on pewnego rodzaju impresyjne obrazy, w których dominuje zwykle jedno słowo; są to osoby które pytane np. o weekend odpowiedzą jednym słowem: był wspaniały albo straszliwy. Jest tu jak gdyby małe przywiązywanie znaczenia do faktów, do opisu tych faktów, mają niski stopień zogniskowania uwagi, prześlizgują się po faktach. Jak pamiętacie poprzedni wykład, na antypodzie tego stylu stoi styl osobowości obsesyjno-kompulsywnej, która ma rejestrację faktograficzną, dokładność, koncentrację na szczególe w sposób skrajny wyrażoną. Jest to styl w tej chwili trudny do jednoznacznej oceny psychopatologicznej, albowiem żyjemy w czasach których kultura wzmacnia tego typu zachowania: pytani o coś mówimy, że jest super. Nasza kultura jest zdominowana przez osobowości o cechach narcystyczno - histerycznych (skróty myślowe, nie przywiazywanie wagi do analitycznych i syntetycznych form prezentacji).
Temu stylowi poznawczemu towarzyszą dwa podstawowe mechanizmy obronne: represji wspomnień oraz splittingu - te dwa mechanizmy tworzą swoiste możliwości radzenia sobie z traumą czy konfliktem. Mechanizm represji - przynależny raczej histerykowi, zarówno jak i histrionikowi mechanizm splittingu, jest wzmacniany jeszcze umiejętnością dystansowania się do swoich emocjonalnych odczuć, które starsi psychiatrzy nazwali belle indifferance, czyli taką obojętnością w sytuacjach, które dla obserwatorów wydawać by się mogły szczególnie trudne emocjonalnie, jak np. wieloletnie czy wielomiesięczne przebywanie w łóżkach z powodu różnego rodzaju pseudoparaliżu, którym nie towarzyszą stany lękowe ani depresyjne, a tylko obojętność; podobne stany, związane z masywnym użyciem dysocjacji można obserwować po przebyciu silnych stanów afektywnych, jak np. podczas ataku histerycznego, silnej wściekłości, śmiechu czy radości, które następnie przechodzą w stan kompletnego zobojetnienia.
Kermer właśnie uważa, że pacjent histeryczny i histrioniczny używając splittingu albo represji, tworzy swoistą formułę adaptacyjną. Jest to oczywiście według Kernberga zmienne i nie chciałbym temu poświęcać zbyt wiele uwagi, bowiem zjawisko rozszczepienia albo zjawisko represji może występować w różnym stopniu u tych samych osób; może zdominować jedno albo drugie. Oczywiście mechanizmem dominującym jest dysocjacja i represja.
Obok represji, splittingu, dysocjacji i konwersji, podkreśla się również duże znaczenie identyfikacji; oczywiście identyfikacja ta dotyczy głównie osób, którym byśmy przypisywali histrionię, patologię histrioniczną, ponieważ identyfikacja związana jest z dylematem diadyczności bardziej niż z triangulacją i rzeczywiście im silniejsze związki diadyczne tym mechanizm nieświadomej identyfikacji ma tutaj większe znaczenie. Warto przytoczyć Gebberta opisującego przypadek kobiety, która cierpiała na stany dysocjacyjne i w ich trakcie dokonywała nacięć na swojej lewej piersi, ale nie była w stanie stwierdzić ani kiedy to się działo, ani po co, ani jak - po prostu dokonywała jakby odkrycia na swoim ciele już post factum, nie znalazło na to jakiegoś wytłumaczenia. Aż kiedyś, o 3.00 nad ranem mąż znalazł ją w wannie, właśnie w takim stanie dysocjacyjnym, gdy nacinała sobie lewą pierś. Kiedy została poddana hipnozie, odkryła, a raczej ujawniła, bo to takie pasywne odkrycie, że mechanizmem, który powodował u niej te samookaleczenia był ajej głęboka identyfikacja z matką. Jej matka miała nowotwór, była operowana i ona na poziomie związków nieświadomej identyfikacji powtarzała traumę, jaka była udziałem jej matki, chciała tak samo cierpieć. Warto pamiętać, że mechanizm identyfikacji jest często obecny; powtarzam, że czym głębsze zaburzenie, czym wiekszy poziom archaicznej histerii zaburzenie, tym częściej ono występuje.
Ludzie ci są bardzo często izolujący się i samotni emocjonalnie, co jest związane z lękiem przed innymi, z lękiem przed trudnymi emocjami, co powoduje, iż są oni raczej wycofani, samotni, lękowi, nie wchodzący w interakcje. W tym sensie przypominają taki typ narcyza, który stoi z boku, przyglądając się jaki to też typ zachowań społecznych będzie dla niego bezpieczny.
Powyższe mechanizmy obronne jak i ten styl kognitywny, swoisty, tworzą pewne wzorce osobowości, które wg Horowitza można podzielić na trzy pod względem siły występowania i długości trwania, tzn. na krótkie, średnie i długie wzorce histeryczności osobowości. Jak mówię, bierze tu głównie pod uwagę swoistą koincydencję tego stylu poznawczego i mechanizmów obronnych. Uważa, że w krótkich wzorcach ta konfuzja, pomieszanie występuje u pacjentów histerycznych rzadko; pacjenci przez minuty albo nawet sekundy mają te stany konwersyjno-dysocjacyjne przebiegające z zaburzaniem uwagi, utratą ciągłości tożsamości, niekompletną komunikacją z otoczeniem i taką niemożnością rejestracji szczegółów; to są krótkotrwałe epizody. Uważa, że jeżeli te stany występują częściej i dłużej, on je określa średniodługimi, trwają one godziny albo i dni nawet, to wówczas one osiągają z punktu widzenia opisowego charakter cech. Są tutaj włączone różnego rodzaju zachowania dziecięce, towarzyszy temu różnego rodzaju sugestywność, płynne przechodzenie z jednej emocji w drugą skrajną, zachowania kuszenia, uwodzenia i trwałe zaburzenia uwagi. Właściwie wtedy dopiero, przy tych wzorcach trwających tygodniami i uzyskujących status cechy, ujawniają się cechy osobowości histerycznej; to co jest w psychopatologii.
