Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 2


Część pierwsza wyszła bardzo łzawo... Ale nie martwcie się- tak nie będzie zawsze! Wreszcie zaczyna się coś dziać!

Slayers Shimpai

part two

Gabinet. Przytłumione światło lampki z biurka. Wszędzie idealny ład i porządek. Na ścianach, za szkłem owady, na szpilkach. Piękne motyle i chrząszcze. Wszystkie z dyskretnymi karteczkami: gatunek, data złapania czy też cena.

Słońce zachodziło czerwienią, jego promienie odbijały się od szklanych ścian wieżowców. Przed wielkim oknem, z rękoma za plecami stał mężczyzna. Patrzył na miasto, skąpane w ostatnich gorących promieniach.

Dźwięk pukania od strony drzwi. Nerwowego- jakby ten kto stał na zewnątrz nie chciał zostać usłyszany.

-Wejść.- Miał mocny głos, nawykły do wydawania rozkazów.

W biurze pojawił się chudy facet w białym garniturze. Skłonił się, choć nie został zaszczycony nawet spojrzeniem.

-Macie coś nowego?

-Ekhm... Tak proszę pana. Inwerse...

-Taak?

-Ona... Wyjechała z miasta.

-Hmm... Wiecie gdzie teraz jest?

-Ekhm... Mamy przybliżone namiary... Gdzieś w Wielkim Berlinie...

Cisza. Facet zaczął się denerwować. Patrzył na owady na igłach- nieprzyjemne skojarzenia...

Generał odwrócił się- wciąż nie widział jego twarzy. Usiadł przy biurku w fotelu z brązowej skóry.

-Przybliżone?- Powtórzył. Podniósł jednego z motyli. Obrócił go w palcach podziwiając skrzydełka...- Wiesz chłopcze, uwielbiam zbierać... Owady. Układać je... Na opisanych miejscach. To takie miłe! A wiesz co sprawia mi największą przyjemność?

-Nie wiem sir.

-Oczywiście. Nie wiesz, ale ja ci powiem: bezużyteczność. To niczemu nie służy i dlatego jest zabawne. Wszelki cel ująłby temu wdzięk. Jak w życiu: Jeśli coś przestaje być potrzebne... PACH!- Nadział motyla na szpilę. Chłopak patrzył zdumiony i... Tak: przestraszony. Może to o nim...- Przebić szpileczką i masz piękny okaz do kolekcji.

Milczenie. Odłożył motyla i splótł dłonie.

-Mam nadzieję, że pojmujesz. Możesz odejść... Znajdź Inwerse. Nie przejmujcie się resztom- są bez znaczenia. Ale Inwerse muszę dostać... Odmaszerować.

Szła szybkim krokiem przez bulwar. Zapalały się już pierwsze latarnie, nocne kluby otwierały drzwi. Ludzie wychodzili na ulicę- żeby zaszaleć, żeby utopić smutki albo żeby zarobić. Nikt nie zwracał uwagi na niewysoką dziewczynę w płaszczu khaki z walizką. Mijała sklepowe wystawy i roześmianych ludzi.

Musiała zniknąć- zaszyć się gdzieś i przeczekać... Tylko że w obecnych czasach trudno było zniknąć. Wyciągnęła wszystkie pieniądze z kąta- żeby jej nie namierzyli... Choć płacenie gotówkę było kłopotliwe- nie miała wyboru.

W tym mieście kiedyś kogoś znała... Kogoś kto miał u niej dług. Czas ten dług spłacić.

Przystanęła przy automacie z gazetami. Patrzyła na zdjęcie z pierwszej strony...

Zaciągnęła kaptur i niemal biegnąc wezwała taxówkę. Pojawiła się niemal natychmiast... Odjechała szybko.

Z pierwszej strony Galactic Diary na przewijający się tłum patrzyło oblicze kapitan Liny Inwerse. Poszukiwanej przez GTSZ za sabotaż i dezercję.

