006 djvu

006 djvu



SEN.

Śpię —a serce swą źrenicą

Czuwa,— słyszę jego głos:

Puść mnie siostro, gołębico,

Pełny rosy jest mój włos.

Głowę mi spłukała rosa;

A ja rzekłam: Cóż począć ?

Zmaże mi się noga bosa,

Ni tak prędko suknię wziąść.

Mój kochanek białą ręką

Przez drzwi kraty błaga wciąż,

A zmiękczona jego męką

Wstałam odsunąć wrzeciądz.

Olćj mirry na zaworze

Z ryglów po mych palcach cićkł,

Otworzyłam — a na dworze

Już nie było go—już znikł.

Serce mi się roztopiło,

Wołam — nikt się nie ozwie,

Szukam — a jego nie było,

Jak straż nocna zeszła mnie.

Płaszcz mi zdarli — srogie rany

Zadał cios ich dzikich rąk;

Jeśli wiecie gdzie kochany

Mówcie, ile cierpię mąk.

Któż jest piękna nad pięknemi Twój kochanek pełen kras,

Że nas słowy tak tęsknemi

1 zaklęciem wiążesz nas.

Biały on jest i czerwony,

Z tysiąca mógł tylko wyjść,

Głowa złotem — włos kręcony Jako kruk lub palmy liść.

Oczy jego gołębice,

Nad potokiem co się gnie

One siedzą i w krynicę

Niby w mlóko nurzą się.

Lica są grządkami ziela

Pełnemi wonnego tchu,


Wyszukiwarka