W tych krótkotrwałych stanach nie możemy jeszcze mówić o cechach osobowości; mogą one występować w różnym stopniu i nie nabierać wyrazistego, związanego z tożsamością, charakteru. Sytuacja najtrudniejsza czy najbardziej jednoznaczna jest w tych wzorcach długotrwających - to są lata - i wówczas do wspomnianych przeze mnie zaburzeń nastroju, tej sugestywności, teatralności, tych kuszeń, uwiedzeń, całej tej swoistej histerodii, dołączane są szczególne interakcje. Właściwie można powiedzieć kategorie interpersonalnych reakcji. Mianowicie, wg Horowitza osoby te funkcjonują wg trzech modeli interpersonalnych: 1.powtarzają w sposób przymusowy interakcje ofiara-agresor, tj. swoje związki rozgrywają wg tego schematu,
2.schemat dziecko-rodzic,
3. gwałt, przemoc-ucieczka (zlbo przeżywaja siebie jako obiekt przemocy, albo same tworza przemoc i uciekają).
Moim zdaniem charakterystyka ta jest bardzo trafna, szczególnie widać style związków interpersonalnych w terapiach grupowych pacjentów histerycznych, bo mają ten wielki dylemat bycia akceptowanym, w związku z czym dokonują różnego rodzaju swoistych dla siebie zachowań. Wtedy te trzy style funkcjonowania, przede wszystkim zaś wchodzenie w relacje dziecka i rolę ofiary przemocy, są u nich bardzo wyraŹnie widoczne. Horowitz skategoryzował to w latach 80' gdy dość rozwinięte było przekonanie o tym ,że u podłoża większości zachowań dysocjacyjnych stoi uraz, głównie związany z szeroko pojętym nadużyciem, bo jak wiecie dekada 80/90 to dekada nadużyć. Wtedy dokonuje się swoistego uprymitywienia przyczyn, wszystko się sprowadza do nadużyć, no i rzeczywiście wtedy te style opisują powtarzanie traumy i reakcje na traumę.
Ale trzeba tutaj być bardzo ostrożnym, gdyż właściwie od czasów Freuda sprawa jest na tym samym poziomie poznania, co była, tzn. to czego sie dowiadujemy, przebieg wydarzeń, identyfikacja obrazów wewnętrznych osoby, która przeżywa się jako ofiara, obojętnie jakiej przemocy, jest zawsze ontologicznie niejasna. Przyjmujemy, że osoba taka albo doznała tych czy innych urazów, albo też z tych czy innych powodów wyobraziła to sobie i tego pragnie. Nie jesteśmy w stanie do końca tego obrazu zweryfikować, trzeba tylko pamiętać, że jeśli mamy do czynienia szczególnie z osobami...żebyście mnie Państwo dobrze zrozumieli...moim celem nie jest na akcję odpowiadać reakcją, na totalny redukcjonizm przyczyn do nadużycia odpowiadać zaprzeczeniem, ja tylko mówię jak strasznie trudno jest te rzeczy - jeżeli chcemy się nimi interesować - nazwać, skonkretyzować i jak bardzo łatwo wpaść w pewne pułapki kulturowe, które na nas kultura zastawia podsuwając gotowe rozwiązania i dokonuje takiej totalitaryzacji przyczyn zaburzeń - dlatego z tym polemizuję, a podczas własnej praktyki wielokrotnie doznawałem co najmniej głębokich wątpliwości, z jakim fenomenem mam do czynienia:odtwarzania engramu pamięciowego czy kreacji. Dla mnie jako terapeuty nie ma to znaczenia, ale ma znaczenie gdy się to przekłada na jednoznaczne związki przyczynowo-skutkowe, jeżeli wychodzą z tego pewne konsekwencje prawne. Trzeba pamiętać, gdy mówimy o pacjentach histerycznych i histrionicznych, że im bardziej są oni histrioniczni, tym bardziej są zdeterioryzowani; mają nie tylko słabe, rozpuszczone superego ale i słabe ego, w związku z czym ich sposób funkcjonowania w dużej mierze opiera się na identyfikacjach z kulturą - oni czerpią ze związków z kulturą pewną intelektualną możliwość nazywania swoich doświadczeń, temu towarzyszy jeszcze ten swoisty styl kognitywny; są to osoby szczególnie sugestywne i podatne. Co to znaczy sugestywne? Tzn. skłonne do tworzenia pewnych scenariuszy wyobrażeniowych, w które głęboko wierzą. Należy pamiętać, że one doznają konfuzji poznawczej, te osoby mają kilka minut, dni, tygodni, stany dysocjacyjne, mają poczucie, że ta dysocjacja nie zawsze jest szczelna, nie każdy przechodzi płynnie z jednej tożsamości w drugą tożsamość, tylko bardzo często występują stany pomieszania, podobnego zresztą do stanów występujących w chorobach psychosomatycznych i wtedy te osoby wydobywają się ze stanu pomieszania poprzez nazwanie, jak gdyby stworzenie konkretnej rzeczywistości, konkretnej swojej biografii, bo biografia tych osób jest pofragmentaryzowana; ja nie twierdzę, że są tacy sami jak psychotycy, ale w tym sensie są podobni; zresztą status dysocjacji też nie jest statusem jednoznacznym. Trudno temu przypisać status mechanizmu nerwicowego, jest on o