Stanęła przed wielkim gmachem sądu. Ciekawe czy zastanie ja w pracy? Białe marmurowe schody prowadziły do ogromnych drzwi. Kolumny wznosiły się wysoko... Zaczęła wchodzić. Z nudów liczyła stopnie. Szła równym marszowym krokiem, do którego nawykła jeszcze w akademii.

Zatrzymała się przed drzwiami- udając, że szuka czegoś w kieszeniach- rozejrzała się dyskretnie... Taak- wciąż tam był.

Facet w czarnej kurtce- oglądał wystawę parsoconów. Łaził za nią już od dwóch godzin- kilkakrotnie próbowała go zgubić- nie dał się jednak zwieść. Wysiadała i wsiadała do taxówek, łaziła po supermarkecie- nic. Wciąż wlókł się za nią.

Miała nadzieję, że przynajmniej teraz się od niej odczepi- kiedy wejdzie do sądu... Ale nie- to zawodowiec, nie boi się Temidy. Zresztą miała też w sądzie sprawę do załatwienia...

Poprawiła kaptur i weszła. Drzwi zasunęły się za nią.

Po chwili w holu pojawił się również i facet w kurtce. Podszedł do komputera za ladą.

-Przepraszam... Przed chwilą weszła tu pani w płaszczu- gdzie poszła?- Parsocon patrzył na niego krótką chwilę. Wyglądał jak ładna 20 latka z brązowymi włosami. Tylko uszy- wejścia na kable- ujawniały, że nie jest człowiekiem a androidem.

-Schodami na górę, potem na lewo proszę pana.

-Dzięki.

Popatrzył na schody. Magnum ciążyło mu w kieszeni.

Cholera- powinna użyć windy! Była padnięta- dwanaście pięter pieszo, po całym dniu na nogach!...

Popatrzyła na mosiężną tabliczkę na drzwiach numer 890... Wydział sporów rodzinnych. Dobrze. Marti tu właśnie pracowała- odziedziczyła stanowisko po ojcu. Dobrze jest mieć znajomych wśród sług Sprawiedliwości...

Nacisnęła klamkę. Znów holl- recepcja. Android za biurkiem podniósł głowę.

-Proszę?

-Szukam Martiny Xoana Mel Navrotilowy... Jest na sali?

-Pani Nawrotilovy?- Parsocon zdziwił się wyraźnie. Zaniepokoiła się- kompy takie jak ten, rzadko się czemukolwiek dziwiły.- Pani Nawrotilowa przecież wyjechała tydzień temu. Rzuciła pracę i odeszła... Nie sądzę by jeszcze kiedykolwiek tu wróciła.- Patrzyła zdumiona dłuższą chwilę.

-Wy... Wyjechała?- Niemożliwe... To oznacza... To oznacza że...

Odwróciła się- w drzwiach stał facet w kurtce... Teraz z bliska mogła bez trudu go rozpoznać...

-Ty...

-Ja.

Siedzieli w restauracji. Drogiej. Machnął na kelnerkę... Po chwili pojawiła się z drinkami.

Patrzyła na wszystko- zwykli ludzie, nie zwracali uwagi na rudą dziewczynę z chłopakiem, przy stoliku numer 9. Ona natomiast patrzyła- śledziła każdy ruch, każde drgnienie...

-Nie łudź się nawet. Nie masz szans zwiać.- Podniósł kieliszek do ust. Czerwone wino- dla niej i dla niego... Cóż za ironia- napój zakochanych, koloru krwi...

-Po co tu jesteśmy?- Sięgnęła po swój trunek- nienaturalnie rozluźniona i niedbała.

-Po prostu muszę zaczekać na moich mocodawców. Tak jest chyba lepiej niż siedzieć związaną na ławce w parku, czyż nie Inwerse?

-Taak...- Odstawiła kieliszek i zamyśliła się. Zdjęła płaszcz- powoli i spokojnie. Panując nad każdym ruchem- zmysłowo? Miała nadzieję.

-Daruj sobie te Gestapowskie metody. Nie zrobisz na mnie wrażenia.

