150
Rozdział VIII
Porzucenie ciała
151
Nie było zatem ze strony mnicha żadnego potępienia, ale i żadnej litości. Buddyzm nie niesie ze sobą litości ani miłosierdzia, lecz współczucie. Skąd zaś może wypłynąć największe współczucie, jeśli nie z najgłębszych pokładów spokoju? Litość osłabia i upokarza, a miłosierdzie może upodlić. Czemu więc powierzyć tajemnicę bólu i słabości, jeśli nie niewzruszonemu współczuciu? Ono wie, ale nie osądza, a ponieważ wszystko rozumie, może niczym się nie niepokoić. W sztukach no, również zainspirowanych przez ideał amidyzmu, flety opowiadają o tęsknocie i najsilniejszej nostalgii, zaś taniec aktora, gdy przyspieszy rytm bębnów, wyraża żar i furię wylewające się z długo uśpionego wulkanu. Jest to taniec opętania, wyzwolenia, wyrażający wewnętrzne rozdarcie wędrownego mnicha, którego losowe spotkanie postawiło na deskach teatru w obliczu piekła ludzkiego serca. Mnich zdołał jednak wytrwać w opanowaniu, gdy pod jego niewzruszonym spojrzeniem najgorętsze więzy spalały się w swoim ostatnim ogniu, nie wywołując u niego żadnych słów litości ani potępienia.
W ostatecznej chwili jedyną pomocą wyświadczoną przez mnicha Ko-remoriemu jest przypomnienie o zobowiązaniach, na których zasadza się nadzieja na wstąpienie do Czystej Ziemi:
...Wystarczy, aby twoja wiara była głęboka, abyś nie zasiał w sobie nawet najmniejszego zwątpienia. Wtedy, jeżeli z największym oddaniem wezwiesz dziesięć razy - co też ja mówię? - jeden raz Jego Imię, wtedy Amida Nyorai, sprowadzając Swoje Ciało, niezmierzone jak piaski rzeki Heng, do rozmiaru jednego sążnia i sześciu piędzi, otoczony przez Kannon, Seishiego oraz przez zwarte zastępy niezliczonej i świętej kohorty bodhisattwów i buddów widocznych teraz dla twoich oczu, przy dźwięku instrumentów i hymnów, w jednej chwili pojawi się we wschodniej bramie Raju, aby ciebie przyjąć. Toteż pewnym jest, że w chwili, gdy będziesz myślał, iż zagłębiasz się w otchłanie błękitnego morza, wzniesiesz się ku fioletowym obłokom. I jeżeli uda ci się całkowicie oderwać od rzeczywistości i osiągnąć Oświecenie, gdy już staniesz się buddą, wtedy bez wątpienia będziesz mógł powrócić do tej krainy cierpienia, z której pochodzisz, aby stać się przewodnikiem dla swej żony i dzieci, wracając tym sposobem do skalanego świata, dla zbawienia ludzi i aniołów. Po tych słowach zadzwonił w rytualny dzwonek, aby zachęcić go do modlitwy. Wtedy Koremori, dostrzegając w tym okazję do dostąpienia swego zbawienia, odrzucił wszelkie uczucia przywiązania i mocnym głosem powtórzył stukrotnie wezwanie do Amidy, i proklamując „Chwała!" rzucił się do morza. Jego towarzysze, Shigekage oraz Ishidómaru, podążyli za nim w fale, tak jak on, ze Świętym imieniem na ustach.
Śmierć Koremoriego i jego dwóch towarzyszy w pobliżu wybrzeży regionu Kumano wpisuje się w długą tradycję z IX wieku, trwającą do wieku XVIII - odrodzenia się w raju poprzez utonięcie (Jusui oj o). Maha-janistyczne legendy umieściły Bodhisattwę Współczucia na górze Potala-ka (jap. Fudaraku), będącej jednym z etapów w podróży do Czystej Ziemi Buddy Amidy. W japońskich środowiskach amidystycznych wyrosło przekonanie, iż rzeczona Fudaraku istnieje pod postacią wyspy na oceanie, w pobliżu półwyspu Kii. Dostrzegamy odradzający się w tej legendzie topos wysp szczęśliwych, zmieszany jednocześnie z wierzeniem, które nakazuje morskim ludom umiejscawiać pobyt umarłych poza wodą. Można więc było pożeglować do Fudaraku, samotnie lub w grupie, po ostatniej pielgrzymce do sanktuariów Kumano. Podnoszono żagle przy śpiewie litanii do Kannon i Amidy, do znudzenia powtarzając modlitwę nembutsu. Wreszcie, gdy łódź znajdowała się już w wystarczającej odległości od wybrzeża, skakano przez burtę lub rąbano łódź ciosami siekiery. Te religijne samobójstwa stały się liczniejsze od XIII wieku, kiedy rozpowszechnienie się fideizmu Hónena i Shinrana wprowadziło wiarę w Czystą Ziemię i przekonanie o zbawieniu za pośrednictwem nembutsu. Japońska tendencja do technicznej perfekcji popchnęła ich wtedy do zbudowania do tego rodzaju podróży specjalnych łodzi z ruchomym dnem -natychmiastowe utonięcie gwarantowane.
W XVI wieku jezuici mieli okazję zaobserwować ten zwyczaj. Już wtedy mieli tendencję do postrzegania buddyjskich Czcigodnych jako „czysty wymysł demonów", jak to określił święty Franciszek Ksawery. Zaś samobójstwa potwierdzały ich najmroczniejsze wnioski: Szatan, niezadowolony z wykorzystywania tych naiwnych za życia, przekonuje ich do tego, by ostatecznie ulegli pokusie śmierci.
Nie ma nic bardziej zwykłego od oglądania pływających wzdłuż wybrzeży łodzi wypełnionych tymi fanatykami, którzy rzucają się do wody obładowani kamieniami lub dziurawią swoje łodzie i toną, śpiewając chwałę boga Kano-na, którego raj znajduje się, jatć mówią, w głębiach oceanu. Patrzy na nich niezliczony tłum, wynosi pod niebiosa ich odwagę i pragnie otrzymać ich błogosławieństwo, nim znikną14.
14 Słowa Ojca Charlevoix zostały wyjęte z jego Historie et description generale du Ja-pon, Paris 1736, t. I, s. 224.