wiele głębszy i bardziej uszkadzający niż mechanizm neurotyczny uszkadzający osobowość. Zatem ci ludzie często doświadczają takiego stanu niejasności, niepełności, nieciągłości swej biografii, swego życiorysu, używają jak gdyby pseudokonfabulacji, wynajmują z kultury, z języka, najczęściej psychologów, tzw. pseudopowody, tworząc swe literackiei. Osoby takie, jak wiecie, mają tendencje nie tylko do teatralności, ale i fantazjowania na swój temat. Są to osoby, które często swoje pragnienia...w tym sensie są też katatymne, możnaby powiedzieć niczym pacjent psychotyczny, bo pacjent psychotyczny też kiedy konstruuje urojenie, to w wielu wypadkach jest to dla niego urojenie korzystne, wręcz prozdrowotne, w tym sensie, że choć w sposób patologiczny to jednak wyposaża go w jakąś tożsamość...konstruując to urojenie czerpie treść z kultury. To oczywiste, nie będę tego rozwijał. Sposób dokumentowania prześladowań przez pacjenta urojeniowego zmienia się wraz ze zmianą i rozwojem techniki; w podobny sposób funkcjonuje pomieszany histeroizm; też ma kłopoty i też uzyskuje pewną tożsamość czerpiąc z kultury i trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ niewątpliwie nasza dzisiejsza kultura dostarcza nam przede wszystkim argumentacji sprowadzającej się do magicznego słowa “nadużycie”. Więc musimy uważać i być świadomi faktu, że mamy do czynienia z ludŹmi u których występuje pomieszanie jawy i snu, jeżeli pojęcie daydreaming jest stosowane do marzeń na jawie, w psychopatologii, to głównie do takich osób, kiedy mają płynną granicę pomiędzy realnością a katatymnym, dziejącym się w takiej przymglonej świadomości, wyobrażeniem.
Dla nas, jako terapeutów nie ma to większego znaczenia, bo pracując z obrazem nieistotne jest na ile jest to obraz urealniony, czy on jest w konkretnym doświadczeniu zakorzeniony, bo ja nie jestem tropicielem prawdy obiektywnej, tylko tropicielem prawdy subiektywnej. Ale w momencie gdy się to przekłada na określone zachowania, obowiązki społeczno-prawne, no to mamy już wielki kłopot, ponieważ kategorie prawne są prymitywne w gruncie rzeczy.
To oczywiście prowadzi do tego, od czego zaczynaliśmy rok temu, tej konkluzji z jaką formą poznania mamy do czynienia; tylko że właśnie to przechodzenie płynne pomiędzy prawdą subiektywną a prawdą obiektywną, obrazem zewnętrznym a rzeczywistością, która w jakiś sposób istnieje poza nami doprowadza to do tego ,że my w gruncie rzeczy mamy do czynienia nie z żadnym konstruktem racjonalnym, że my nie z racjonalnymi konstruktami pracujemy, tylko że pracujemy z konstruktami konceptualnymi, czyli że to co spotykamy u pacjenta, to na czym się skupiamy, to jest pewna jego koncepcja rzeczywistości,a nie żadne obrazowanie czy odzwierciedlanie rzeczywistości. Konceptualny obraz czyli będący pochodną z jednej strony aktywności intelektualnej a z drugiej emocjonalnej - te dwa wektory tworzą własny, subiektywny obraz rzeczywistości pacjenta i jest on nam przekazywany w trakcie badania czy leczenia terapeutycznego.
Chciałbym teraz przejść do prób rozumienia powstawania tych osobowości. Jak z punktu widzenia psychoanalitycznego możemy rozumieć swoiste dylematy histeryków? Tak jak powiedziałem, różne zachowania u obu płci podchodzą pod różną kategorię histrionii i histerii. Spróbuję przedstawić w jaki sposób dochodzi do zachowań histerycznych u kobiet i u mężczyzn, łącząc je z takim uwspółcześnionym przedstawieniem patologicznego, czy też niekorzystnego przebiegu okresu edypalnego. To okres w którym dochodzi do zróżnicowania obiektów, triangulacji, przypisania się przez dziecko do jednej albo drugiej płci. Od końca lat 50' i 60' okres ten rozszerzono: mówi się o okresie edypalnym nie traktowanym tylko jako o zadaniu rozwojowym pojawiającym się ok. 2-3,5 roku życia, tylko mówi się, że to sposób rozwiązywania swoich dylematów płciowych, sposób rozwiązywania swojej popędowości seksualnej i agresywnej, relacji do matki i ojca, także do siebie, oczywiście uwarunkowany rozwojowo sytuacją edypalną, romansem rodzinnym, ale także w pewnym sensie uposażenie, wyposażenie z jakim dziecko w ten wiek wchodzi; co innego gdy tą sytuację edypalną rozwiązywać będzie dziecko, które korzystnie przebyło poprzednie okresy rozwojowe, głównie okres pierwszego roku oraz okres separacji, indywiduacji, a co innego gdy sytuację edypalną będzie rozwiązywać dziecko, którego poprzednie okresy rozwojowe - z tych czy innych względów - przebyło niekorzystnie.