-Jasne Garou.- Pociągnęła mały łyk ze swojego kieliszka- zapatrzona w okno. Już nawet nie miała nadziei... Po prostu czekać. Zabiorą ją do Gangrela- Ruby Eye- i... Pewnie zabiją. Ale cóż... Takie jest życie. Jej będzie raczej krótkie.

-A powiedz mi jeszcze Garou... Dlaczego ty taki zawzięty na mnie? Hmm?

-Nie podobało mi się jak strzelałaś do mojego hologramu.

-Chętnie zrobiłabym to jeszcze raz Garou.

-Wiem. I na wzajem.

Szła z nim pod ramię- udając całkiem spokojną- choć wiedziała że w jego kieszeniach wylegują się dwa magnum... W tym jedno jej... Cholera- jak mogła dać się tak wyrolować? Cholera! Niech by to jasny szlak...

Zatrzymał się przy wejściu do zaułka... Właściwie nie był to zaułek, tylko przejście między budynkami- do następnej ulicy. Wszedł tam- ciągnąc ją za sobą. Opierała się lekko- ale cóż mogła zrobić?

Mogła- dużo...

Zatrzymała się nagle- spojrzał na nią zirytowany... Już miał coś powiedzieć, gdy obcas jej nowego buta wylądował mu na stopie. Skrzywił się z bólu- ale zaraz poprawiła kolanem- wiadomo gdzie... Jęknął i skulił się na ziemi.

-I tak... Nie masz... Szans...

-Skąd wiesz?- Uśmiechnęła się jeszcze odbierając mu walizkę.

Jego spojrzenie powędrowało za jej plecy- obejrzała się również... Za nią stało czterech drabów w garniturach. Otworzyli gościnnie drzwi białej limuzyny... Wyraźnie widziała pistolety zarysowane pod marynarkami.

-Eee...- Zaniemówiła. Odwróciła się- Garou już podnosił się z ziemi wyciągając broń... Jeden z nich podszedł i wykręcił jej ręce do tyłu- nawet nie protestowała- był chyba grawitantem, co znaczy, że przewyższał swą siłą znacznie siłę człowieka.

-Puśćcie mnie!!!- Krzyknęła- może usłyszy jakiś człowiek- ktokolwiek?- Pośćcie...- Zakneblowali jej usta. Wierzgała i wierciła się- choć wiedziała, że to nic nie da.

-Puśćcie panią.- Zatrzymali się- ładując ją do limuzyny.

U wylotu zaułka stała wysoka postać. Czarny płaszcz, dłonie w kieszeniach- twarz skryta w cieniu.

-Niby czemu, gryzipiórku?- Mogłaby przysiąc, że się uśmiechnął. Nic nie powiedział- wyciągnął broń...

Był piekielnie szybki. Po chwili limuzyna odjechała z piskiem opon- przeżyło tylko dwóch- Garou i kierowca. Reszta krwawiła powoli na asfalcie. Podniosła się z ziemi i otrzepała płaszcz. Spojrzała wyzywająco na obcego.

-Mogę poznać imię mojego wybawcy?

-Znasz je.

Postąpił krok- światło padło na jego twarz...

Mogła spodziewać się wszystkiego... Wszystkiego- ale nie tego...

miju7@op.pl



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Slayers Shimpai ~$ayers Shimpai
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 1
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 1
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 9
Slayers Shimpai, Slayers Shimpai 3
Slayers Sorai SS1
Slayers Sorai SS7
Domek z kart, Slayers fanfiction, Oneshot
Kiblowe perypetie, Slayers fanfiction, Oneshot
Szkarłat, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajka bez tytułu, Slayers fanfiction, Oneshot
Przeznaczenie, Slayers fanfiction, Oneshot
Familiada, Slayers fanfiction, Oneshot
1+1+1=2, Slayers fanfiction, Oneshot
W domu Xella, Slayers fanfiction, Oneshot
Bajarz, Slayers fanfiction, Oneshot
Reakcja, Slayers fanfiction, Oneshot
Pałerkahers 1, Slayers fanfiction, Prace niedokończone
Droga, Slayers fanfiction, Oneshot

więcej podobnych podstron