Toteż przyjmuje się, że okres edypalny jest w pewnym sensie kontynuacją poprzednich okresów i - jeżeli jest niekorzystnie rozwiązany - jest ekspresją trudności rozwoju psychoseksualnego, niekoniecznie nawet związanego z rozwojem edypalnym. Mianowicie przyjmuje się, że dziewczynki, bo od nich zaczniemy, jak gdyby doświadczają relatywnie matczynej deprywacji w dwóch okresach: albo przededypalnym, a więc bardziej oralnym, albo mają trudności w rozwiązywaniu sytuacji edypalnej i w okresie tym, w którym się wyłania jasna tożsamość seksualna. Czyli albo mają z matką kłopoty preedypalne, albo edypalne.
Jak wyglądają trudności z matką preedypalne? Przede wszystkim w przypadku pacjentek głównie histrionicznych, a więc tych z głębszą patologią, w okresie preedypalnym następuje utrata obrazu matki jako obiektu odżywczego; obiektu dającego poczucie bezpieczeństwa i stanowiącego gratyfikację emocjonalną i fizjologiczną; utrata takiego obrazu matki kieruje uwagę dziewczynki - około drugiego roku życia - w stronę ojca, w celu gratyfikacji potrzeb zależnościowych. Czyli że one zwracają się do swoich ojców nie tyle jako do ojców, tylko jako do ojców zastępujących matki - to ma kluczowe znaczenie dla zrozumienia póŹniejszych konsekwencji tego faktu. Uczą się one dosyć szybko, że swoiste dramatyzowanie, czy ekshibicjonistyczne odgrywanie emocji są w większości wypadków takimi zachowaniami, które koncentrują uwagę tego ojca zwoiście przeżywanego na dziewczynce, co wg niektórych autorów prowadzi do wczesnej, archaicznej histerii, związanej bardziej nie z przeżywaniem emocjonalnym, a z wytworzeniem stylów zachowań dających większe prawdopodobieństwo utrzymania uwagi ojca. Ale istotniejsze jest to, że zaczynają dojrzewać traktując ojca jako lepszą matkę, muszą w okresie dojrzewania represjonować swoją genitalną seksualność, tak żeby doprowadzić do tego, co jak państwo wiecie nazywa się “małą córeczką tatusia”. Jest to konieczne, aby utrzymać swoisty, infantylny związek z ojcem, związek, w którym nie ma dylematów seksualnych; “mała córeczka tatusia”, która traktuje tatusia nie jako tatusia tylko jako mamusię. Gdy taka mała dziewczynka dorośnie, to prymitywne potrzeby, które charakteryzują wszystkie seksualne relacje w gruncie rzeczy pozostają nadal infantylne; analitycy używają takiego określenia, że następuje u nich stały balans pomiędzy pojęciem piersi a pojęciem penisa. Określenie jest mniej czy bardziej literackie, ale chodzi o to, że one mają pomieszane jak gdyby te dwie reprezentacje: anatomiczne reprezentacje meskie i kobiece. Stąd charakteryzują je swoiście bezwładne zachowania seksualne, ponieważ mężczyzna nie jest dla nich jedynie mężczyzną, ale też jest karmicielem, dostarczycielem skrajnego poczucia bezpieczeństwa czy macierzyńskości. Opisuje się, że w tym wypadku penis męski jest substytutem macierzyńskiej piersi i w gruncie rzeczy takie pomieszanie tych dwóch reprezentacji prowadzi do zupełnego pomieszania ich funkcjonowania - nie tylko seksualnego, ale także interpersonalnego. Czyli można powiedzieć, że one mają głęboko infantylną, nierozwiniętą, niedopuszczoną do głosu, nieprzetworzonąseksualność. One bardzo zbliżone są w tym swoim obrazie, gdzie dominuje nawet nie homo,- czy heteroseksualność tylko konfuzja, w tym obrazie zbliżone są do rozwiązań borderlinowskich. Bo to jest głębokie zaburzenie, na poziomie pomieszania relacji do matki z relacją do ojca z przedokresem i zdezeksualizowanie tych relacji. Mamy do czynienia z najgorszą wersją, tą którą McDougall nazwała archaiczną histerią. Zachowania histeryczne mają tutaj charakter imitacyjny i adaptacyjny, a nie mają w sobie tego rozładowania emocji. To była klasyczna histrionia.
Histeryczne pacjentki w okresie oralnym zasadniczo nie przeżywają tego rodzaju trudności, lecz kłopot z maskami mają przede wszystkim w póŹniejszym okresie, tym nazwijmy to reedypalnym. Kłopot ten polega przede wszystkim na tym, co moglibyśmy określić jako poradzenie sobie z raną narcystyczną. Co jest raną narcystyczną w tym okresie dla dziewcząt? Przede wszystkim stwierdzenie braku penisa. Nie chciałbym być Źle zrozumiany-żyjemy w czasach w których takich rzeczy nie można bezkarnie mówić - nie chodzi o to, że jedna płeć jest lepsza, druga gorsza, tylko chodzi tu o normalną percepcję rozwojową sprowadzającą się do tego, że coś jest albo czegoś nie ma. Dziewczynka odkrywa, że czegoś nie ma, to jest rana narcystyczna. Nie o to, żeby penis był jakimś wygodnym urządzeniem, którego wszyscy zazdroszczą, tym bardziej że mężczyzna, wprawdzie nie w okresie edypalnym tylko póŹniejszym również odkrywa pewne braki: mianowicie brak piersi. Są dwie wersje rozwiązywania rany narcystycznej. Mianowicie, że ta rana może być na poziomie mentalnym czy też wyobrażeniowym, zresztą jest takie modne słowo mentalizacja ( ja nie wiem co to znaczy, ale będę używał), czyli powstała w procesie mentalizacji, albo ta rana narcystyczna przyjęta, zaakceptowana, co oczywiście jest prorozwojowe w tym sensie, że jest uznaniem realności. Czyli może być albo przyjęta, albo na poziomie mentalnym odrzucona, zaprzeczona. Zgoda, że jestem gorsza - oczywiście w dziecięcy sposób rozumiane - może być motorem zanegowania faktu. Co się dzieje jeżeli ta negacja następuje? Nie dochodzi do przeniesienia impulsów libidinalnych z matki na ojca. Czyli nie dochodzi do libidinizacji postaci ojcowskiej, czyli nie dochodzi do dylematów edypalnych.
Matka pozostaje - czyli zaprzeczenie tego zranienia narcystycznego nie powoduje odrzucenia matki, skierowaniem się do ojca, oczywiście już z uwzględnieniem płci, nie jak porzednio jak do zastępczej matki tylko jak do obiektu libidinizowanego; w analizie nazywa się to przeniesieniem fallicznych tendencji u dziewczynki z matki na ojca, więc sami widzicie że falliczne tendencje nie są już jedynie atrybutem męskości, tylko są również atrybutem kobiecości. W każdym razie dziewczynka nie libidinizuje matkę tylko libidinizuje ojca. Jeżeli libidinizuje matkę, nie przenosi, nie wchodzi w romans rodzinny, to wtedy dochodzi do bardzo niekorzystnego rozwiązania pozostania przy matce, ale nie w znaczeniu psychicznym tylko w znaczeniu psychoseksualnym, w przywieraniu do matki. Czym to się charakteryzuje? Przede wszystkim nieświadomą, falliczną więzią z matkami, czyli owocuje to nieświadomym homoseksualizmem, tendencją; matka jest nieświadomym obiektem homoseksualnego pragnienia. Oczywiście że te osoby są często też pomieszane, temu rozwiązaniu często towarzyszy pewien narcystyczny stosunek do swojego ciała przejawiający się traktowaniem swojego ciała jako fallusa, część tych kobiet, które mają nieświadome związki homoseksualne z matkami, ponieważ nie zlibidinizowały ojca, stroi się czy przebiera tak, żeby tam gdzie się pojawią wzbudzić podniecenie seksualne i erotyczne, swoje ciało traktują tak, by w otoczeniu wzbudzić jednoznaczne asocjacje erotyczne i seksualne. Tak, by w otoczeniu budzić jednoznaczne asocjajce seksualne. Ale to nie jest istotne, istotne że na poziomie nieświadomym libidinizują matkę i są w związkach homoseksualnych z matkami. Oczywiście nie jest tak, że one te swoje matki wyłącznie idealizują; one mogą wchodzić w konflikt z matkami, na poziomie werbalnym, kłócić się, awanturować - wtedy traktujemy to jako formę obrony. Tu nie można się koncentrować jedynie na zachowaniach, tylko na nieświadomych aspektach pożądawczych, które mają charakter homoseksualny. One mogą się zachowywać jak kobiety heteroseksualne, mogą nawet wchodzić w relacje małżeńskie, czy inne wieloletnie związki z mężczyznami, ale w gruncie rzeczy będą one miały daleko idącą lojalność libidinalną związaną ze swoją matką. Inwestycje z mężczyznami są zwykle bardzo słabe, one wchodzą bardziej w związki społeczne niż emocjonalne, ponieważ mężczyŹni nie są dla nich na tym poziomie specjalnie atrakcyjni - i to jest właśnie obraz negatywnego kompleksu edypalnego; nie negatywnie rozwiązanego tylko negatywnego tzn. że nieświadomym obiektem libidinizacji i pożądania jest rodzic tej samej płci. Generalnie rzecz biorąc one są też w pewnym sensie preedypalne, aczkolwiek płycej niż te pierwsze inwestycje związane głównie z pomieszaniem matki i ojca, penisa z piersią, tutaj nie następuje zjawisko nieświadomej libidinizacji. Jest to wynikiem nieakceptowanej traumy czy też rany narcystycznej. Jeżeli dochodzi do akceptacji tej traumatycznej, narcystycznej rejestracji faktów, wówczas dochodzi do rozpoczęcia romansu edypalnego czyli skierowania przez dziewczynkę uwagi na ojca. I tutaj problem polega na tym czy okres romansu edypalnego zostanie pozytywnie rozwiązany, tzn. podczas libidinizacji relacji z ojcem będzie nadal utrzymana erotyczna więŹ z matką. Na czym ona polega? Na niezaprzeczaniu procesowi identyfikacji i wejściu w rywalizację z matką. Generalnie rzecz biorąc czy chodzi o dziewczynki czy chodzi o chłopców, pozytywny rozwój procesu edypalnego sprowadza się do utrzymania rywalizacyjnej relacji z rodzicem tej samej płci z wykluczeniem relacji seksualnych. Nie wiem czy ja mówię jasno? W przypadku chłopca to jest rywalizacja z ojcem, z wyłączeniem rywalizacji o matkę. W przypadku dziewczynki odwrotnie. Jest to związane z uznaniem realności, że relacje seksualne są zastrzeżone dla rodziców. Nie wejście w taką omnipotentną sytuację, wejście w rywalizację o rodzica płci przeciwnej z rodzicem tej samej płci, jest rozpoczęciem negatywnie rozwiązanego kompleksu edypalnego; nie negatywnego kompleksu edypalnego, bo wtedy jest homoseksualna sytuacja, tylko negatywnie rozwiązanego kompleksu edypalnego. W przypadku dziewczynki charakteryzuje się on rywalizacją z matką o ojca, czyli że ta dziewczynka, w porównianiu z poporzednią wersją była w stanie porzucić matkę i związać się libidinalnie z ojcem, ale nie jest w stanie porzucić ojca dla innych mężczyzn. Też jest “małą córeczką tatusia”, tylko że seksualną małą córeczką tatusia, w odróżnieniu od tamtej, która była zdeseksualizowana. Czyli że one się wiążą z ojcami, tylko nie są w stanie ich opuścić. Oczywiście że jak zostaną z ojcami, nie są w stanie ich opuścić, przeżyć utraty na korzyść matki, to wtedy aktywizują w sobie wcześniejsze, omnipotentne możliwości funkcjonowania psychicznego, co powoduje, że aktywizują różne oralne tendencje i oralną wrogość kierują w kierunku matki, pojawiają się fantazje o zabójstwie matki, może nie w znaczeniu fizycznym, ale eliminacji matki io pozostaniu w relacji z ojcem, ale już nie ojcem jako zastępczą matką lecz ojcem jako partnerem seksualnym. Oczywiście nie w dojrzałym znaczeniu tego słowa. Zatem rozwija się wrogość do matki równocześnie w związku z ojcem.
I tu są też proszę państwa jak gdyby dwie wersje, ponieważ pierwsza wersja jest taka, że aby dokonać takiego romansu z ojcem, nie wystarczy tylko wrogość do matki, próby wyeliminowania jej z tego związku, ale także trzeba dokonać pewnych zabiegów dotyczących seksualności. Są tu dwa zabiegi, mianowicie dwa procesy wyparcia: albo wyparta jest zazdrość o członka, albo wyparte jest pożądanie. To umożliwia trwanie w tym edypalnym, nie z nadużyciem przebiegającym tylko w fantazji rozgrywanym, romansie pierwotnym, rodzinnym. Jakie są konsekwencje tego pozostawania z ojcem po wyparciu zazdrości o członka? Wtedy dokonuje się szeroko pojęta idealizacja członka, wtedy nabiera on wyjątkowego znaczenia, a a nabranie przez niego wyjątkowego znaczenia owocuje, nie poprzez stwierdzenie jego braku, bo w prawidłowym rozwoju nie zatrzymuje się, nie wypiera zazdrości o członka, tylko się identyfikuje z matką, ale w momencie kiedy wypiera zazdrość o członka, co jest rzeczą kluczową do pozostawania w relacji z ojcem, wtedy ten członek nabiera wyjątkowego znaczenia i wtedy tworzą się fałszywe różnego rodzaju rozwiązania i postawy. Czym one się charakteryzują? No właśnie, one się tu dopiero, w tej patologicznej wersji charakteryzują nadmierną idealizacją, nazwijmy to sobie, męskości. Stworzeniem z mężczyzn jakiejś osoby, postaci, jako afirmacji, która byłaby szczególnie godna uznania, admiracji, no i oczywiście zazdrości. To tworzy, opisany m.in. przez Freuda, kobiecy kompleks kastracyjny. To właśnie na tym poziomie, a nie na poziomie percepcji anatomicznej, jako mała dziewczynka która rozpoczyna to zranienie narcystyczne - przyjęte czy nie przyjęte - tylko tu, na tym poziomie dziewczynka zaczyna się przeżywać jako gorsza, a wszystko co ma związane z męskością przeżywać jako lepsze. Nie rozwija swojej kobiecości, tylko rozwija swoją kobiecość imitującą męskość. Czym to się przejawia, wszyscy państwo wiedzą, to jest świat kobiet w którym dominuje świat życzeniowy, stąd usiłują one zagarnąć wszystkie stanowiska, które kulturowo przypisane są do mężczyzn; wartość takiego stanowiska polega na tym, że jest ono męskie. Inną formą rozwiązywania tego pragnienia wypartego zazdrością o członka przez pragnienie członka jest dążenie do władzy poprzez drugą osobę. Stąd te słynne szyje: mężczyzna jest głową, ale tą głową kręci szyja, czyli takie jak gdyby sprawowanie władzy, ale ta władza wówczas utożsamiana z męskością jest Źródłem pożądania. Te osoby w związku z tym mają klasyczny zespół rozszczepienia pomiędzy pożądaniem a pomiędzy kochaniem. Pożądanie bowiem jest wtedy wypierane i doprowadza do takiej sytuacji, że bardzo często innych mężczyzn kochają a innych pożądają. Co oznacza, że one nie tylko czynią mężczyznę nieszczęśliwym, bo zwykle mając kompleks kastracyjny, mają one tendencje do unieszczęśliwiania mężczyzn, np. takim klasycznym zachowaniem jest rozkochać i porzucić; nie tylko mężczyŹni to robią, ale i kobiety co poniektóre. W każdym razie robia nie tylko to, ale i wychodzą za mąż, albo łączą się z mężczyznami nie tymi, których kochają. I tęsknią do jednych mężczyzn, a współżyją z innymi. Dlaczego? Nie chcą się wiązać z silnym mężczyzną, dlatego, że musiałyby uznać wtedy swój kompleks kastracyjny. Z tej puli rozwiązań, że tak powiem, wywodzi się słynna “kastrująca kobieta”. Ona oczywiście kastruje w specyficzny sposób, pozbawiając męskości nie tyle swojego męża, co dzieci. Uważa, że jedyną kompetentną osobą do wychowywania jest ona, eliminując z procesu wychowawczego, czy emocjonalnej interakcyjności w rodzinie, swojego męża, czy partnera. Kastracja przebiega głównie w obszarze ojcowania, a nie męskości. Owszem, te kobiety, mówiąc potocznie, są bardzo zazdrosne i walczą o swoich partnerów, ale nie dlatego, by ich specjalnie kochały, tylko dlatego, że męskość jest cenną rzeczą. Następuje uprzedmiotowienie mężczyzny, i walczą nie tyle dlatego, że nie mogą znieść rywali do uczuć swych partnerów, tylko dlatego, że myślą kategorią “partner jest mój”. Zwykle są dość nieszczęśliwe, bo ten sposób funkcjonowania pozbawia je wielu wartościowych uczuć. Często żyją fantazjami, takimi klasycznymi są fantazje o gwałcie lub o prostytucji. Obie te fantazje w gruncie rzeczy dotyczą tego stosunku kastracyjnego, mianowicie fantazja o gwałcie ma być fantazją która omija poczucie winy za przyjemność seksualną a jednocześnie jest jakąś namiastką seksualnej przyjemności, podczas gdy fantazja o prostytucji jest nie tyle masochizmem osobistym, o czym wspominałem przy perwersjach, co chęcią zabierania mężczyznom pieniędzy. Jest swoistym sposobem atrybutyzowania czy symbolizowania pieniędzy. Oczywiście, że tak samo jak wierną żoną tak i kurtyzaną zostaje się z wielu różnych powodów, ale tu, występuje ten motyw, ten wątek zostania kurtyzaną, że chodzi bardziej o zabieranie niż o sprawy seksualne. Obie też są, w tym rozwiązaniu kiedy następuje wyparcie zazdrości o członka, te kobiety są w stanie doświadczać, najogólniej rzecz ujmując, satysfakcji seksualnej. W różny sposób, bywa że perwersyjny, ale są w stanie najczęściej tą satysfkakcję uzyskać. PóŹniej się to wszystko jeszcze wiąże ze swoistym stosunkiem do związku, ponieważ motywacje, jak mówiłem, są bardzo neurotyczne, bardzo konfliktowe - w tym sensie neurotyczne - i często w tej zazdrości jest też częściowe wyparcie pożądania, i związki tworzone przez te osoby charakteryzują się dużym poziomem wrogości zaprzeczanej. Czym się przejawia zaprzeczana wrogość? Tworzeniem takiego standardu w małżeństwie czy związku, że największą wartością jest spokój. I klasyczne małżeństwa zasadzone na negatywnie rozwiązanych problemach edypalnych, to są małżeństwa, które znoszą konflikt. A konflikt, co wam wielokrotnie mówiłem, konflikt, który jest istotą bycia wewnętrznego i interpersonalnego, jest tu z powodu siły wrogości zaprzeczany i na to miejsce pojawia się standard spokoju. I klasyczne małżeństwo neurotyczne to małżeństwo, w którym ma być spokojnie, bezpiecznie i w którym mają się wszyscy szanować i ma być grzecznie. To się oczywiście odbywa kosztem intensywności relacji emocjonalnej, a uczucia wrogości są wtedy głęboko tłumione i rozwiązywane poprzez pełnienie odpowiednich ról. Te małżeństwa, wiecie przecież z własnej praktyki, które funkcjonują wg takiego że tak powiem imperatywu, po pewnym czasie produkują bardzo patologiczne formy współżycia.
Drugą wersją jest wersja z wyparciem pożądania.(...) Fakt, że matka mnie bardziej kocha niż mojego tatę, albo wtedy kiedy mam bardzo wysoki poziom wrogości w stosunku do niego, albo kiedy ojciec mi przeszkadza, że karze mnie za każdy odruch rywalizacji czy złości; bardzo różne prowadzą drogi do lęków kastracyjnych: albo negatywnie rozwiązywany proces edypalny, albo błędy wychowawcze albo jeszcze inne okoliczności. Chodzi mi o to, żebyście konfliktowość tych pacjentów, pacjentek, postrzegali poprzez ich związki interpersonalne, historie ich życia, a nie ich deklaracje. Bo - kończąc ten wątek - jeżeli mówimy o pacjentkach, które zakochują się w ojcu, to czym to się będzie przejawiać? Poza tym, że będą nieszczęśliwe, że będą walczyć ze swoimi matkami, nie będą chciały być do nich podobne tylko od nich różne. Będą dokonywać swoistych wyborów jeśli idzie o partnerów. Będą dla nich przede wszystkim te związki atrakcyjne, które są zakazanymi. Jeżeli będziemy mówić o przeniesieniu histerycznym - zakazanymi bo relacja z ojcem jest zakazana, jest tabuizowana w społeczeństwie. W związku z tym w ich biografii będzie się powtarzać fascynacja zakazanymi związkami miłosnymi. Jacy w związku z tym mężczyŹni będą dla nich atrakcyjni? ¯onaci. A z profesji: ksiądz, psychoterapeuta, nauczyciel. Będą to osoby, które są obrazami zakazanych mężczyzn, osobami tabuizowanymi. To będą klasyczne miłości. Stąd terapeuta - szczególnie analityczny, bo jak humanistyczny poklepie czy uszczypnie, to uważa że tylko osobowość się komuś rozwija; ten, który narzuca sobie tabu cielesności, że kontakt fizyczny jest zakazany - no może dlatego, że ma lęki - po to aby aktywizować reprezentacje psychiczne; po to pozbywamy się cielesności. Jeżeli nawet podacie rękę, to ta ręka jest ciepła, zimna, wąska, spocona - ona przestaje być obiektem wyobrażenia tej osoby a staje się realnością; dlatego prohibujemy ciało w kontakcie interpersonalnym, dosyć nawet radykalnie. Rzecz jasna, im bardziej jesteśmy nieobecni cieleśnie, tym bardziej atrakcyjny stanowimy dla tych osób obiekt. Bo jak można mnie poklepać, pogłaskać po głowie, przytulić, no to to się już trochę ta sytuacja robi bezpieczniejsza, eskaluje się tą sytuację i uwiedzenie takiego terapeuty może być powtórzeniem bardzo edypalnych pragnień. Jest rzeczą ewidentną, że ta technologia, ta technika jak gdyby szczególnie ostro stawia ten problem.
Tak to wygląda u kobiet, jak widzicie, jest kilka wersji takich rozwiązań. Wartałoby jeszcze raz przypomnieć, że albo jest to rozwiązanie preedypalne, wynikające z pierwotnej konfuzji, pierwotnej deprywacji macierzyństwa i bardzo pierwotnego przeniesienia tych tendencji na ojca, albo w drugiej wersji jest to nie wytworzenie sytuacji edypalnej i poradzenie sobie z raną narcystyczną, albo wytworzenie sytuacji edypalnej i nie poradzenie sobie z raną narcystyczną. Jeżeli sobie ktoś radzi i wchodzi w romans z ojcem, to rozwojowo też może mieć tą złą wersję, to znaczy przywieranie do ojca i nieporzucenie. Czyli realnie rzecz biorąc, jak by to wyglądało korzystnie rozwojowo? Trzeba by najpierw wiązać się z matką, potem porzucać matkę, wiązać się z ojcem i porzucać ojca. Czyli nasza zdrowa identyfikacja zbudowana jest na więzach i separacjach. Zahamowanie na którymś etapie tego procesu więzi i separacji będzie owocować tym czy innym obrazem zaburzeń w rozwoju psychoseksualnym.
U mężczyzn ten szkic rozwojowy przebiega podobnie. MężczyŹni też są w gruncie rzeczy histrioniczni, pacjenci mogą doświadczać matczynej deprywacji, w tym pierwszym okresie mogą kierować się do ojca, mogą w związku z tym modelować mniej lub bardziej homoseksualne czy heteroseksualne związki, mogą się od matki nie oddzielać i przez to rozwijać imitujacą formę zniewieściałą, przybierać tożsamość jak najbardziej imitującą matkę, albo rozwijać imitację różnego rodzaju kulturowych stereotypów: hipermęskości, takiego supermena, to, co nazywają takim superuwodzicielem, który no...czym silniejszy konflikt, tym silniejsza obrona, a zatem im większy uwodziciel tym większy ma lęk kastracyjny - do tego można by to było sprowadzić.
Te lęki kastracyjne u mężczyzn objawiają sie głównie albo poddaniem się i zostaniem “psychiczną kobietą”, albo też masywną walką i staniem się takim idealnym mężczyzną.
Negatywny kompleks edypalny to jest rezygnacja z rywalizacji w stosunku do ojca albo substytutu ojca. Efektem tego jest pasywność, szczególnie wyrażona w szukaniu partnera seksualnego - to są mężczyŹni, którzy są wybierani przez kobiety. Mogą też mieć pasywne fantazje homoseksualne. Moga oni, jeżeli mają silne związki z matkami (imitacyjne), nie stać się homoseksualistami, ale heteroseksualistami, którzy są w gruncie rzeczy zakochani w swojej matce, przez co z żadną kobietą nie mogą być szczęśliwi. Albo wybierają celibatowy styl życia, co jest rozumiane jako nieświadome zachowanie lojalności w stosunku do swojej matki, albo mogą łączyć sie z kobietami, których nie będą kochać, ponieważ w gruncie rzeczy każda kobieta będzie porównywana z ich matką, w taki sposób, że rywalizację tę będzie zawsze przegrywać. Cały czas towarzyszą im bardzo silne lęki kastracyjne, które mogą też rozwiązywać poprzez pracę, nie tylko poprzez liczne romanse. Tu oczywiście uczestniczy mechanizm przesunięcia. Tendencja ta może się ujawnić w ten sposób, że praca przestaje być jedynie Źródłem pewnego prestiżu i pieniędzy, a staje się takim kompulsywnym obszarem przede wszystkim sławy. Szukają oni w pracy nie tyle finansowo - prestiżowych gratyfikacji, lecz sławy. Sława ma być instrumentem potwierdzającym ich męskość. Jest to taki narcystyczny sposób wykorzystywania pracy.
Na dziś skończę, nastepnym razem przejdziemy do leczenia.
opracowała Barbara Towpasz